zapisala.

Pierwsza mysl brzmiala: W klanie sila.

Trudno to bylo przelozyc na ich jezyk, ale zrobila, co mogla. Wiekszosc szczurow nie potrafila czytac w ludzkim jezyku. Po prostu za trudno bylo ulozyc linie i zakretasy w jakis sens. Wiec Sliczna pracowala bardzo ciezko, by ulozyc jezyk, ktory mogly czytac szczury. Narysowala duzego szczura skladajacego sie z malych szczurow.

Pisanie doprowadzilo do scysji z Szynkawieprzem. Nowe pomysly potrzebowaly trampoliny, zeby dostac sie do glow starych szczurow. Niebezpieczny Groszek tlumaczyl swoim dziwnym spokojnym glosem, ze to, co zostanie zapisane, przetrwa nawet smierc szczurow. Powiedzial, ze kazdy szczur powinien nauczyc sie tego, co umie Szynkawieprz, na co Szynkawieprz odparl: „Nie ma mowy!”. Jemu zabralo lata nauczenie sie niektorych sztuczek. Dlaczego mialby sie teraz nimi dzielic? To by znaczylo, ze kazdy mlody szczur wiedzialby tyle co on!

Niebezpieczny Groszek odpowiedzial: Bedziemy wspolpracowac albo zginiemy.

To byla nastepna zapisana mysl. Nielatwo przedstawic „wspolpracowac”, ale przeciez nawet kiikiisy czasami pomagaja slepemu lub zranionemu towarzyszowi, a to z pewnoscia jest wspolpraca. Gruba linia — Sliczna musiala mocno naciskac na grafit — oznaczala „nie”. Symbol pulapki oznaczal „umrzec”, „zle” lub „unikac”.

Ostatnia mysl utrwalona na papierze: Nie brudzisz, gdzie jesz. To bylo calkiem proste.

Teraz zlapala grafit w obie lapki i starannie narysowala: Szczur nie zabija drugiego szczura.

Usiadla. Tak… niezle… Pulapka byla dobrym symbolem smierci, a zeby wszystko wygladalo jeszcze powazniej, narysowala tez martwego szczura.

— Ale zalozmy, ze musisz, to co wtedy? — zapytala, wpatrujac sie w rysunek.

— Jak musisz, to musisz — odparl Niebezpieczny Groszek. — Ale nie powinnas.

Sliczna potrzasnela ze smutkiem glowa. Wspomagala Groszka, poniewaz bylo w nim… cos. Nie byl duzy ani szybki, prawie nie widzial, mozna powiedziec slabeusz, czesto zapominal o jedzeniu, bo przychodzila mu do glowy mysl, ktorej nikt — a przynajmniej zaden szczur — nie pomyslal wczesniej. Zwykle denerwowal Szynkawieprza, na przyklad kiedy zapytal: „Co to jest szczur?”. Szynkawieprz wtedy odparl: „Zeby. Pazury. Ogon. Biec. Chowac sie. Jesc. Tym jest szczur”.

A na to Niebezpieczny Groszek powiedzial: „My teraz potrafimy zapytac: «Co to jest szczur?» i to oznacza, ze jestesmy czyms wiecej”. Jestesmy szczurami — klocil sie Szynkawieprz. — Biegamy i piszczymy, kradniemy i robimy wiecej szczurow. Po to zostalismy stworzeni”. A na to Niebezpieczny Groszek: „Przez kogo?”, i to doprowadzilo do kolejnej dyskusji i do powstania teorii o Wielkim Szczurze Zyjacym Gleboko pod Ziemia.

Ale nawet Szynkawieprz sluchal Niebezpiecznego Groszka, tak samo jak Ciemnaopalenizna czy Obwarzanek. A Sliczna sluchala potem ich rozmow.

— Mamy nosy — mowil Ciemnaopalenizna do swoich oddzialow. Kto dal im nosy? Mysli Niebezpiecznego Groszka wedrowaly niezauwazalnie po glowach innych szczurow.

Pokazywal, co daje myslenie. Pokazywal znaczenia slow. Pokazywal, ze zaprowadza ich na nieznany teren, i on wydawal sie jedynym, ktory mial pojecie, gdzie zmierzaja.

Zostawila go siedzacego przy swiecy i poszla odszukac Szynkawieprza. Kulil sie przy scianie. Jak wiekszosc starych szczurow, zawsze trzymal sie blisko sciany, z daleka od otwartych przestrzeni i swiatla.

Chyba sie trzasl.

— Dobrze sie czujesz? — zapytala.

Dygotanie ustalo.

— Nic mi nie jest! — zachnal sie Szynkawieprz. — Troche mi strzyka w kosciach, nic powaznego.

— Nie wyszedles z zadnym oddzialem — zauwazyla Sliczna.

— Nic mi nie jest! — krzyknal stary szczur.

— Mamy w bagazu kilka kartofli…

— Nie chce niczego do jedzenia! Nic mi nie jest!

…co znaczylo, ze jest. Dlatego nie chcial sie podzielic swoja wiedza. Bo tylko ona z niego pozostala. Sliczna wiedziala, co tradycyjnie szczury robia z przywodca, ktory sie robi za stary. Przygladala sie Szynkawieprzowi, kiedy Ciemnaopalenizna — mlodszy i silniejszy — wydawal rozkazy oddzialom, i wiedziala, ze Szynkawieprz tez o tym mysli. Kiedy szczury patrzyly na niego, trzymal sie dobrze, ale potem musial odpoczywac, kulac sie w kacie.

Stare szczury wyganiano, musialy ukrywac sie schorowane i zdziwaczale.

Widziala, ze nadchodzi czas na nowego przywodce.

Chciala przekazac mu jedna z mysli Groszka, ale stary szczur nie lubil rozmawiac z samicami. Dorastal w przekonaniu, ze samice nie sa po to, by z nimi rozmawiac.

A mysl ta brzmiala:

Jestesmy Przemienione. Nie jestesmy takie jak inne szczury.

Rozdzial 4

Przygody, pomyslal pan Krolik, nie powinny trwac tak dlugo, by spozniac sie na posilek. To bardzo wazne.

„Przygoda pana Krolika”

Chlopiec, dziewczynka i Maurycy siedzieli w duzej kuchni. Chlopiec poznal, ze to jest kuchnia, po duzej czarnej plycie z fajerkami, od ktorej odchodzil komin, po garnkach wiszacych na scianie i po duzym wyszczerbionym stole. Natomiast nie bylo tu w ogole tego, co w kazdej tradycyjnej kuchni zajmuje sporo miejsca — jedzenia.

Dziewczynka podeszla do metalowej naroznej skrzyni i mocno wykrecajac na obie strony glowe, wyciagnela wreszcie zawieszony na szyi klucz.

— Nikomu nie mozna ufac — powiedziala. — A juz szczurom zwlaszcza. Ukradna wszystko, co nadaje sie do jedzenia, male diableta.

— E, na pewno nie wszystko — powiedzial chlopiec.

— A skad tak nagle znasz sie na szczurach? — zapytala dziewczynka, otwierajac metalowa kasete.

— Wcale nie nagle. Nauczylem sie tego, kiedy… oj! To naprawde zabolalo!

— Przepraszam — odezwal sie Maurycy. — Przypadkiem cie zadrapalem, prawda?

Probowal przy tym zrobic mine mowiaca: Nie badz kompletnym durniem, dobrze? Co dla kota nie jest wcale latwe.

Dziewczynka rzucila im podejrzliwe spojrzenie i zajrzala do metalowej skrzynki.

— Jest tu troche mleka, ale juz sie calkiem zsiadlo, i kilka lbow rybich.

— Dla mnie brzmi to niezle — stwierdzil Maurycy.

— A co z twoim czlowiekiem?

— Och, on zje cokolwiek.

— Jest jeszcze chleb i kielbasa — mowila dziewczynka, wyjmujac puszke z metalowego kredensu. — Kielbasy bardzo pilnujemy. Jest tez odrobina sera, ale starego.

— Nie powinnismy zjadac jedzenia, ktorego wam brakuje — powiedzial chlopiec. — Mamy pieniadze.

— Och, moj ojciec twierdzi, ze miasto by zle wygladalo, gdybysmy nie okazywali goscinnosci. On jest burmistrzem.

— On tu rzadzi? — zdziwil sie chlopiec.

— Smiesznie to okresliles. Tak naprawde to prawa ustala rada miejska. On tylko kloci sie ze wszystkimi. To on powiedzial, ze nie mozemy miec wiekszych racji zywnosci niz inni, na znak solidarnosci w tych trudnych czasach. Juz wystarczajaco zle sie zaczelo dziac, kiedy turysci przestali przyjezdzac do naszych goracych zrodel, a potem doszly do tego jeszcze szczury. — Wyjela kilka talerzykow z duzego kuchennego kredensu. — Moj tata twierdzi, ze jesli bedziemy sie zachowywac rozsadnie, to dla wszystkich starczy — mowila dalej. — Zupelnie sie z nim zgadzam. Ale kiedy juz okazalo sie solidarnosc, to mozna by dostac cos ekstra, prawda? A w rzeczywistosci

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату