przynajmniej blocie, wiec ci idioci pala je z powodow religijnych!

— Ehm… Tu chodzi o cos wiecej, sir — zauwazyl Buziak.

— Tak, wiem. Znam historie. Ta doroczna bojka ze Zlobenia to tylko lokalne derby. Borogravia walczy ze wszystkimi. Dlaczego?

— Duma narodowa, sir.

— Z czego? Przeciez tutaj nic nie ma! Maja pare kopalni tluszczu i sa niezlymi farmerami, ale trudno tu znalezc przyklady wspanialej architektury, wielkie biblioteki, slynnych kompozytorow, jakies bardzo wysokie gory czy wspaniale krajobrazy. Jedyne, co mozna o tym miejscu powiedziec, to ze nie jest zadnym innym. Co Borogravia ma takiego specjalnego?

— Wydaje sie, ze jest specjalna, bo jest ich. Oczywiscie, sir, nie mozna tez zapominac o Nugganie. To ich bog. Przynioslem panu „Ksiegi Nuggana”.

— Przejrzalem ja sobie w miescie, Clarence. Wydaje sie dosc glu…

— To nie bylo najnowsze wydanie, sir. A podejrzewam, ze tak daleko stad nie moglo byc zbyt hm… aktualne. Tutaj mam bardziej biezace. — Buziak polozyl na biurku nieduza, ale gruba ksiazeczke.

— Aktualne? Co to znaczy: aktualne? — zdziwil sie Vimes. — Pismo swiete jest… spisane. To rob, tego nie rob, nie pozadaj wolu blizniego…

— Ehm… Nuggan na tym nie poprzestaje. On no… aktualizuje nakazy. Glownie Obrzydliwosci, prawde mowiac.

Vimes otworzyl ksiazeczke. Byla wyraznie grubsza od tej, ktora przywiozl ze soba.

— To cos, co nazywaja Zywym Testamentem — tlumaczyl Buziak. — One… no, mozna chyba powiedziec, ze „umieraja”, kiedy zostana wywiezione z Borogravii. Potem juz nie sa uzupelniane. Ostatnie Obrzydliwosci znajdzie pan na koncu, sir — dodal.

— Swieta ksiega z dodatkami?

— Wlasnie tak, sir.

— Oprawiona jak skoroszyt?

— Tak jest, sir. Ludzie wstawiaja czyste kartki, a Obrzydliwosci… sie pojawiaja.

— Znaczy: magicznie?

— Chyba raczej znaczy: religijnie, sir.

Vimes otworzyl ksiege w przypadkowym miejscu.

— Czekolada? — zdziwil sie. — Nie lubi czekolady?

— Tak, sir. To Obrzydliwosc.

— Czosnek? Wlasciwie ja tez go nie lubie, wiec akceptuje. Koty?

— O tak. Naprawde nie lubi kotow, sir.

— Krasnoludy? Stoi tu wyraznie: „Krasnoludzia rasa, ktora czci Zloto, jest Obrzydliwa w oczach Nuggana”. On chyba oszalal. Co sie tu potem dzialo?

— Och, krasnoludy, ktore tu mieszkaly, zablokowaly szyby swoich kopalni i zniknely, wasza laskawosc.

— Mozna sie bylo spodziewac. Potrafia wyczuc klopoty.

Tym razem pozostawil wasza laskawosc bez komentarza. Widzial, ze Buziak czerpie satysfakcje z rozmowy z diukiem.

Przerzucil jeszcze kilka kartek.

— Kolor niebieski?

— Zgadza sie, sir.

— Co jest obrzydliwego w niebieskim? To tylko kolor! Niebo jest niebieskie!

— Owszem, sir. Gorliwi nugganici staraja sie ostatnio nie patrzec w gore. Ehm… — Buziak byl wyszkolonym dyplomata. Pewnych rzeczy wolal nie mowic wprost. — Nuggan, sir… hm… jest dosc… zgryzliwy — wykrztusil.

— Zgryzliwy? — powtorzyl Vimes. — Zgryzliwy bog? Znaczy co, skarzy sie na to, ze dzieci halasuja? Protestuje przeciwko glosnej muzyce po dziewiatej wieczorem?

— No… Dociera tutaj „Puls Ankh-Morpork”, sir, w koncu. I tego… moim zdaniem, no… Nuggan jest calkiem podobny… do tych ludzi, ktorzy pisza do ich dzialu listow. Wie pan, ci, ktorzy podpisuja sie „Zdegustowani mieszkancy Ankh-Morpork”…

— Aha, chodzi ci o to, ze naprawde jest oblakany — stwierdzil Vimes.

— Och, nigdy by mi o cos takiego nie chodzilo — zaprotestowal pospiesznie Buziak.

— A co robia kaplani?

— Niezbyt wiele, sir. Mysle, ze dyskretnie ignoruja co bardziej… skrajne Obrzydliwosci.

— Chcesz powiedziec, ze Nugganowi nie podobaja sie krasnoludy, koty i niebieski kolor, a sa jeszcze bardziej oblakane przykazania?

Buziak zakaszlal uprzejmie.

— No dobra — ustapil Vimes. — Bardziej skrajne przykazania?

— Ostrygi, sir. Nie lubi ostryg. Ale to zaden klopot, bo nikt tutaj nigdy nie widzial ostrygi. Aha, i dzieci. Dzieci tez uznal za Obrzydliwosc.

— Ale zakladam, ze ludzie wciaz je tu robia?

— O tak, wasza las… przepraszam. Tak, sir. Ale czuja sie winni. Szczekajace psy to nastepna. Koszule z szescioma guzikami. I ser. No i… Ludzie tak jakby, no… unikaja tych trudniejszych. Nawet kaplani zrezygnowali chyba z prob ich tlumaczenia.

— No tak. Chyba rozumiem dlaczego. Czyli mamy tu do czynienia z krajem probujacym zyc wedlug przykazan boga, ktory, w opinii mieszkancow, moze nosic kalesony na glowie… Czy kalesony tez sa Obrzydliwoscia?

— Nie, sir. — Buziak westchnal. — Ale to prawdopodobnie tylko kwestia czasu.

— Wiec jak sobie radza?

— Ostatnimi czasy ludzie modla sie glownie do ksieznej Annagovii. W kazdym domu wisi jej portret. Nazywaja ja Mala Matka.

— A tak, ksiezna. Moge sie z nia spotkac?

— Nikt sie z nia nie spotyka, sir. Od ponad trzydziestu lat nie widzial jej nikt procz sluzacych. Prawde mowiac, sir, ona prawdopodobnie juz nie zyje.

— Tylko prawdopodobnie?

— Nikt naprawde nie wie. Oficjalna wersja glosi, ze ksiezna jest w zalobie. To smutna historia, sir. Mlody ksiaze zginal tydzien po slubie. O ile wiem, zabila go dzika swinia podczas polowania. Ksiezna zamknela sie w starym zamku w PrinceMarmadukePiotre-AlbertHansJosephBernhardtWilhelmsbergu i nie pokazuje sie publicznie. Oficjalny portret namalowano chyba, kiedy miala okolo czterdziestu lat.

— Zadnych dzieci?

— Zadnych, sir. Po jej smierci rod wygasnie.

— I oni sie do niej modla? Jak do bogini?

Buziak westchnal.

— Przeciez wlaczylem to do mojego raportu, sir. Rodzina krolewska w Borogravii zawsze miala taki quasi- religijny status. Sa glowami Kosciola, a chlopi modla sie do nich w nadziei, ze wstawia sie u Nuggana. Sa jakby… swietymi za zycia. Niebianskimi posrednikami. Szczerze mowiac, te panstewka tak wlasnie funkcjonuja. Zeby cokolwiek zalatwic, trzeba znac odpowiednich ludzi. A przypuszczam, ze latwiej sie modlic do kogos na obrazku niz do boga, ktorego nie widac.

Przez dluzsza chwile Vimes przygladal sie konsulowi. A kiedy sie odezwal, przerazil go do szpiku kosci.

— Kto ma dziedziczyc? — zapytal.

— Sir?

— Wedlug nastepstwa monarchii, panie Buziak. Jesli ksiezna nie bedzie siedziec na tronie, kto go zajmie?

— Hm… To niewiarygodnie skomplikowane, sir, z powodu malzenstw w ramach rodu i roznych systemow prawnych, ktore na przyklad…

— A na kogo warto postawic, panie Buziak?

— Hm… na ksiecia zlobenskiego Heinricha.

Ku zdumieniu Buziaka Vimes sie rozesmial.

Вы читаете Potworny regiment
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату