— Blagam o wybaczenie — powiedzial.
— Ale poniewaz spada to na mnie — ciagnal Nutt — wiec tak, wyrusze do Dalekiego Uberwaldu.
— Pastor Oats na pewno z radoscia cie powita — powiedziala Margolotta.
— On jeszcze zyje? — ucieszyl sie Nutt.
— O tak, jak najbardziej, jest przeciez jeszcze dosc mlody i kroczy, majac u boku wybaczenie. Pewnie uzna za calkiem wlasciwe, jesli zechcesz mu towarzyszyc. Mowil mi nawet podczas jednej ze swych nazbyt rzadkich wizyt, ze bylby zaszczycony, gdyby niekiedy mogl ci przekazac wybaczenie.
— Nutt nie potrzebuje wybaczenia! — wykrzyknela Glenda.
Nutt usmiechnal sie i poklepal jej dlon.
— Uberwald to dzika kraina i niebezpieczna dla wedrowca — wyjasnil. — Nawet dla czlowieka swiatobliwego. Wybaczenie to imie obosiecznego topora bojowego pastora Oatsa. Dla pastora krucjata przeciwko zlu nie jest metafora. Wybaczenie rozcielo moje lancuchy. Z radoscia je poniose.
— Krolowie trolli i krasnoludow udziela ci wszelkiej pomocy — obiecala lady.
Nutt kiwnal glowa.
— Ale najpierw chcialbym prosic o drobna laske, panie — zwrocil sie do Vetinariego.
— Pros, nie krepuj sie.
— Wiem, ze miasto posiada pewna liczbe golemow koni. Czy moglbym pozyczyc jednego z nich?
— Alez oczywiscie — zapewnil Patrycjusz.
Nutt spojrzal na Glende.
— Panno Sugarbean, Juliet zdradzila mi, ze w tajemnicy marzylas, by jechac przez Quirm w cieply letni wieczor, czujac wiatr we wlosach. Mozemy wyruszyc natychmiast. Mam odlozone pieniadze.
Wszelkie powody, dla ktorych nie powinna sie zgodzic, jak piana wypelnily umysl Glendy. Wszedzie czekaly odpowiedzialnosci, obowiazki i bezustanny zgielk potrzeb. Istnialo tysiac i jeden powodow, zeby powiedziec: nie.
— Tak — powiedziala.
— W takim razie nie bedziemy juz zajmowac waszego cennego czasu, lady, wasza lordowska mosc… Udam sie prosto do stajni.
— Ale… — zaczela Margolotta.
— Sadze, ze wszystko, co nalezalo powiedziec, zostalo powiedziane — przerwal jej Nutt. — Oczywiscie odwiedze… odwiedzimy pania niedlugo, gdy tylko zakoncze tutaj swoje sprawy. Nie moge sie juz doczekac.
Skinal im glowa i z Glenda idaca obok, jakby unosila sie w powietrzu, odeszli ta sama droga, ktora przyszli.
— Milo bylo, prawda? — zapytal Vetinari. — Zauwazylas, ze przez caly czas trzymali sie za rece?
W progu Nutt odwrocil sie na chwile.
— Aha, jeszcze jedno. Dziekuje za brak kusznikow w galerii. To byloby takie… krepujace.
— Wypije za twoj sukces, Margolotto — rzekl Vetinari, kiedy ucichly ich kroki. — Wiesz, calkiem powaznie zamierzalem pannie Sugarbean zaproponowac, zeby zostala moja kucharka. — Westchnal ponownie. — No ale czymze jest zapiekanka wobec szczesliwego zakonczenia?
Myslicie, ze to juz koniec?
Nastepnego ranka Myslak Stibbons pracowal w budynku Magii Wysokich Energii, gdy utykajac, wszedl Ridcully. Na kolanie mial lsniaca srebrzysta opaske.
— Terapeutyczny Sciskacz Grapeshota — wyjasnil. — Proste zaklecie. Zanim sie kto obejrzy, bede juz zdrowy jak letni deszcz. Pani Whitlow chciala, zebym wlozyl na to ponczoche, ale powiedzialem, ze takie rzeczy mnie nie interesuja.
— Ciesze sie, widzac pana w znakomitym nastroju, nadrektorze — zapewnil Myslak, brnac przez dlugie obliczenia.
— Zdazyl pan przejrzec poranne gazety, panie Stibbons?
— Nie, nadrektorze. Po calej tej historii z pilka mocno zaniedbalem moja prace.
— Moze wiec pana zainteresuje, ze zeszlej nocy z budynku Magii Wyzszych Energii w Miedziczole wyrwala sie siedemdziesieciostopowa kura i podobno szaleje w Pseudopolis. Scigaja wiekszosc profesorow, ktorzy, domyslam sie, sami mogliby sterroryzowac miasto. Henry odebral wlasnie rozpaczliwego sekara i musial wyjechac.
— Och, to bardzo niepokojace, nadrektorze.
— Rzeczywiscie. Prawda? Podobno bardzo szybko znosi jaja.
— To mi wyglada na fenomen quasiekspansji blitu adaptujacego sie do zywego organizmu — stwierdzil Myslak. Odwrocil kartke. Jego olowek sunal wolno wzdluz kolumny liczb.
— Byly dziekan mial cala twarz w jajku — poinformowal Ridcully.
— Jestem pewien, ze profesor Rzepiszcz potrafi zapanowac nad sytuacja — oswiadczyl Myslak. Ton jego glosu nie zmienil sie nawet odrobine.
Po chwili pracowitego milczenia znowu odezwal sie Ridcully.
— Jak pan sadzi, ile czasu powinnismy mu zostawic, zeby nad nia zapanowal?
— Jakiego rozmiaru sa jajka?
— Osiem do dziewieciu stop wysokosci, jak zrozumialem.
— Skorupy wapienne?
— Tak. I dosc grube, jak mi mowiono.
Myslak w zadumie zapatrzyl sie w sufit.
— Hm… Czyli jeszcze nie tak zle. Gdyby pan powiedzial, ze stalowe, wtedy powinnismy sie martwic. Z opisu wyglada to na dewolucje blitu, byc moze spowodowana… brakiem doswiadczenia.
— Zdawalo mi sie, ze pana Rzepiszcza nauczyl pan wszystkiego, co sam pan potrafi — rzekl Ridcully.
Wydawal sie szczesliwszy, niz Myslak pamietal juz od bardzo dawna.
— Wie pan, moze nie wszystko do konca zrozumial. Czy narazeni sa ludzie?
— Magowie polecili wszystkim, zeby nie wychodzic z domu.
— No coz, nadrektorze… Zbiore troche sprzetu i mozemy wyjechac zaraz po herbacie.
— Ja tez pojade, oczywiscie — zaznaczyl Ridcully. — I…
— Co takiego? — Myslak przyjrzal sie szerokiemu usmiechowi Ridcully’ego. — Tak, dobrze by bylo, gdyby ktorys z dzentelmenow z „Pulsu” wybral sie z nami i robil obrazki. Przydadza sie w celach edukacyjnych.
— To znakomity plan, panie Stibbons. Uwazam, ze powinni tez wyruszyc starsi profesorowie. Zagwarantuja to, co najbardziej potrzebne, to znaczy… — Pstryknal palcami. — Jakie to slowo?
— Zamieszanie? — zgadywal Myslak.
— Nie, nie to…
— Apetyt? Ciezar?
— Cos w tym rodzaju… A tak, waga. A nawet powaga. Jestesmy bardzo powazni. Nie nalezymy do takich, ktorzy uganiaja sie za dziwacznymi ptakami. A teraz musze sie zajac innymi sprawami.
— Oczywiscie, nadrektorze — zgodzil sie Myslak. — Aha, i jeszcze… hm… Co z tym proponowanym meczem pilkarskim?
— Niestety, bedzie musial poczekac, dopoki nie odbuduja uniwersytetu.
— Co za szkoda, nadrektorze… — westchnal Myslak.
Dalej prowadzil obliczenia, az ostatnie cyfry zatanczyly na miejscach, upewnil sie, ze nadrektor wyszedl, usmiechnal sie tak dyskretnie, ze nikt by nie zauwazyl, gdyby tego nie oczekiwal, po czym przysunal sobie nowy rejestr.
Zapowiadal sie kolejny piekny dzien.