trutke.

— Nie martwcie sie — probowal ich uspokoic Ciemnaopalenizna, ktory sam bardzo sie martwil. — Juz zdarzalo nam sie trafic na nieznane trucizny, prawda?

— Od bardzo dawna nie — rzekl ktorys ze szczurow. — Pamietacie te w Scrote? Z blyszczacymi niebieskimi kawalkami? Zapalala sie, kiedy postawiles na tym noge. Dopiero gdy szczury w nia wbiegly, dowiedzielismy sie, jak dziala.

— A tutaj co maja?

— Chodz i sam zobacz.

W jednym z tuneli szczur lezal na boku. Lapki mial zwiniete, jakby w piesci. Jeczal. Ciemnejopaleniznie wystarczylo rzucic okiem, by wiedziec, ze dla tego szczura juz jest po wszystkim. To tylko kwestia czasu. Dla szczurow w Scrote to byla kwestia potwornego czasu.

— Moge ugryzc go z tylu w kark — zglosil sie ktorys szczur. — Nie bedzie sie dluzej meczyc.

— Milosierny pomysl, ale to swinstwo dostaje sie do krwi — odparl Ciemnaopalenizna. — Znajdzcie nierozbrojona zatrzaskowa pulapke. Tylko ostroznie.

— Wlozyc szczura w pulapke, sir? — zapytala Odzywka.

— Lepiej umrzec szybciej niz wolniej!

— Tak, ale… — Szczur, ktory uprzednio zglosil sie jako wolontariusz, teraz probowal zaprotestowac.

Ciemnejopaleniznie wlosy na glowie stanely sztorcem. Cofnal sie, pokazujac zeby.

— Rob, co powiedzialem, bo ugryze! — warknal.

Drugi szczur wycofal sie od razu.

— Juz dobrze, dobrze…

— I ostrzezcie wszystkie oddzialy! — wrzasnal Ciemnaopalenizna. — To nie jest lapanie szczurow, to wojna! Wycofac sie ostroznie. Nie dotykac niczego. Idziemy… Tak? Co tym razem?

Do Ciemnejopalenizny podpelzl maly szczurek. Kiedy poszukiwacz pulapek odwrocil sie, szczurek cofnal sie tak gwaltownie, ze o malo nie przewrocil na plecy, chcac pokazac, jak jest maly i niegrozny.

— Prosze, sir… — wyszeptal.

— Tak?

— Znalezlismy zywego…

Rozdzial 6

Pewnego dnia, kiedy pan Krolik byl niegrzeczny, spojrzal przez plot na pole Farmera Freda. Pole pelne bylo swietej zielonej salaty. A pan Krolik nie byl pelen salaty. Czul, ze to nie jest w porzadku.

„Przygoda pana Krolika”

— Hej! Hej, to ja. I zaraz zapukam w sekretny sposob!

Rozleglo sie potrojne „puk” w drzwi stodoly, a potem znowu uslyszeli glos Malicii.

— Hej, czy slyszeliscie sekretne pukanie?

— Moze pojdzie sobie, jezeli bedziemy cicho — odezwal sie Keith ze sterty siana.

— Nie sadze — odparl Maurycy i zawolal: — Jestesmy tutaj!

— Musicie mi odpukac w sekretny sposob — oznajmila Malicia. — Tak bedziemy sie rozpoznawac.

— Och, prbllttrrrp — wymruczal Maurycy. Na szczescie zaden czlowiek nie rozumial, jak brzydkie jest to przeklenstwo w kocim jezyku. — Spojrz, to ja, prawda? Kot. Ktory mowi. Jak mnie rozpoznasz? Mam wlozyc czerwona czapeczke?

— I tak nie uwazam, bys byl porzadnym mowiacym kotem. — Malicia wspinala sie po drabinie. Wciaz byla ubrana na czarno, a wlosy miala ukryte pod czarna chustka. Na jej ramieniu wisiala wielka torba.

— A czemuz to? — zdziwil sie Maurycy.

— Bo nie nosisz butow ani miecza, ani nie masz wielkiego kapelusza z piorem — oswiadczyla, podciagajac sie na stryszek.

Maurycy obrzucil ja przeciaglym spojrzeniem.

— Buty? — odezwal sie wreszcie. — Na tych lapach?

— No, tak widzialam na obrazku w ksiazce — oswiadczyla spokojnie Malicia. — Takiej glupiej dla malych dzieci. Pelno w niej bylo zwierzat ubranych jak ludzie.

W tej chwili, a nie zdarzylo sie to po raz pierwszy, Maurycy pomyslal, ze gdyby biegl naprawde szybko, w piec minut znalazlby sie na barce albo gdziekolwiek indziej daleko poza miastem.

Raz, kiedy byl jeszcze malym kociakiem, pewna mala dziewczynka wziela go do domu i ubrala w stroje swojej lalki, a potem posadzila na polce w towarzystwie dwoch lalek i trzech czwartych misia. Udalo mu sie uciec przez otwarte okno, ale pozbywanie sie ubrania zabralo mu caly dzien. Ta dziewczynka mogla byc Malicia. Uwazala, ze zwierzeta to po prostu ludzie, ktorzy nie przywiazuja wagi do pewnych spraw.

— Nie nosze ubran — oswiadczyl. Nie bylo to bardzo na temat, ale pewnie lepiej brzmialo niz: „Uwazam, ze jestes stuknieta”.

— Wiec nie mozesz sie przebrac za kogos innego — oswiadczyla Malicia. — Juz prawie ciemno. Idziemy! Musimy sie skradac jak koty.

— W porzadku — stwierdzil Maurycy. — To chyba umiem.

Chociaz, co stwierdzil kilka minut pozniej, nigdy zaden kot nie poruszal sie jak Malicia. Najwyrazniej uwazala, ze skradanie sie nie liczy, jesli ludzie nie widza, ze sie skradasz. Ludzie na ulicy stawali, by sie przyjrzec, jak przebiega pod scianami od jednej bramy do drugiej, kryjac sie w podcieniach. Maurycy i Keith biegli za nia. Na nich i tak nikt nie zwracal uwagi.

Wreszcie zatrzymala sie w waskiej uliczce pod wielkim drewnianym szyldem. Szyld ten przedstawial mnostwo szczurow ulozonych w gwiazde, ich ogony zwiazane byly w jeden wielki wezel.

— To jest znak starodawnej Gildii Szczurolapow — wyszeptala Malicia, zsuwajac z ramienia torbe.

— Wiem — powiedzial Keith. — Wyglada okropnie.

— Ale trzeba przyznac, ze logo maja interesujace — stwierdzila Malicia.

Na drzwiach wisiala wielka klodka. To dziwne, pomyslal Maurycy. Jesli szczury nekaja miasto, dlaczego szczurolapy zamknely swoja siedzibe na cztery spusty?

— Szczesliwie jestem przygotowana na kazda ewentualnosc. — Malicia siegnela do torby. Rozlegl sie chrzest, jakby uderzaly o siebie kawalki metalu i szkla.

— Co tam masz? — zapytal Maurycy. — Wszystko?

— Wiekszosc miejsca zajmuje bosak i drabinka sznurowa — odparla Malicia, wciaz grzebiac w torbie. — Poza tym duza apteczka i mala apteczka podreczna, i noz, i jeszcze jeden noz, i przybornik do szycia, i lusterko do wysylania sygnalow, i… te…

Wyciagnela garsc czarnego materialu. Kiedy go rozwinela, Maurycy dostrzegl blysk metalu.

— Och, spinki do zamkow, tak? — zapytal Maurycy. — Widzialem kiedys zlodziei przy pracy…

— Spinki do wlosow — poprawila go Malicia, wyciagajac jedna. — We wszystkich ksiazkach, jakie czytalam, zawsze uzywano spinek do wlosow. Po prostu wkladasz w dziurke od klucza i krecisz. Mam tu kilka niezginajacych sie.

Kolejny raz Maurycy poczul zimny dreszcz na karku. Dzialaja w ksiazkach, pomyslal. A niech mnie!

— A skad tyle wiesz na temat zamkow? — zapytal.

— Mowilam ci, zamykali mnie za kare poza pokojem — odparla Malicia, krecac spinka w klodce.

Maurycy widzial zlodziei przy pracy. Wlamywacze nie przepadaja za psami, ale nie maja nic przeciwko kotom. Koty nigdy nie szczekaja na cale gardlo. I dobrze wiedzial, ze zlodzieje posluguja sie malymi skomplikowanymi narzedziami, ktorymi operuja bardzo precyzyjnie. Nigdy nie uzywaja glupich spi…

Klik!

— Dobrze — oswiadczyla zadowolona z siebie Malicia.

— Mialas szczescie — stwierdzil Maurycy na widok otwieranych drzwi. Spojrzal na Keitha. — Jak myslisz,

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату