— I tak przez przypadek mialas to ze soba.
— Oczywiscie. W mojej duzej torbie z lekarstwami.
— Chcesz powiedziec, ze nosisz takie rzeczy, na taki wlasnie wypadek?
— Alez tak. To sie czesto przydaje.
— Na przyklad kiedy? — pytal Keith, wspinajac sie po drabinie.
— Wyobraz sobie, ze jestes porwany. Wyobraz sobie, ze zlapali nas piraci. Piraci maja bardzo monotonna diete, pewnie wlasnie dlatego sa przez caly czas wsciekli. Albo zalozmy, ze udalo nam sie uciec i znalezlismy sie na wyspie, gdzie sa tylko orzechy kokosowe. Niezwykle zatwardzaja.
— No tak, ale… przeciez… wszystko sie moze zdarzyc! Jesli rozumujesz w taki sposob, powinnas miec przy sobie wszystko na wypadek kazdej sytuacji!
— Dlatego ta torba jest taka duza — odparla spokojnie Malicia, przelazac przez otwor i otrzepujac sie z kurzu.
Keith westchnal.
— Ile im dalas?
— Duzo. Ale nic im sie nie stanie, jesli tylko nie zazyja zbyt wiele odtrutki.
— A co im podalas jako antidotum?
— Cascare.
— Malicia, nie jestes mila.
— Naprawde? To ty chciales im podac prawdziwa trucizne i bardzo dobrze sobie wyobrazales, co sie stanie w ich brzuchach.
— Tak, ale szczury sa moimi przyjaciolmi. I niektore trucizny wlasnie to z nimi robia. A pomysl… zeby jako odtrutke podawac wiecej trucizny…
— To nie jest trucizna, tylko lekarstwo. Po tym wszystkim beda calkiem wyczyszczeni. Wspaniale uczucie.
— No dobrze, juz dobrze. Ale… podanie tego samego srodka takze jako odtrutki bylo troche… troche…
— Sprytne? Znakomite z punktu widzenia opowiesci? — zapytala Malicia.
— Chyba tak — opornie zgodzil sie Keith.
Dziewczynka rozejrzala sie dokola.
— Gdzie twoj kot? Myslalam, ze idzie za nami.
— Czasami sie gdzies wloczy. I to nie jest moj kot.
— No tak, to ty jestes jego chlopcem. Ale mlody czlowiek ze sprytnym kotem moze zajsc daleko.
— Tak?
— Przede wszystkim mamy przyklad Kota w Butach — powiedziala Malicia. — Kazdy tez oczywiscie wie o Dicku Livingstonie i jego cudownym kocie, prawda?
— Ja nie wiem — odparl Keith.
— To bardzo slynna historia.
— Przykro mi. Od dawna nie mialem okazji nic czytac.
— Naprawde? No coz, Dick Livingstone byl chlopcem bez grosza przy duszy, a stal sie burmistrzem Ubergurgl, poniewaz jego kot doskonale lapal… no, te… golebie. W miescie bylo zatrzesienie… golebi, tak, o to wlasnie chodzilo. Co wiecej, ozenil sie potem z corka sultana, poniewaz kot oczyscil z… golebi palac jej ojca…
— Chodzilo o szczury, prawda? — zapytal ponuro Keith.
— Przykro mi, ale tak.
— I to byla tylko bajka — dodal chlopiec. — Posluchaj, czy naprawde istnieja opowiesci o krolach szczurow? Czy szczury maja krolow? Nigdy o tym nie slyszalem. Jak to sie dzieje?
— Nie tak jak myslisz. Te historie sa znane od lat. A krol szczurow istnieje naprawde. Tak jak na szyldzie Gildii Szczurolapow.
— Co? Szczury z powiazanymi ogonami? Jak…?
Rozleglo sie glosne i nieustepliwe stukanie w drzwi. Tak glosne, jakby ktos raczej kopal w nie, a nie stukal.
Malicia odsunela zasuwy.
— O co chodzi? — zapytala lodowato.
Przed progiem stala gromada mezczyzn. Ich przywodca, ktory wygladal tak, jakby zostal przywodca wylacznie dlatego, ze znalazl sie z przodu, cofnal sie na widok Malicii.
— O… to panienka…
— Tak. Moj ojciec jest tu burmistrzem, to wiecie, prawda? — upewnila sie.
— E… oczywiscie. O tym wie kazdy.
— Dlaczego wszyscy trzymacie w dloniach kije?
— E… chcielismy rozmawiac ze szczurolapami — powiedzial rzecznik grupy. Staral sie przy tym zerknac jej przez ramie.
— Tu nie ma nikogo poza nami — zapewnila go Malicia. — A moze myslicie, ze znajduja sie tu ukryte drzwi prowadzace do labiryntu piwnic, gdzie trzyma sie przerazone zwierzatka w klatkach i gdzie zmagazynowane zostalo skradzione jedzenie?
Przestapil z nogi na noge nerwowo.
— Panienka znowu opowiada te swoje historie.
— Macie jakies klopoty?
— Wydaje nam sie… ze szczurolapy… zachowaly sie… no… niegrzecznie. — Zbladl pod jej spojrzeniem.
— Tak?
— Oszukali nas przy gonitwach szczurow! — wykrzyknal jakis mezczyzna z tylu, odwazniejszy, poniewaz ktos oddzielal go od Malicii. — Musieli te szczury tresowac! Jeden latal na gumie!
— A drugi ugryzl mojego Jacko w… w… czesc ciala, o ktorej sie nie mowi! — wykrzyknal ktos inny z tylu. — Nikt mi nie powie, ze szczur zrobil cos takiego sam z siebie!
— Widzialam dzis jednego szczura w kapeluszu — powiedziala Malicia.
— Dzisiaj pojawilo sie zdecydowanie zbyt wiele dziwnych szczurow — odezwal sie jeszcze ktos inny. — Mamusia mi mowila, ze widziala takiego, ktory tanczyl po polkach w jej kuchni! A kiedy dziadek siegnal po swoje sztuczne zeby, szczur ugryzl go nimi. Ugryzl go jego wlasnymi zebami.
— Co? Zalozyl je sobie? — zapytala Malicia.
— Nie, chapnal nimi w powietrzu. Nasza sasiadka otworzyla drzwi kredensu, a tam szczury plywaly sobie w smietanie. I nie tylko plywaly. Musialy to wczesniej wycwiczyc. Robily figury, machajac lapkami w powietrzu.
— Chcesz powiedziec, ze to byl taniec synchroniczny? — dopytywala sie Malicia. — No i kto teraz opowiada historie, co?
— Jestes pewna, ze nie wiesz, gdzie sa szczurolapy? — zapytal podejrzliwie dowodca. — Ludzie mowili, ze kierowaly sie w te strone.
Malicia przewrocila oczami.
— No dobrze, zgadza sie. Przyszli tu obaj, a gadajacy kot pomogl nam nakarmic ich trucizna i teraz siedza zamknieci w piwnicy.
Mezczyzni dluga chwile stali bez slowa.
— Tak, no jasne — westchnal ich dowodca. — Coz, gdybys zobaczyla szczurolapow, powiedz, ze ich szukamy, dobrze?
Malicia zamknela drzwi.
— To okropne, gdy nie chca ci wierzyc — stwierdzila.
— A teraz opowiedz mi o szczurzych krolach — powiedzial Keith.
Rozdzial 10