— Taki jest twoj wybor? — spytala babcia, wciaz patrzac na tancerzy.
— Tak! Trach!
— To jest ten twoj baron, ktory nie lubi czarownic? — Babcia przesuwala wzrokiem po twarzach w tlumie.
— Ale kto lubi czarownice, dopoki jakiejs nie potrzebuje, pani Weatherwax? — zapytala Tiffany slodkim glosem.
Trach!
— To jest zaplata, pani Weatherwax — dodala Tiffany.
W koncu jesli ktos pocalowal zimistrza, latwiej mu rzucac takie wyzwania. A babcia Weatherwax usmiechnela sie, jakby Tiffany spelnila wszystkie jej oczekiwania.
— Ha… Doprawdy? Dobrze wiec. Przyjdz do mnie znowu, zanim odjedziesz, a przekonamy sie, co mozesz ze soba zabrac. I mam nadzieje, ze potrafisz zamknac te drzwi, ktore otwierasz. A teraz obserwuj ludzi! Czasami mozna ja zobaczyc!
Tiffany zaczela uwazac, co sie dzieje w tancu. Nie zauwazyla, kiedy pojawil sie Blazen — chodzil dookola i zbieral pieniadze do brudnego cylindra. Jesli dziewczyna wygladala, jakby miala piszczec, kiedy ja pocaluje, to ja calowal. A czasami calkiem nagle rzucal sie do tanca i skakal miedzy tancerzami, ani razu nie stawiajac stopy w niewlasciwym miejscu.
I wtedy Tiffany zobaczyla — oczy kobiety naprzeciwko, po drugiej stronie tancerzy, blysnely zlotem. Tylko na moment. Ale kiedy raz juz to zauwazyla, dostrzegala znowu — w oczach chlopca, dziewczynki, mezczyzny trzymajacego piwo, gdy przesuwal sie, by obserwowac Blazna…
— Lato tu jest! — oznajmila Tiffany i uswiadomila sobie, ze tupie noga do rytmu. Uswiadomila to sobie, poniewaz ciezszy but wlasnie nadepnal jej stope i przycisnal ja do ziemi. Tuz obok Ty spojrzala na nia niewinnymi blekitnymi oczami, ktore na ulamek sekundy staly sie leniwymi, zlocistymi oczami weza.
— Powinna byc — odparla babcia i cofnela but.
— Pare miedziakow na szczescie, panienko? — dal sie slyszec glos obok i zadzwieczaly monety potrzasane w bardzo starym kapeluszu.
Tiffany odwrocila sie i spojrzala w fioletowoszare oczy. Twarz, w ktorej tkwily, byla pomarszczona, ogorzala i usmiechnieta. Blazen nosil zloty kolczyk.
— Miedziaka czy dwa od pieknej pani? — namawial. — Srebro? Moze zloto?
Czasem po prostu wiadomo, jak wszystko ma sie potoczyc, myslala Tiffany.
— Zelazo?
Zdjela z palca pierscionek i upuscila do cylindra.
Blazen wyjal go delikatnie i podrzucil w powietrze. Tiffany sledzila pierscionek wzrokiem, ale jakos zniknal nagle i juz tkwil na palcu mezczyzny.
— Zelazo to dosc — powiedzial Blazen i dal jej calusa w policzek.
Byl tylko troche chlodny.
Galerie w kopcu Feeglow byly zatloczone, ale ciche. Dzialo sie cos waznego. Chodzilo o honor klanu.
Posrodku lezala duza ksiazka, wyzsza niz Rob i pelna kolorowych obrazkow. Byla troche zablocona po podrozy do wnetrza kopca. Rob zostal wyzwany. Przez lata uwazal sie za bohatera, ale potem wiedzma wiedzm powiedziala, ze colkiem nie je, nie istowo. Nie mozna sie klocic z wiedzmom wiedzm, ale lon podejmie to wyzwanie, ano, ni ma co, albo sie nie nazywa Rob Rozboj.
— Gdzie je moja krowka? — przeczytal. — Cy to je moja krowka? Robi koko. To… eee… yyy… kurczatko! To nie je moja krowka. A dalej je taki ciut lobrazecek z parom kurcakow. To nastepna strona, tak?
— Zgadza sie, Rob — przyznal Billy Brodacz.
Zebrani Feeglowie krzykneli radosnie, gdy Rob obiegl ksiazke dookola, wymachujac uniesionymi rekami.
— A ta je duzo gorsa niz ementaler, tak? — powiedzial, kiedy zakonczyl runde honorowa. — Tamta byla latwa! I miala psewidywalnom intryge. Ten, co jom pisal, nic sie nie wysilil, moim zdaniem.
— Chodzi ci o elementarz? — upewnil sie Billy Brodacz.
— Ano. — Rob Rozboj podskoczyl i wyprowadzil kilka ciosow w powietrze. — Mas cosik ciut trudniejsego?
Gonagiel przyjrzal sie stosowi podniszczonych ksiazek, ktore Feeglowie w ten czy inny sposob zgromadzili.
— Cosik, w co mozna wbic zeby — dodal Rob. — Duzom ksiazke.
— No… Ta ma tytul: „Zasady nowoczesnej ksiegowosci” — rzekl z powatpiewaniem Billy.
— A to je wielko bohatersko ksiazka do psecytania?
— Ano, chyba tak, ale…
Rob uniosl dlon, nakazujac milczenie. Spojrzal w strone Jeannie, ktora stala w otoczeniu gromadki malych Feeglow. Usmiechala sie do niego, a synowie spogladali na ojca z milczacym podziwem. Pewnego dnia, myslal Rob, beda w stanie podejsc smialo nawet do najdluzszych slow i porzadnie im skopac, co trzeba. Nawet przecinki i te chytre sredniki im nie przeszkodza.
Musial byc bohaterem.
— Zem jest w dobrej formie do tego cytania — oswiadczyl. — Dawac je tu!
I przez caly ranek czytal „Zasady nowoczesnej ksiegowosci”, a zeby byly ciekawsze, wstawil w nie duzo smokow.
Od autora
Taniec morris…
…tanczony jest tradycyjnie 1 maja na powitanie lata. Jego historia jest dosc niejasna, moze dlatego ze czesto tancza go w poblizu pubow, ale obecnie to angielski taniec ludowy. Tancerze nosza przewaznie biale stroje i naszyte na ubrania dzwoneczki. Tancza i mezczyzni, i kobiety. Morris dotarl rowniez do Stanow Zjednoczonych.
Wiem o tym, bo pare lat temu w chicagowskiej ksiegarni widzialem, jak tancza czarnego morrisa.
Wymyslilem czarnego morrisa dla innej ksiazki, zatytulowanej „Kosiarz” (przynajmniej sadze, ze go wymyslilem), a zespol tancerzy morrisa (oficjalnie nazywany
Bylo to piekne wykonanie. Ale tez troche przerazajace. Dlatego moze to nie byc najlepszy pomysl, by probowac czegos takiego w domu…
Przypisy
1
Ehm… „Polowanie na czarownice dla osob tepych”.
2