Rozdzial 2

Pan Krolik ma wielu przyjaciol.

Ale najwiekszym przyjacielem pana Krolika jest jedzenie.

„Przygoda pana Krolika”

A wiec mieli plan.

I to bardzo dobry plan. Nawet szczury, nawet Sliczna przyznala, ze musi im sie udac.

Wszyscy wiedza, ze zdarzaja sie plagi szczurow. Krazyly opowiesci o zaklinaczach szczurow, ktorzy zarabiali na zycie w ten sposob, ze jezdzili od miasta do miasta i pomagali pozbyc sie gryzoni. Oczywiscie istnialy tez inne plagi — na przyklad trafiala sie plaga akordeonistow, cegiel zwiazanych sznurkiem czy ryb — ale o pladze szczurow slyszal kazdy.

I o to wlasnie chodzilo. Do plagi nie potrzeba wielu szczurow, oczywiscie jesli sie znaja na robocie. Jeden szczur wyskakujacy to tu, to tam, piszczacy glosno, bioracy kapiel w swiezej smietanie i sikajacy do maki, moze okazac sie plaga sam w sobie.

Niesamowite, jak po kilku dniach ludzie cieszyli sie na widok glupkowato wygladajacego chlopca z magicznym fletem. A wrecz z zachwytem przygladali sie wylazacym ze wszystkich dziur szczurom, wychodzacym za nim z miasta. W takim stanie ducha ani przez chwile sie nie zastanawiali, ze szczurow nie bylo wcale tak wiele.

Ale dopiero by sie zdziwili naprawde, gdyby kiedys sie dowiedzieli, ze zaklinacz wraz ze szczurami i kotem wspolnie przeliczaja pieniadze w krzakach za miastem.

* * *

Lsniacy Zdroj budzil sie wlasnie, kiedy wkraczal do niego Maurycy wraz z chlopcem. Nikt ich nie niepokoil, chociaz Maurycy budzil zainteresowanie. To go nie martwilo. Wiedzial, ze jest interesujacy. Koty zawsze czuja sie wladcami swiata, a na swiecie jest pelno glupkowato wygladajacych chlopcow i nikomu nie jest spieszno, by zobaczyc jeszcze jednego.

Przybyli w dzien targowy, ale straganow stalo nieduzo i sprzedawano na nich, no coz, po prostu smieci. Stare spodnie, stare garnki, uzywane buty… takie rzeczy ludzie sprzedaja, kiedy brakuje im pieniedzy.

Maurycy widzial mnostwo targowisk podczas swych podrozy i wiedzial, jak wygladaja.

— Powinna byc gruba kobieta sprzedajaca kurczaki — twierdzil. — Ludzie sprzedajacy slodycze dla dzieci i wstazki. Akrobaci i klauni. Nawet zonglerzy, jesli bedziemy mieli szczescie.

— Niczego takiego nie ma. Jak widac, niewiele nawet jest do kupienia — powiedzial chlopiec. — Mowiles, ze to bogate miasto, Maurycy.

— No coz, z daleka wygladalo na zasobne — odparl kot. — W dolinie widac bylo zyzne pola, na rzece pelno lodzi… mozna by pomyslec, ze ulice beda wybrukowane zlotem.

Chlopiec zadarl glowe.

— Zabawne — stwierdzil.

— Co?

— Ludzie wygladaja biednie — odparl. — Ale budynki wygladaja bogato.

Maurycy nie byl ekspertem od architektury, lecz widzial, ze drewniane budynki sa ozdobione rzezbami i pomalowane. Zauwazyl cos jeszcze. Niestaranny napis przybity na pobliskiej scianie.

Napis glosil:

SZCZURZE TRUCHLA — 50 CENTOW OD OGONA! ZGLASZAC SIE DO SZCZUROLAPA W MAGISTRACIE

Chlopiec takze przygladal sie wywieszce.

— Tutaj naprawde chca sie pozbyc swoich szczurow — zauwazyl pogodnie Maurycy.

— Nikt dotad nie proponowal pol dolara za jeden ogon — rzekl chlopiec.

— Mowilem, ze tym razem to bedzie naprawde cos — ucieszyl sie Maurycy. — Przed koncem tygodnia bedziemy siedziec na stosie zlota.

— Co to jest magistrat? — zapytal chlopiec. — Czy ma cos wspolnego z magia? I dlaczego wszyscy na ciebie patrza?

— Jestem dosc przystojnym kotem — odparl Maurycy. Ale nawet jemu zainteresowanie, ktore budzil, wydawalo sie nieco dziwne. Ludzie tracali sie lokciami, patrzac na niego znaczaco. — Czyzby nigdy nie widzieli kota? — mruknal, patrzac na potezny budynek po drugiej stronie ulicy. Budowla byla duza, na planie kwadratu, otoczona ludzmi, a wielki napis glosil: Magistrat. — Magistrat jest po prostu miejscowym slowem na… urzad miasta.

— Znasz bardzo wiele slow, Maurycy — powiedzial z podziwem chlopiec.

— Sam siebie czasami zadziwiam — odrzekl Maurycy.

Przed otwartymi na osciez drzwiami stala kolejka. Inni ludzie, ktorzy najwyrazniej mieli juz za soba to, na co pozostali jeszcze czekali, pojawiali sie w innych drzwiach pojedynczo lub parami. Wynosili bochenki chleba.

— Czy my takze powinnismy stanac w kolejce? — zapytal chlopiec.

— Nie sadze — odparl ostroznie Maurycy.

— Dlaczego nie?

— Widzisz tych mezczyzn w drzwiach? To straznicy. Maja duze gumowe palki. I kazdy, kto przechodzi, pokazuje im jakis papier. Nie podoba mi sie, jak to wyglada — powiedzial Maurycy. — A wyglada mi to na rzad.

— Nie zrobilismy nic zlego — tlumaczyl chlopak. — W kazdym razie nie tutaj.

— Z rzadem nigdy nic nie wiadomo. Po prostu usiadz. A ja sie rozejrze.

Ludzie gapili sie na Maurycego, ktory wmaszerowal do budynku, lecz to normalne, ze w miescie oblezonym przez szczury koty sa w powazaniu. Jakis czlowiek probowal go podniesc, ale zrezygnowal, kiedy Maurycy pokazal pazury.

Kolejka skrecala do duzej sali, gdzie przechodzila przed blatem opartym na kozlach. Tutaj kazdy wyciagal kawalek papieru, by pokazac go dwom siedzacym za wielka taca z chlebem kobietom, i wtedy dostawal swoj przydzial. Potem kolejka przesuwala sie do mezczyzny nad kadzia z kielbaskami, ktorej dawano odpowiednio mniej niz chleba.

Przygladal sie temu burmistrz, od czasu do czasu rzucajac jakas uwage do osob wydajacych jedzenie. Maurycy rozpoznal go od razu po wielkim zlotym lancuchu na piersi. Od czasu gdy zaczal wspolpracowac ze szczurami, widzial wielu burmistrzow. Ten jednak sie wyroznial. Mial zmartwiona twarz i spora lysine, ktora staral sie przykryc trzema pasmami wlosow. Byl nizszy i znacznie chudszy niz burmistrze, jakich Maurycy widzial wczesniej. Nie wygladal na czlowieka, ktorego zycie rozpieszczalo.

A wiec nie ma tu wiele jedzenia, pomyslal Maurycy. Musza je wydzielac w racjach. Najwyrazniej bardzo potrzebuja zaklinacza szczurow. Co za szczescie, ze przybylismy na czas…

Wyszedl na dwor, przyspieszajac kroku, poniewaz uslyszal melodie grana na flecie. Tak jak sie obawial, to gral jego dzieciak. Polozyl przed soba czapke i nawet lezalo juz w niej kilka monet. Kolejka zakrecila, by wiecej ludzi moglo sluchac, a kilkoro dzieci nawet tanczylo.

Maurycy byl ekspertem jedynie od kociej muzyki, ktora polega na staniu na kilka centymetrow od drugiego kota i darciu sie wnieboglosy. Ludzka muzyka zawsze wydawala mu sie jakas cienka, rozwodniona. Ale kiedy ten dzieciak gral, ludzie zawsze przytupywali. I usmiechali sie.

Maurycy odczekal do konca melodii. Kiedy kolejka klaskala, on usiadl za chlopcem, oparl sie o niego i wysyczal:

— Swietna robota, ptasi mozdzku. Mielismy byc zakonspirowani! Teraz bierz pieniadze i zmykamy.

Szli przez plac, gdy kot zatrzymal sie tak nagle, ze chlopiec o malo co na niego nie wpadl.

Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату