— A czy on powroci, tak jak powrocil Ciemnaopalenizna? — zapytal ktos.

— Dopiero by sie wsciekl, gdyby chcial wrocic, a my bysmy go zjedli — odpowiedzial inny.

Rozlegly sie nerwowe smiechy.

— Posluchajcie, ja nie… — zaczal Ciemnaopalenizna, ale Sardynki leciutko go szturchnal.

— Slowko na osobnosci, szefie — zaproponowal, unoszac grzecznie swoj przypalony kapelusz.

— Tak, oczywiscie… — Ciemnaopalenizna zaczynal sie martwic. Nigdy tak wiele szczurow nie przygladalo mu sie z uwaga. Odeszli na bok.

— Pan wie, ze spedzilem kiedys sporo czasu w teatrze — powiedzial Sardynki. — I sporo sie tam nauczylem. Chodzi o… prosze posluchac, co do pana mowia. Pan jest teraz przywodca, prawda? Wiec prosze sie zachowywac, jakby pan wiedzial, co robi. Jesli przywodca nie wie, co robi, nie wie tez nikt inny.

— Ja wiem tylko, co robie, kiedy rozbrajam pulapki — przyznal sie Ciemnaopalenizna.

— W porzadku, prosze myslec o przyszlosci jak o wielkiej pulapce. W ktorej nie ma sera.

— To srednia pomoc.

— I powinien im pan pozwolic myslec, co im sie podoba, o panu i… o tym, co sie z panem wydarzylo — dodal Sardynki. — To moja rada, szefie.

— Ale ja nie umarlem, Sardynki!

— Cos sie wydarzylo, prawda? Chcial pan podpalic stajnie. Przygladalem sie panu. Cos sie jednak z panem stalo, kiedy byl pan w pulapce. Prosze mnie nie pytac, co to bylo, ja tylko potrafie stepowac. Jestem zwyklym malym szczurem. I zawsze takim bede, szefie. Ale jest kilka duzych szczurow, jak Wsolance czy Sprzedanyprzez i jeszcze kilku innych, szefie, ktorzy teraz, gdy Szynkawieprz nie zyje, woleliby raczej siebie widziec w roli przywodcy. Lapie pan?

— Nie.

Sardynki westchnal.

— A ja mysle, ze tak. Czy chcialby pan, zebysmy teraz zaczeli sie miedzy soba klocic?

— Nie!

— No wlasnie. Dzieki paplaninie malej Odzywki jest pan szczurem, ktory spojrzal w twarz Koscianemu Szczurowi i powrocil, czyz nie…?

— No tak, ale ona…

— Wydaje mi sie, szefie, ze nikt nie chce miec z Koscianym Szczurem nic wspolnego, chyba mam racje, nie? A szczur, ktory sie z nim zmierzyl i nosi na sobie znak po jego zebach niczym pas, to jest naprawde ktos. Za takim kims pojda inne szczury. A w takim czasie jak teraz potrzebujemy kogos, za kim bysmy mogli podazyc. Bardzo dobrze sie stalo, ze wrocil pan tutaj ze starym Szynkawieprzem. Pochowanie go, a potem zostawienie na tym miejscu szczurzych odchodow i rysunku, to sie podoba i starym szczurom, i mlodym. Pokazuje im, ze pan mysli za wszystkich. — Sardynki przekrzywil glowe i usmiechnal sie smutnie.

— Cos widze, ze bede musial na ciebie uwazac, Sardynki — powiedzial Ciemnaopalenizna. — Myslisz tak jak Maurycy.

— Mna sie nie trzeba przejmowac, szefie. Ja jestem maly. I tancze. Ja nigdy nie bylbym dobry w przewodzeniu.

Myslec za wszystkich, powtorzyl do siebie Ciemnaopalenizna. Bialy szczur…

— Gdzie Niebezpieczny Groszek? — zapytal, rozgladajac sie dookola. — Jest tu gdzies?

— Nie widzialem go, szefie.

— Potrzebujemy go! On ma w glowie mape.

— Mape, szefie? — Sardynki wygladal na zatroskanego. — Myslalem, ze pan rysowal mapy w blocie…

— Nie chodzi mi o mape bedaca rysunkiem tuneli i pulapek! Ale o mape tego… kim jestesmy i gdzie zmierzamy…

— A, chodzi panu o nasza cudowna wyspe? Nigdy w to naprawde nie wierzylem, szefie.

— Nic nie wiem o zadnej wyspie, nie o to chodzi — powiedzial Ciemnaopalenizna. — Ale kiedy bylem… tam, zobaczylem… zarys idei. Miedzy ludzmi i szczurami zawsze toczyla sie wojna. Musi sie zakonczyc. I tutaj, teraz, w tym miejscu, gdzie te szczury… widze, ze to sie moze stac. Prawdopodobnie jest to jedyne miejsce i jedyny czas na to. Widze w mojej glowie ksztalt idei, ale nie umiem znalezc odpowiednich slow, rozumiesz? Wiec musimy znalezc bialego szczura, poniewaz on zna mapy wszystkiego. Musimy wymyslic, jak z tego wyjsc. Bieganie w kolko i popiskiwanie do niczego nie prowadzi!

— Jak na razie radzi pan sobie calkiem dobrze, szefie — rzekl maly tancerz, poklepujac go po ramieniu.

— Wszystko idzie nie tak, jak trzeba — stwierdzil Ciemnaopalenizna, starajac sie nie podnosic glosu. — Potrzebujemy go. Ja go potrzebuje.

— Zbiore kilka oddzialow, szefie, jesli powie mi pan, gdzie powinnismy zaczac szukac.

— W kanalach sciekowych, gdzies blisko klatek. Byl z nim Maurycy.

— To dobrze czy zle, szefie? Wie pan, co zawsze powtarzal Szynkawieprz: Zawsze mozesz ufac kotu…

— Ze zachowa sie jak kot. Tak. Wiem. I chcialbym znac odpowiedz na twoje pytanie, czy to dobrze, czy zle.

Sardynki podszedl blizej.

— Moge zapytac jeszcze o cos, szefie?

— Oczywiscie.

— Co wyszeptal panu do ucha Szynkawieprz tuz przed swoja smiercia? Jakas specjalna madrosc przywodcy?

— To byla dobra rada, Sardynki — odparl Ciemnaopalenizna. — Dobra rada.

* * *

Maurycy zamrugal. Bardzo powoli cofnal jezyk. Uszy polozyl ciasno przy glowie, jak w zwolnionym niemym filmie sunal nad strumieniem wody.

Tuz pod kratka lezalo cos jasnego. Czerwone pasemko plynelo z gory.

Maurycy siegnal lapa po zwiniety kawalek papieru, przesiakniety woda i poplamiony czerwienia. Pazurami wylowil go na brzeg kanalu. Delikatnie rozwinal papier i zobaczyl rozmazane rysunki wykonane olowkiem. Wiedzial, co to za rysunki. Ogladal je pewnego dnia, kiedy nie mial nic lepszego do roboty. Byly glupio wprost proste.

„Zaden szczur nie powinien”… Potem nastepowal jakis mokry kleks i dalej znowu mozna bylo odczytac: „Nie jestesmy jak inne szczury”.

— O nie! — Jeknal Maurycy. Nigdy by tego nie upuscili, prawda? Sliczna nosila to zawsze ze soba, dbajac jak o najwiekszy skarb…

Czy ja ich znajde pierwszy? — rozlegl sie w glowie Maurycego obcy glos. A moze ja mam…

Maurycy rzucil sie biegiem, slizgajac sie po mokrych kamieniach na zakrecie tunelu.

Jakie to dziwne stworzenia, KOCIE. Szczury, ktore mysla, ze nie sa szczurami. Czy powinienem zachowywac sie jak ty? Czy powinienem zachowywac sie jak KOT? Czy powinienem jedno z nich zachowac sobie zywe? NA CHWILE?

Maurycy cichutko zawyl. Mniejsze tunele odchodzily na boki, ale czerwone pasemko plynelo caly czas prosto, az wreszcie pod inna kratka jakas rzecz lezala w wodzie, i to czerwone cos lagodnie do niej przylgnelo.

Przeciez sie tego spodziewal. Ale to bylo… to bylo… gorsze… Gorsze niz wszystko.

Calkiem przemoczona, cieknaca czerwona farba z czerwonego plaszcza szczura Szymona lezala „Przygoda pana Krolika”.

Maurycy zlapal ja pazurem, ale oslabione szycie puscilo i kartki jedna po drugiej poplynely woda. Upuscili ja, zgubili. Czy uciekali? A moze… ja wyrzucili? Co takiego powiedzial Niebezpieczny Groszek? „Jestesmy tylko szczurami”? I powiedzial to takim gluchym glosem, z wielkim smutkiem.

Gdzie oni teraz sa, KOCIE? Czy potrafisz ich znalezc? Ktoredy teraz?

Widzi to, co ja widze, pomyslal. Nie moze odczytac moich mysli, ale widzi to, co ja widze, i slyszy to, co ja slysze, i calkiem niezle sie domysla, co ja mysle…

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату