szybko.

Panna Tyk westchnela.

— Kiedy bylam mala dziewczyna, wciaz marzylam, ze zobacze praludka. Wystawialam dla nich spodeczki z mlekiem. Oczywiscie pozniej dowiedzialam sie, ze nie to powinnam zrobic.

— Nie, powinna pani zaproponowac im mocniejszy trunek — przytaknela Akwila Podniosla wzrok na zywoplot i przez chwile wydalo jej sie, ze mignela tam ruda czupryna. Dziewczynka usmiechnela sie troche nerwowo.

Akwila byla, choc tylko przez kilka dni, krolowa tych postaci z basni, przynajmniej na tyle, na ile ludzka istota moze nia zostac. Trzeba tez przyznac, ze nazywala sie wodza, nie krolowa, i ze powiedziec w twarz Fik Mik Figlom, ze sa postaciami z bajki, moze tylko ktos, kto sie prosi do bojki. Z drugiej jednak strony Fik Mik Figle zawsze sa chetne do bitki i zawsze sprawia im ona wielka radosc, takze gdy nie maja wroga zewnetrznego, radza sobie, bijac sie miedzy soba, a gdyby tak sie zdarzylo, ze ktorys z Figli wyladowalby na bezludnej wyspie, przylozylby samemu sobie w nos, zeby nie wyjsc z wprawy.

Technicznie rzecz biorac, byly mieszkancami Krainy Basni, z drugiej jednak strony zostaly z niej wyrzucone, najprawdopodobniej za przebywanie w stanie nietrzezwym. A teraz, poniewaz nigdy nie zapominaja swojej wodzy…

…zawsze beda tam gdzie ona.

Nieustannie choc jeden z nich krecil sie gdzies na farmie albo zataczal kola nad wzgorzami, latajac na myszolowie. Pilnowaly jej, by ja chronic i by jej pomagac, czy chciala tego, czynie. Starala sie znosic to grzecznie. Pamietnik ukryla w glebi szuflady, zatkala wszystkie szpary w wygodce zwitkami papieru, uszczelnila tez deski w podlodze sypialni. Ostatecznie trzeba pamietac, ze choc mali, byli to mezczyzni. Co prawda starali sie pozostac niewidoczni, aby jej nie niepokoic, ale nauczyla sie bardzo dobrze ich wypatrywac.

Fik Mik Figle spelnialy zyczenia — nie takie bajkowe trzy zyczenia, ktorych spelnienie zawsze sie zle konczy, ale zwyczajne codzienne prosby. Byly nieprawdopodobnie silne i nieulekle, a takze niesamowicie szybkie, ale nie potrafily zrozumiec, ze ludzie nie zawsze mowia to, o co im naprawde chodzi. Pewnego dnia Akwila w mleczarni powiedziala do siebie: „Chcialabym miec ostrzejszy noz do krojenia sera” i zanim sie obejrzala, najostrzejszy noz jej matki lezal juz przed nia.

Najprawdopodobniej stwierdzenie: „Chcialabym, zeby sie przejasnilo” nie bylo grozne, poniewaz Figle czarowac nie potrafily, ale zrozumiala, ze musi bardzo uwazac, by nie poprosic o cos, co bylo osiagalne dla grupy malych, zdeterminowanych, silnych, odwaznych i szybkich mezczyzn, ktorzy przy okazji nie mieliby nic przeciwko malej utarczce.

Nad zyczeniami warto sie zastanawiac. Akwila nigdy nie byla skora do wypowiadania na glos pragnien w stylu: „Chcialabym poslubic przystojnego ksiecia”, ale dodatkowa swiadomosc, ze po powiedzeniu tych slow mozna by stanac twarza w twarz z oslupialym ksieciem, zwiazanym ksiedzem i gromada uszczesliwionych Fik Mik Figli gotowych do roli druzbow, z pewnoscia czynila ja jeszcze rozwazniejsza. Ale potrafily byc przydatne czesto w zaskakujacy sposob i przyzwyczaila sie, by zostawiac dla nich rzeczy niepotrzebne juz rodzinie, dla ktorych mogli znalezc zastosowanie mali ludzie, jak na przyklad lyzeczki do musztardy, szpilki czy miseczke do zupy, ktora znakomicie nadawala sie dla Figli na kapiel. Na wypadek gdyby nie zrozumialy sugestii, dolozyla kawalek mydla. Mydla nigdy nie kradly.

Ostatnim razem odwiedzila starozytny kopiec pogrzebowy wysoko na wzgorzach, w ktorym mieszkaly praludki, z okazji zaslubin Rozboja, Wielkiego Czlowieka klanu, z Joanna znad Dlugiego Jeziora. To ona miala zostac nowa wodza i spedzic wieksza czesc swego zycia w glebi kopca, rodzac kolejne dzieci, niczym krolowa pszczol.

Figle z innych klanow stawily sie na uroczystosci jak jeden maz, poniewaz jesli jest cos, co Figle lubia bardziej od udanego przyjecia, jest to wielkie udane przyjecie, a jesli jest cos lepszego od wielkiego udanego przyjecia, to wielkie udane przyjecie, gdzie ktos stawia napitki. Uczciwie mowiac, Akwila czula sie tam nieco nie na miejscu, bo byla dziesiec razy wieksza od najwyzszego praludka, ale wszyscy odnosili sie do niej bardzo grzecznie, a Rozboj wyglosil nawet na jej czesc mowe, okreslajac ja ich pierwszorzedna wielka ciutwiedzma, a stalo sie to, zanim jeszcze padl twarza w pudding. Bylo tam bardzo goraco i bardzo glosno, lecz przylaczyla sie do okrzykow, kiedy Joanna przeciagnela Rozboja przez malenki kij od szczotki lezacy na podlodze. Zgodnie z tradycja panstwo mlodzi powinni wspolnie przez ten kijaszek przeskoczyc, ale rowniez zgodnie z tradycja zaden szanujacy sie Figiel nie mogl byc trzezwy w dniu swego slubu.

Potem poradzono jej, zeby opuscila kurhan, poniewaz kolejnym zwyczajem miala sie wlasnie rozpoczac bojka miedzy klanem pana mlodego a klanem panny mlodej, trwajaca zazwyczaj az do piatku.

Akwila poklonila sie przed Joanna, poniewaz to wlasnie robia wiedzmy, a przy okazji dobrze sie jej przyjrzala. Wodza byla malenka, slodka i bardzo ladna. Miala tez blysk w oku i uniesiona dumnie brodke. Wsrod Figli dziewczeta stanowily rzadkosc, wiec wzrastaly w swiadomosci, ze pewnego dnia zostana wodzami. Akwila czula, ze Rozboj poslubil wieksza spryciare, niz mu sie to snilo.

Smutno jej bylo ich opuszczac, ale nie bardzo smutno. Byli na swoj sposob mili, lecz niekiedy zaczynali jej grac na nerwach. A ponadto miala juz jedenascie lat i czula, ze w pewnym wieku nie powinno sie zjezdzac do dziury w ziemi na pogawedke z malymi facetami.

Co wiecej spojrzenie, jakim obdarzyla ja Joanna, bylo wprost zabojcze. Akwila odczytala jego znaczenie, nie pozwalajac, by ja zranilo. Byla wodza tego klanu, choc tylko przez kilka dni. Byla tez zareczona z Rozbojem i miala pewnego dnia go poslubic, choc wszyscy uznali to za sprytny polityczny trik. Joanna wiedziala o tym wszystkim bardzo dobrze. Ale jej wzrok teraz mowil: On jest moj. To miejsce nalezy do mnie. Nie chce cie tutaj. Trzymaj sie z daleka!

* * *

Za Akwila i panna Tyk rozciagal sie obszar ciszy, poniewaz wszystko, co halasuje w krzakach, staralo sie nie halasowac, kiedy w poblizu znajdowaly sie Fik Mik Figle.

Dotarly do placu posrodku wioski, usiadly na skraju, by poczekac na furmanke, ktora przemieszczala sie nieco szybciej niz wedrujacy czlowiek, byla wiec szansa, ze w ciagu pieciu godzin dowiezie je do Dwoch koszul, gdzie — tak przynajmniej mysleli rodzice Akwili — zlapia powoz kursujacy przez wysokie gory i jeszcze dalej.

W chwili gdy Akwila uslyszala nadjezdzajaca furmanke, doszedl ja tez tetent kopyt galopujacego konia. Odwrocila sie i jej serce jednoczesnie podskoczylo i opadlo.

To byl Roland, syn barona, na pieknym karym rumaku, z ktorego zeskoczyl, zanim zwierze zdazylo sie zatrzymac. Stal przed nia, przestepujac z nogi na noge.

— Zauwazylam wlasnie bardzo piekny i interesujacy kawalek… hmmm… kamienia, o tam — odezwala sie panna Tyk glosem slodkim jak ulepek. — Pozwolisz, ze sie oddale, by go obejrzec.

Akwila miala ochote ja za to uszczypnac.

— To znaczy, ze wyjezdzasz — powiedzial Roland, kiedy panna Tyk odeszla.

— Tak — odparla Akwila.

Roland wygladal, jakby mial za chwile eksplodowac z nerwow.

— Mam cos dla ciebie. Kazalem to zrobic ludziom ze Skowytu. — Podal jej pakuneczek zawiniety w miekki papier.

Akwila wziela go i wlozyla ostroznie do kieszeni.

— Dziekuje — powiedziala i leciutko dygnela. Prawde mowiac, bylo to normalne zachowanie w towarzystwie szlachcica, ale na twarzy Rolanda pojawil sie rumieniec.

— O… otworz to pozniej — zajaknal sie. — Mam nadzieje, ze bedzie ci sie podobalo.

— Dziekuje — powtorzyla Akwila ze slodycza.

— O, jest furmanka. Pewnie chcecie juz… wsiasc.

— Dziekuje — powtorzyla jeszcze raz Akwila i kolejny raz dygnela, tak spodobal jej sie osiagniety wczesniej efekt. Bylo to odrobine okrutne, ale czasami trzeba sie tak zachowac.

Co wiecej, na furmanke nie sposob bylo nie zdazyc. Gdyby sie bieglo, daloby sie ja nawet przegonic. Poruszala sie tak wolno, ze slowo „stop” nigdy nie przychodzilo niespodziewanie.

W srodku nie bylo miejsc. Wlasciciel tego pojazdu przejezdzal przez wioski co drugi dzien, zbierajac glownie przesylki. Kiedy trafiali sie ludzie, miescili sie wygodnie miedzy pudlami owocow i belami materialu.

Вы читаете Kapelusz pelen nieba
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату