— Nie sadze, zebys znalazla to w taki sposob — powiedzial Keith, z uwaga ogladajac jedna z pulapek.
— Och! Doprawdy? — Malicia mruknela sarkastycznie. — Ale przynajmniej cos robie. Gdzie ty bys szukal, jesli z ciebie taki ekspert?
— Dlaczego w pomieszczeniu szczurolapow jest szczurza dziura? — zapytal Keith. — Przeciez tu smierdzi martwymi szczurami, mokrymi psami i trutkami. Gdybym byl szczurem, nie zblizalbym sie do tego miejsca.
Malicia przez chwile nie mowila nic. Nagle na jej twarzy pojawil sie wyraz najwyzszego skupienia, jakby chciala polaczyc kilka pomyslow.
— Tak — powiedziala powoli. — Tak bywa w bajkach. Czesto wystepuje w nich glupek, ktory przez przypadek wpada na bardzo dobry pomysl. — Przykleknela i zajrzala do szczurzej dziury. — Jest jakas zapadka. Tylko lekko pchne…
W tym momencie spod podlogi doszlo ich glosne szurniecie, czesc desek odsunela sie na bok i Keith zniknal.
— No wlasnie — stwierdzila Malicia. — Wiedzialam, ze cos takiego sie stanie.
Pan Klik turkotal w tunelu, wydajac warczacy odglos.
Mlode szczury poszarpaly mu uszy, stracil czesc ogona w pulapce, inne pulapki w inny sposob pouszkadzaly jego cialo, ale mial przewage: nie mogly go zabic, bo pan Klik nie byl zywy, a nie byl zywy, poniewaz byl nakrecany. Kluczyk obracal sie z warkotem.
Na karku pan Klik mial przyczepiony ogarek swiecy. Pozostali czlonkowie Oddzialu Unieszkodliwiania Pulapek przygladali sie z uwaga.
— Teraz trzeba bardzo uwazac… — powiedzial Ciemnaopalenizna.
W tym samym momencie rozlegl sie trzask i zgaslo swiatlo. Potem w dol tunelu stoczylo sie kolo zebate i upadlo przed Ciemnaopalenizna, ktory stwierdzil z zadowoleniem:
— Tak mi sie wydawalo, ze tam ziemia jest nieco poruszona. No, chlopaki! Potrzebuje tu kilku, by wykopac pulapke i odciagnac z tego miejsca.
— Cale to testowanie podloza bardzo nas spowalnia — odezwal sie Szynkawieprz.
— Ma pan racje, sir — zgodzil sie z nim Ciemnaopalenizna, kiedy oddzial juz ich minal. — Pan moze ruszac. To znakomity pomysl, zwlaszcza ze pozostal nam juz tylko jeden pan Klik. Mam nadzieje, ze w tym miescie maja sklep z rzeczami dla zwierzat[4].
— Chcialem powiedziec, ze powinnismy isc szybciej — powiedzial Szynkawieprz.
— W porzadku, wiec niech pan idzie, sir. Prosze tylko krzyknac, by dac nam znac, gdzie jest nastepna pulapka, zanim pan w nia wpadnie.
— Ja tu dowodze, Ciemnaopalenizno.
— Tak, sir, przepraszam. Wszyscy jestesmy zdenerwowani.
— To nie jest dobre miasto — rzekl Szynkawieprz tonem pelnym znuzenia. — Zdarzalo mi sie byc w roznych rprptlp dziurach, ale to jest gorsze niz najgorsza z nich.
— To prawda, sir. To miasto jest martwe.
— Jak brzmi to slowo, ktore wymyslil Niebezpieczny Groszek?
— Zlo — powiedzial Ciemnaopalenizna, przygladajac sie szczurom ciagnacym pulapke. Widzial sprezyny i sztuczne futerko w zacisnietych szczekach. — Wtedy nie bardzo moglem pojac, o czym on mowi. Ale teraz juz chyba rozumiem. — Spojrzal za siebie, gdzie mrok tunelu rozpraszala swieca, i zlapal ktoregos z przechodzacych szczurow. — Sliczna i Niebezpieczny Groszek maja sie trzymac tuz za nami, zrozumiano? Nie wolno im sie nigdzie oddalac.
— Tak jest, sir — odparl szczur i ruszyl dalej.
Ekspedycja przemieszczala sie powoli naprzod. Tak doszli do miejsca, gdzie zaczynal sie stary szeroki kanal odplywowy. Na jego dnie pozostalo troche wody, u gory widac bylo otwory starych rur. Tu i owdzie wydobywala sie z nich para. Kawalek dalej przez kratke kanalizacyjna dostawalo sie z ulicy zielonkawe swiatlo.
Pachnialo szczurami. To byl swiezy zapach. Prawde mowiac, byl tam takze szczur skubiacy pozywienie z tacki lezacej na pokruszonych ceglach. Na widok Przemienionych rzucil sie do ucieczki.
— Za nim! — ryknal Szynkawieprz.
— Nie! — krzyknal Ciemnaopalenizna.
Kilka szczurow, ktore juz ruszyly w pogon, zatrzymalo sie niepewnych, co robic.
— Wydalem rozkaz — warknal Szynkawieprz, odwracajac sie do Ciemnejopalenizny.
Ekspert od pulapek lekko przykucnal i powiedzial:
— Oczywiscie. Ale mysle, ze ocena Szynkawieprza, ktory pozna kilka faktow, bedzie inna niz ocena sytuacji tylko po zobaczeniu jakiegos uciekajacego szczura, prawda? Niech pan poweszy, sir.
Szynkawieprz poruszyl nosem.
— Trucizna?
— Szara numer dwa — potwierdzil Ciemnaopalenizna. — Cuchnace obrzydlistwo. Lepiej trzymac sie z daleka.
Dowodca rozejrzal sie. Kanal ciagnal sie daleko w jedna i druga strone i byl na tyle wysoki, ze pomiescilby czolgajacego sie czlowieka. Tuz pod sufitem zwisaly mniejsze rury.
— Cieplo tutaj — stwierdzil Szynkawieprz.
— Owszem, sir. Sliczna czytala w przewodniku, ze tu sa gorace zrodla, pompuja z nich wode do domow.
— Po co?
— Zeby sie w niej kapac, sir.
— Fuj! — Dowodcy nie podobal sie ten pomysl. Ale juz wiele mlodych szczurkow lubilo brac kapiel.
Ciemnaopalenizna odwrocil sie do oddzialu.
— Szynkawieprz chce, by zakopac trucizne i oznaczyc to miejsce.
Szynkawieprz uslyszal za soba metaliczny chrzest. Obrocil sie i ujrzal, jak Ciemnaopalenizna wyciaga ze swej siatki z narzedziami dlugi cienki kawalek metalu.
— Na litosc krckrck, co to jest? — zapytal.
Ciemnaopalenizna swisnal kawalkiem metalu w powietrzu.
— Poprosilem, zeby chlopiec wygladajacy na glupka zrobil to dla mnie — powiedzial.
I w tym momencie Szynkawieprz rozpoznal, czym Ciemnaopalenizna wymachuje.
— To jest miecz! — wykrzyknal. — Wziales pomysl z „Przygody pana Krolika”.
— Zgadza sie.
— Nigdy w to nie wierzylem — wyszeptal Szynkawieprz.
— Ale ostrze jest ostrzem — spokojnie odparl Ciemnaopalenizna. — Mysle, ze jestesmy niedaleko tych innych szczurow. Pewnie lepiej by bylo, gdyby wiekszosc z nas zostala tutaj… sir.
Szynkawieprz czul, ze znowu to jemu wydaje sie rozkazy, ale Ciemnaopalenizna byl ujmujaco grzeczny.
— Proponowalbym, zeby kilku z nas poszlo na rekonesans. Warto ich wyniuchac — mowil dalej Ciemnaopalenizna. — Przydalby sie Sardynki, oczywiscie ja pojde…
— I ja — dodal Szynkawieprz i spojrzal na Ciemnaopalenizne, ktory powiedzial:
— Oczywiscie.
Rozdzial 7
I przez sztuczke weza Olly’ego z drogowskazem, pan Krolik nie wiedzial, ze zgubil droge. Nie szedl do gronostaja Howarda na herbatke, tylko kierowal sie w strone Ciemnego Lasu.