mamy mniej. Mozecie to sobie wyobrazic? Tak czy siak… a wiec naprawde jestes czarodziejskim kotem? — zapytala, nalewajac mleko na spodeczek. Mleko dawno stracilo swiezosc, ale Maurycy byl ulicznym kotem i potrafilby wypic nawet takie mleko, ktore probowaloby odpelznac.
— O tak, zgadza sie, czarodziejskim — wymruczal, pokazujac zolto-biala obwodke wokol pyszczka. Dla dwoch rybich lbow zgadzal sie na wszystko.
— Pewnie nalezysz do jakiejs czarownicy, o imieniu na przyklad Gryzelda — mowila dziewczynka, kladac na drugim spodeczku rybie lby.
— Tak, zgadza sie, Gryzelda, masz racje — mruczal Maurycy, sledzac jej ruchy.
— Ktora najprawdopodobniej zyje w domku z piernika w lesie.
— To prawda — zgodzil sie z nia Maurycy. Lecz nagle dodal: — Tyle ze to domek nie z piernika, ale z chrupek, ona sie odchudza. — Nie bylby Maurycym, gdyby nie dolozyl czegos od siebie. — Ta Gryzelda jest bardzo zdrowa czarownica.
Dziewczynka zaniemowila na chwile.
— Nie tak powinno byc — oswiadczyla.
— Przepraszam, sklamalem, oczywiscie, domek jest z piernika — poprawil sie szybko Maurycy. Ktos, kto daje jedzenie, nigdy sie nie myli.
— Czy Gryzelda ma ogromne brodawki?
— Niektore z tych brodawek maja tak rozbudowana osobowosc, ze nawet zdobyly sobie przyjaciol. — Maurycy staral sie zachowac powage. — A jak ci na imie, panienko?
— Obiecasz, ze nie bedziesz sie smiac?
— Obiecuje. — Ostatecznie gdzies mogly sie jeszcze znalezc rybie glowy.
— Mam na imie… Malicia.
— Aha.
— Smiejesz sie? — zapytala z grozba w glosie.
— Nie — odparl zdziwiony Maurycy. — A dlaczego?
— Nie uwazasz, ze to smieszne imie?
Maurycy przypomnial sobie pare znanych imion: Szynkawieprz, Ciemnaopalenizna, Niebezpieczny Groszek, Sardynki…
— Dla mnie brzmi dosc zwyczajnie — rzekl.
Malicia popatrzyla na niego podejrzliwie, po czym odwrocila sie do chlopca, ktory siedzial z typowym dla siebie radosnym, dalekim spojrzeniem, jak zwykle, kiedy nie mial nic do roboty.
— A ty masz jakies imie? — zapytala. — Nie jestes przypadkiem trzecim, najmlodszym synem krola? Gdyby twoje imie poprzedzalo slowko „ksiaze”, z pewnoscia bylaby to dla mnie jakas wskazowka.
— Wydaje mi sie, ze moje imie brzmi Keith — odpowiedzial chlopiec.
— Nigdy nie mowiles, ze masz jakies imie! — wykrzyknal Maurycy.
— Nigdy nikt mnie o to nie zapytal.
— Keith to nie jest imie nadzwyczaj obiecujace — powiedziala Malicia. — Nie zapowiada tajemnicy. Zapowiada po prostu Keitha. Jestes pewien, ze to twoje prawdziwe imie?
— Takie mi nadali.
— A wiec jest cos wiecej. Leciusienka zapowiedz tajemnicy. — Na twarzy Malicii pojawilo sie nagle zainteresowanie. — Wystarczy, by zbudowac napiecie. Jak podejrzewam, wykradziono cie po urodzeniu. Najprawdopodobniej jestes prawowitym wladca jakiegos krolestwa, ale znalezli kogos, kto wyglada dokladnie tak samo jak ty, i go podstawili. W takim wypadku masz magiczny miecz, z tym ze on wcale nie wyglada jak miecz, rozumiesz, az do chwili kiedy bedziesz musial udowodnic swoje krolewskie pochodzenie. Prawdopodobnie znaleziono cie na progu domu.
— Tak wlasnie bylo — odparl Keith.
— Widzisz? Ja zawsze mam racje.
Maurycy potrafil wyczuc, czego chca ludzie. A Malicia chciala, czul to, by ja oszukiwac. Ale nigdy wczesniej nie slyszal, by chlopiec wygladajacy na glupka mowil o sobie.
— Co robiles na tym progu? — zapytal.
— Nie wiem. Prawdopodobnie gaworzylem.
— Nigdy o tym nie mowiles — oskarzycielsko oswiadczyl Maurycy.
— A czy to wazne?
— Prawdopodobnie w twoim koszu byl czarodziejski miecz i korona — opowiadala dalej Malicia. — I na pewno masz tajemniczy tatuaz lub znamie o dziwnym ksztalcie.
— Nie sadze. Nikt mi nic o tym nie wspominal — odparl Keith. — Byl tylko kocyk i ja. I kartka papieru.
— Kartka? Czy bylo cos na niej napisane? To bardzo wazne.
— Bylo napisane: „Osiem litrow mleka i jogurt truskawkowy”.
— Och. Niewiele to mowi — stwierdzila Malicia. — Az osiem litrow mleka?
— To bylo na progu Gildii Muzykow — tlumaczyl Keith. — Calkiem sporego. O jogurcie truskawkowym trudno mi cos powiedziec.
— Porzucony dzieciak trafia do obcych ludzi, to brzmi bardzo zachecajaco — kontynuowala Malicia. — Ksiaze moze wyrosnac tylko na krola, a z tajemniczym sierota nic sie nie da przewidziec. Czy cie bito, glodzono i zamykano w piwnicy?
— Nie — odpowiedzial zaskoczony Keith. — Wszyscy byli dla mnie bardzo mili. Przesympatyczni ludzie. Wiele mnie nauczyli.
— My tez mamy gildie — powiedziala Malicia. — Chlopcy ucza sie stolarstwa, kamieniarstwa i innych rzemiosl.
— Mnie nauczyli muzyki. Jestem muzykiem. I to dobrym. Utrzymuje sie sam od dnia, kiedy skonczylem szesc lat.
— Aha. Niezwykly talent. Tajemniczy sierota, dotkniety nieszczesciem w chwili narodzin… wszystko zaczyna ukladac sie w calosc — powiedziala Malicia. — Jogurt truskawkowy najprawdopodobniej nie ma znaczenia. Czy twoje zycie inaczej by wygladalo, gdyby byl o smaku bananowym? Kto to wie? Jaki rodzaj muzyki grasz?
— Rodzaj? Nie ma zadnych rodzajow. Jest po prostu muzyka — powiedzial Keith. — Jesli sluchasz, to jest muzyka.
Malicia spojrzala na Maurycego.
— Czy on zawsze tak?
— Tyle nigdy od niego nie uslyszalem — odparl kot.
— Jak podejrzewam, bardzo chcielibyscie dowiedziec sie wszystkiego na moj temat — powiedziala dziewczynka. — I jestescie nazbyt grzeczni, by zapytac.
— No pewnie — stwierdzil Maurycy.
— Coz, chyba wcale was nie zdziwi, ze mam dwie okropne przyrodnie siostry — zaczela Malicia. — I na mnie spadaja wszystkie obowiazki!
— Ojej! — wykrzyknal wspolczujaco Maurycy, przez caly czas zastanawiajac sie, czy nie ma wiecej rybich glow, a jezeli sa jakies rybie glowy, to czy na pewno warte sa tego wszystkiego.
— No, wiekszosc obowiazkow — dodala Malicia, jakby zdradzajac jakis niewygodny fakt. — A z cala pewnoscia niektore z nich. Musze na przyklad sprzatac wlasny pokoj! A tam panuje wyjatkowy balagan.
— Ojej!
— I jest to prawie najmniejsza sypialnia w tym domu. Praktycznie nie ma w niej szafek i zdecydowanie brakuje mi polek na ksiazki!
— Ojej!
— Ludzie sa dla mnie niezwykle okrutni. Zauwazyliscie, ze jestesmy w kuchni. A ja jestem corka burmistrza. Czy od corki burmistrza powinno sie wymagac, zeby zmywala raz na tydzien? Ja uwazam, ze nie.
— Ojej!
— I tylko popatrzcie, jakie podarte ubranie musze nosic.
Maurycy na ubraniach specjalnie sie nie znal. Jesli juz, to na futrach. Ubranie Malicii wydawalo mu sie bardzo podobne do ubran innych ludzi. Wszystko bylo na miejscu. I zadnych dziur poza tymi na rece i glowe.
— O tutaj. — Malicia wskazala rekaw sukienki, ktory dla niego wygladal tak samo jak cala reszta. — Musialam to wczoraj zszyc, wiesz?