— Tak!
— W takim razie zdejmij swego lsniacego konika, ktory nosisz na szyi, i wrzuc go do studni.
Akwila poslusznie, jak zahipnotyzowana, siegnela ku szyi i odpiela lancuszek. Kiedy wyciagnela reke ponad studnie, srebrny kon zalsnil. Patrzyla na niego, jakby go widziala po raz pierwszy w zyciu. I wtedy…
Ona sprawdza ludzi, pomyslala. Przez caly czas.
— Wiec jak? — zapytala wiedzma.
— Nie — odparla Akwila — Nie moge.
— Nie moge czy nie zrobie? — zapytala ostro babcia.
— Nie moge. — Akwila hardo uniosla podbrodek. — I nie zrobie! Szybko cofnela reke i zapiela naszyjnik, spogladajac buntowniczo. Babcia Weatherwax sie usmiechnela.
— Dobrze zalatwione — oswiadczyla cicho. — Bo jesli nazbyt boisz sie bladzic, nigdzie nie zajdziesz. Czy moglabym go obejrzec?
Akwila spojrzala wiedzmie prosto w oczy. Potem rozpiela lancuszek i podalajej naszyjnik. Czarownica uwaznie sie mu przyjrzala.
— To zabawne, kiedy pada na niego swiatlo, wyglada, jakby galopowal — powiedziala, machajac nim lekko. — Dobra robota. Oczywiscie nie przypomina wcale konia, ale jest kwintesencja konia.
Akwila patrzyla na nia z otwarta buzia. Przez moment stala przed nia usmiechnieta babcia Dokuczliwa, a po chwili z powrotem byla babcia Weatherwax. Czy to ona zrobila, czy moze ja sama? — zastanowila sie. I czy osmiele sie tego dowiedziec?
— Nie przyjechalam tylko po to, by oddac pani kapelusz — udalojej sie wykrztusic. — Przywiozlam tez prezent.
— Jestem pewna, ze nikt nie zasluguje na to, by przynosic mi prezent — skrzywila sie babcia Weatherwax.
Akwila, wciaz oszolomiona, nie zwrocila na to uwagi. Siegnela znowu do worka, skad wydobyla mala, miekka paczuszke, ktora zmieniala ksztalt wraz z dotknieciem reki.
— Odnioslam wiekszosc rzeczy z powrotem do panaWrecemocnego — powiedziala. — Ale pomyslalam sobie, ze to… mogloby sie pani przydac.
Staruszka wolno odwinela bialy papier. Lekki Zefir rozwinal sie pod jej palcami i ulecial w powietrze niczym dym.
— Jest sliczny, ale nie moglabym go nosic — powiedziala Akwila, a plaszcz rozlozyl sie na cala swa szerokosc. — Potrzeba gratacji, zeby nosic cos takiego.
— Co to jest gratacja?
— No… wdziek. A do tego godnosc, powaga, madrosc i tak dalej — powiedziala Akwila.
— Aha. — Babcia odprezyla sie nieco. Patrzyla na lagodnie falujacy material i pociagnela nosem. Lekki Zefir to naprawde cos cudownego. Magowie osiagneli przynajmniej jedno, tworzac ten plaszcz. Potrafil wypelnic dziure w zyciu, o ktorej nawet nie wiesz, dopoki go nie zobaczysz.
— No coz, przypuszczam, ze sa tacy, ktorzy moga nosic cos podobnego, i tacy, ktorzy nie moga — doszla do wniosku. Pozwolila, by material owinal siejej wokol szyi, gdzie spiela go broszkaw ksztalcie krzyza. — To troche nazbyt wspaniale dla kogos takiegojakja. I zbyt wymyslne. Wygladalabym w tym jak trzpiotka. — Zostalo to powiedziane jak stwierdzenie, a jednak na koncu pojawilo sie cos na ksztalt znaku zapytania.
— Nieprawda — powiedziala Akwila pogodnie. — Swietnie do pani pasuje. Jesli sie nie wie, kiedy trzeba byc czlowiekiem, nie wie sie takze, kiedy byc wiedzma.
Ptaki zamilkly. Wysoko na drzewach umknely wiewiorki. Nawet niebo przez chwile wydalo sie jakby ciemniejsze.
— No… tak slyszalam — udalo sie powiedziec Akwili. Po chwili dodala: — Od kogos, kto zna sie na rzeczy.
Blekitne oczy wwiercaly sie w nia. Przed babcia Weatherwax nie mozna bylo miec tajemnic. Cokolwiek sie powiedzialo, rozumiala prawdziwe znaczenie.
— Moze wpadniesz do mnie jeszcze kiedys — zaproponowala w pol obrotu, przygladajac sie, jak wiatr rozwiewa poly plaszcza. — Tu zawszejest bardzo spokojnie.
— Bardzo bym chciala — odparla dziewczynka. — Czy mam wczesniej zawiadomic pszczoly, bys mogla miec, babciu, gotowa herbate?
Przez chwile babcia piorunowalaja spojrzeniem, ale nagle na jej twarzy pojawil sie kwasny usmiech.
— Jestes sprytna — stwierdzila.
Co sie w tobie kryje? — zastanawiala sie Akwila. Jakaj estes naprawde? Czy rzeczywiscie chcialas, zebym nosila twoj kapelusz? Udajesz wielka zla czarownice, a to wcale nie jestes ty. Sprawdzasz ludzi przez caly czas, wystawiasz ich na proby, ale chcesz przeciez, zeby okazali sie na tyle sprytni, by z toba wygrali. Trudno byc najlepsza. Nie wolno ci sie zatrzymac. Jestes nazbyt dumna, by przegrac. Duma! Zamienilasjaw ogromna sile, ale ona zjada takze ciebie. Czy boisz sie rozesmiac, by nie uslyszec rechotu zaby?
Pewnego dnia spotkamy sie znowu. Obie o tym wiemy. Spotkamy sie na Probach.
— Jestem na tyle sprytna, by wiedziec, jak ci sie udaje nie myslec o rozowych nosorozcach, kiedy ktos o nich mowi — powiedziala.
— To jest bardzo potezna magia, prawda? — zapytala babcia Weatherwax.
— Nie. Wcale. Po prostu nie wiesz, jak wygladaja rozowe nosorozce, to wszystko.
Slonce wyjrzalo zza chmur, kiedy stara czarownica wybuchnela jasnym perlistym smiechem.
— Masz racje!
Rozdzial pietnasty
Kapelusz pelen nieba
Byl to jeden z tych dziwnych dni pod koniec lutego, kiedyjest nieco cieplej, niz powinno byc i choc wieje wiatr, to raczej gdzies rozwiewa chmury, a tam, gdzie stoisz, panuje spokoj.
Akwila wdrapala sie na wzgorze, gdzie w zaciszu stwarzanym przez wyzsze szczytyjagnieta odkrywaly, ze maja nogi, i grupkami brykaly, wygladajac niczym welniste konie wyscigowe.
Cos takiego bylo w tym dniu, ze nawet stare owce baraszkowaly wraz zjagni etami, na wpol szczesliwe, na wpol zaklopotane. Ich dlugie po zimie futro falowalo niczym spodnie u klauna.
To byla bardzo interesujaca zima. Akwila nauczyla sie mnostwa rzeczy. Jedna z nich bylo to, ze mozna zostac druhna na slubie ludzi, ktorych suma lat przekracza 170. Tym razem pan Gniewniak, z zsuwajaca sie z glowy peruka i w rzucajacych blyski okularach, uparl sie, by podarowac jedna ze zlotych monet „naszej malej pomocnicy”, co stanowilo wiecej niz wszystkie zaplaty, o ktore sie wzyciu nie upomniala czy na ktore pozwolilaby sobie panna Libella. Spozytkowala je na kupno naprawde porzadnego brazowego plaszcza. Nie nadymal sie ani nie unosil za nia w powietrzu, ale byl cieply i gruby, i chronil przed deszczem.
Nauczyla sie tez wielu innych rzeczy. Kiedy przechodzila kolo owiec ijagniatek, dotykala leciutko ich umyslow, tak delikatnie, ze tego nie zauwazaly…
Czas Strzezenia Wiedzm, moment oficjalnego przejsciajedne — go roku w drugi, Akwila spedzila w gorach. Pracy bylo duzo, a tego swieta na Kredzie nie obchodzono zbyt hucznie. Za to panna Libel — la z radoscia dalajej wolne na Swieto Owiec, ktore starzy ludzie nazywali Konkursami Pieknosci. Wtedy dla pasterzy zaczynal sie nowy rok. Wiedzma wzgorz nie mogla byc nieobecna. W tym czasie na cieplych poslaniach ze slomy, ochranianych przed wiatrem przez ploty i snopki ozimego zboza, stawala sie przyszlosc. A Akwila pomagala jej, pracujac wraz z pasterzami przy szczegolnie trudnych porodach. Pracowala w spiczastym kapeluszu naglowie i czula, jak siej ej przygladaja, kiedy nozem, igla, nicia, dlonmi i lagodnymi slowami ratuje owce przed ciemnymi drzwiami, a mlodejagniatka wyprowadza na swiatlo. Trzeba zorganizowac przedstawienie. Trzeba dac opowiesc. A kiedy wracala nad ranem do domu z rekami po lokcie we krwi, czula dume, bo to byla krew zycia.
Potem wybrala sie do kopca Figli, zsunela sie w dol. Wszystko dobrze wczesniej przemyslala i wybrala sie przygotowana — miala ze soba uprane porwane chusteczki i szampon przygotowany wedlug receptury podanej jej przez panne Libelle. Czula, ze Joannie moze sie to przydac. Panna Libella zawsze odwiedzala mlode matki. To jest cos, co powinno sie robic.