— To jest sekret gildii! — wrzasnal na niego pierwszy. — My nie zdradzamy sekretow… — zamilkl, lapiac sie obiema rekami za brzuch.
— Co musieliscie zrobic? — zapytal Keith.
— Krola szczurow! — wyrzucil z siebie drugi.
— Krola szczurow? — glos Keitha juz wcale nie brzmial lagodnie.
— Co to takiego?
— Ja… ja… ja… Przestan, ja… ja… ja… nie chce… — Lzy plynely drugiemu szczurolapowi po twarzy. — My… ja… zrobilismy szczurzego krola… Przestan. Przestan… przestan…
— I on jeszcze zyje? — zapytala Malicia.
Keith odwroci! sie w jej strone w zdziwieniu.
— Ty wiesz cos o tym?
— Oczywiscie. Jest mnostwo historii na ten temat. Szczurzy krolowie sa bardzo zli. Oni…
— Odtrutke, dajcie mi odtrutke, prosze! — wyjeczal drugi. — Czuje sie tak, jakby w moim brzuchu biegalo stado szczurow!
— Zrobiliscie szczurzego krola — powtorzyla Malicia. — A niech to. No coz, odtrutke zostawilismy w tej piwniczce, w ktorej nas zamkneliscie. Na waszym miejscu bym sie pospieszyla.
Oba szczurolapy zerwaly sie na rowne nogi. Pierwszy wskoczyl do piwnicy. Drugi wyladowal na nim. Przeklinajac, jeczac i — trzeba to powiedziec — niesamowicie puszczajac wiatry, pobiegli dalej.
Malicia i Keith zatrzasneli klape i wsuneli w skobel kawalek drewna, zeby ja zablokowac.
— Odtrutki wystarczy dla jednej osoby! — krzyknal Keith. — Ale jestem pewien, ze sobie poradzicie… bardzo po ludzku.
Ciemnaopalenizna usilowal odzyskac oddech, choc mial wrazenie, ze mu sie to juz nigdy nie uda. Czul sie nadal tak, jakby jego plecy i piers sciskala obrecz bolu.
— To niesamowite! — wykrzyknela Odzywka. — W pulapce byl pan niezywy, a teraz pan ozyl!
— Odzywko! — odezwal sie ostroznie Ciemnaopalenizna.
— Tak, sir.
— Jestem bardzo… wdzieczny — przy oddychaniu wciaz wydawal z siebie swisty — ale nie zachowuj sie glupio. Linka byla dlugo naciagnieta i slaba, i… zeby pulapki byly zardzewiale i stepione. To wszystko.
— Ale ma pan znaki po zebach na calym ciele! Nikt nigdy nie wyszedl z pulapki. Poza panem Klik, a on przeciez jest z gumy!
Ciemnaopalenizna lizal sie po brzuszku. Odzywka miala racje. Byl caly podziurkowany.
— Po prostu mialem szczescie — rzekl.
— Nigdy zaden szczur nie wyszedl zywy z pulapki — powtorzyla Odzywka. — Czy widzial pan Wielkiego Szczura?
— Co takiego?
— Wielkiego Szczura.
— A, o to ci chodzi. — Juz mial dodac: „Nie zajmuje sie takimi bzdurami”, ale nie zrobil tego. Pamietal wciaz swiatlo, a potem ciemnosc, ktora sie przed nim pojawila. To nie wydawalo sie wcale zle. Prawie zalowal, ze Odzywka wyciagnela go z pulapki. Tam, w pulapce, nie czul juz przeciez bolu. I nie musial podejmowac zadnych trudnych decyzji. Teraz wybrnal z sytuacji, zadajac pytanie: — Czy Szynkawieprz czuje sie dobrze?
— Mozna tak powiedziec. Nie ma zadnych ran, ktore nie moglyby sie zagoic. Ale, no coz, on byl juz bardzo stary. Prawie trzy lata.
— Byl? — powtorzyl Ciemnaopalenizna.
— Jest bardzo stary, sir. Sardynki wyslal mnie po pana, bo bedziemy pana potrzebowali, zeby go zaniesc, tylko ze… — Odzywka obrzucila go watpiacym spojrzeniem.
— Wszystko w porzadku. Na pewno wygladam gorzej, niz sie czuje. — Mrugnal do niej. — Idzmy.
Stary budynek zawsze ma wiele szpar, ktorymi moga przemieszczac sie male stworzenia. Nikt nie zauwazyl dwoch szczurow, kiedy przemieszczaly sie ze zlobu na siodlo, a potem po uprzezy na siano. Zreszta nikt ich nie szukal. Poniewaz niektore ze szczurow skorzystaly z okazji i wyrwaly sie na wolnosc, psy rzucily sie jak wsciekle, by je gonic, walczac przy tym ze soba. A za psami pognali ludzie.
Ciemnaopalenizna wiedzial to i owo na temat piwa, poniewaz zdarzalo mu sie wloczyc pod pubami i browarami. Szczury czesto zastanawialy sie, czemu ludzie lubia od czasu do czasu wylaczac swoje mozgi. Dla szczurow, zyjacych w centrum pajeczyny zbudowanej z dzwiekow, swiatel i zapachow, nie mialo to zadnego sensu.
Ale teraz Ciemnaopalenizna pomyslal, ze moze to nie jest do konca zle. Mysl, by choc na chwile zapomniec o wszystkim, oczyscic glowe z klopotow… no coz, wydawala sie calkiem atrakcyjna.
Niezbyt wiele pamietal z zycia przed Przemiana, ale z cala pewnoscia nie bylo tak skomplikowane. Zle rzeczy, oczywiscie, zdarzaly sie, poniewaz zycie na wysypisku smieci nie bylo latwe. Ale to co zle przemijalo i zawsze potem nastawal nowy dzien.
Szczury nie mysla za wiele o dniu jutrzejszym. Odczuwaja raczej, ze cos moze sie jeszcze wydarzyc, ale tego wrazenia nie mozna nazwac mysleniem. Nie rozroznialy tez miedzy dobrym i zlym, przyzwoitym i nieslusznym. To byly calkiem nowe idee.
Idee! A teraz to byl ich swiat! Wielkie pytania i wielkie odpowiedzi, pytania o zycie i jak je nalezy przezyc, i po co sie zyje. Nowe idee rozplywaly sie po umeczonej glowie Ciemnejopalenizny.
A pomiedzy tymi ideami, jakby w srodku, widniala postac Niebezpiecznego Groszka.
Ciemnaopalenizna nigdy nie rozmawial zbyt wiele ani z tym bialym szczurkiem, ani z mala szczurzyca, ktora krecila sie wciaz wokol niego i rysowala to, co on wymyslal. Ciemnaopalenizna lubil tych, ktorzy zachowywali sie praktycznie.
Ale teraz myslal: on unieszkodliwia pulapki. Tak jak ja! Zawsze kilka krokow przed nami, odnajduje idee, ktore moga byc niebezpieczne, zastanawia sie nad nimi i zamyka je w slowach, dzieki czemu staja sie bezpieczne. I wtedy nam je pokazuje.
Potrzebujemy go… potrzebujemy go teraz. W innym przypadku bedziemy sie krecic w kolko jak szczury na dnie beczki…
Znacznie, znacznie pozniej, gdy Odzywka byla juz stara, miala siwy pyszczek i zmysl wechu coraz czesciej ja zawodzil, podyktowala historie ich wspinaczki i slowa, ktore mamrotal do siebie Ciemnaopalenizna. I opowiadala, ze Ciemnaopalenizna, ktorego wyciagnela z pulapki, byl juz innym szczurem niz przedtem. To bylo jakos tak, jakby jego mysli plynely wolniej, ale zataczaly wieksze kregi.
A najdziwniejsze wydarzylo sie, kiedy dotarli do belki. Ciemnaopalenizna sprawdzil, czy z Szynkawieprzem wszystko jest w porzadku, po czym wyciagnal zapalke, ktora pokazywal Odzywce.
— Potarl nia o kawalek zelaza — opowiadala Odzywka — po czym ruszyl po belce z zapalona zapalka w lapkach, patrzac w dol na tlum ludzi, na kopy siana i porozrzucana wszedzie slome. Ludzie miotali sie jak… no, jak szczury… pomyslalam wtedy, ze gdy zrzuci zapalke, cale pomieszczenie wypelni w kilka sekund dym, wiec zamkna drzwi i po chwili dopiero zdadza sobie sprawe, ze zostali zlapani jak… no, jak szczury w pulapke, a my juz bedziemy daleko, bo wydostaniemy sie przez rynne. Ale on tylko stal, patrzac w dol, az zapalka zgasla. Wtedy odlozyl ja i pomogl nam z Szynkawieprzem, i nigdy juz nie wrocil do tego ani slowem. Pytalam go o to pozniej, po tym wszystkim co wydarzylo sie z zaklinaczem i w ogole, ale powiedzial tylko: „Tak. Szczury w pulapce”.
— Co naprawde wsypalas do cukru? — zapytal Keith, kierujac sie do sekretnego przejscia.
— Cascare — odparla Malicia.
— To nie jest trucizna, prawda?
— To srodek przeczyszczajacy.
— Co to znaczy?
— Ze musisz isc… no wiesz.
— Gdzie?
— Nie chodzi o to gdzie, glupku. Tylko isc… no… zrobic. Nie bede ci tego w szczegolach tlumaczyc.
— A, chodzi ci o to, ze trzeba… pojsc.
— No wlasnie.