— To niegrzeczne zaczynac od pytania. Chodz, napijemy sie herbaty — odparla babcia Weatherwax.
Z trudem mozna bylo rozpoznac, ze ktos w chatce mieszka. Przy palenisku staly dwa fotele, jeden z nich bujany, a przy stole — dwa krzesla, nie bujane, lecz chybotliwe, poniewaz kamienna podloga nie byla specjalnie rowna. Byla tez komoda i dywanik z galgan — kow przed duzym kominkiem. Miotla stala oparta wjednym kacie, obok czegos tajemniczego, dlugiego i zakrytego materialem. Na gore prowadzily bardzo waskie ciemne schody. I to wszystko. Nic tu nie lsnilo, nic nie bylo nowe i nic zbedne.
— I czemuz to zawdzieczam przyjemnosc tej wizyty? — zapytala panna Weatherwax, siegajac po osmolony czajnik, by napelnic rownie czarny dzbanek.
Akwila otworzyla torbe, ktora przyniosla ze soba.
— Przylecialam, zeby zwrocic pani kapelusz.
— Ach tak? A to dlaczego?
— Poniewaz to jest pani kapelusz — odparla Akwila, kladac go ostroznie na stole. — Ale dziekuje, ze mi go pani pozyczyla.
— Ide o zaklad, ze mnostwo mlodych wiedzm mialoby chrapke na moj stary kapelusz — stwierdzila babcia, siegajac po zniszczone nakrycie glowy.
— Z pewnoscia, ale mnie sie wydaje, ze kazda z nas powinna znalezc wlasny kapelusz. Odpowiedni akurat dla niej.
— I widze, ze teraz nosisz taki kupiony w sklepie — powiedziala babcia Weatherwax. — Jeden z Drapaczy Chmur. Z gwiazdkami — dodala, a w tym slowie bylo tylejadu, ze roztopilby miedz, a potem spadl przez stol i roztopil jeszcze wiecej miedzi pod spodem w piwnicy. — Myslisz, ze przez to bedzie bardziej magiczny? Gwiazdy?
— Ja… kiedy kupowalam, to tak wlasnie myslalam. Najakis czas sie nada.
— Dopoki nie znajdziesz odpowiedniego? — Tak.
— Ale moj nim niejest? — Nie.
— Dobrze.
Stara czarownica przeszla przez pokoj i sciagnela material z rzeczy stojacej w kacie. Ukazal sie dlugi drewniany stozek, dokladnie w wymiarze spiczastego kapelusza. Kapelusz byl… upinany na nim za pomoca cienkich witek wierzbowych, szpilek i sztywnego czarnego materialu.
— Sama robie moje kapelusze — powiedziala babcia Weatherwax. — Co roku. Nie ma lepszego kapelusza od takiego wlasnej roboty. Przyjmij moja rade. Dzieki plecionce z brzozyjest nieprzemakalny. Trudno sobie wprost wyobrazic, co mozesz wlozyc do kapelusza, jesli sama go robisz. Ale nie przyszlas po to, zeby rozmawiac o kapeluszach.
Akwila zdobyla sie wreszcie na pytanie:
— Czy to sie wydarzylo naprawde?
Babcia Weatherwax siegnela po filizanke i spodek, potem nalala troche herbaty do filizanki i troche na spodeczek. Robila to z uwaga, jakby wykonywala wazne i wymagajace precyzji zadanie. Lekko podmuchala na bursztynowy plyn. Robila to wolno i spokojnie, a Akwila z calych sil starala sie pohamowac niecierpliwosc.
— Wspolzycz siejuz potem nie pokazal? — zapytala babcia.
— Nie. Ale…
— A wtedyjak to odczuwalas? Kiedy to wszystko sie dzialo? Czy czulas, ze dzieje sie naprawde?
— Nie — odparla Akwila. — Bardziej niz naprawde.
— No widzisz. — Babcia Weatherwax upila herbaty ze spodeczka. — A odpowiedz brzmi: jesli nie bylo to prawdziwe, nie bylo tez falszywe.
— Jak sen, kiedyjest siejuz prawie przebudzonym i mozna na niego wplywac. Znasz, babciu, to uczucie? — zapytala Akwila. — Jesli siejest bardzo uwaznym, to dziala. To bylojak opowiadanie samej sobie opowiesci…
— Bo zawsze chodzi o opowiesc — przytaknela babcia. — Wszystkojest opowiescia. Nawet to, ze slonce wstaje co rano. Wszystko ma swoja historie. Jeslija zmienisz, zmienisz swiat.
— Ajaki byl twoj plan na pokonanie wspolzycza? Prosze, musze to wiedziec!
— Moj plan? — zdziwila sie niewinnie babcia. — Moj plan polegal na tym, zebys ty sobie z nim poradzila.
— Naprawde? W takim razie co bys zrobila, gdyby mi sie nie udalo?
— Zrobilabym wszystko co w mojej mocy — odpowiedziala spokojnie babcia Weatherwax. — Zawsze tak robie.
— Czy zabilabys mnie, gdybym znowu sie stala wspolzyczem? Czarownicy spodeczek nawet nie drgnal w dloni. Spogladala w zadumie w herbate.
— Uratowalabym cie, gdybym tylko mogla — powiedziala wreszcie. — Ale nie musialam nic robic, prawda? Proby byly najlepszym na to miejscem. Wierz mi, czarownice, kiedyjuz musza, potrafia dzialac wspolnie. Trudniej je zgrac niz stado kotow, ale niekiedy sie udaje.
— Tylko tak sobie mysle… ze zamienilysmy to w maly spektakl.
— O nie. Urzadzilysmy wielki spektakl! — stwierdzila z wielkim zadowoleniem babcia Weatherwax. — Grzmoty i blyskawice, i biale konie, i cudowne uratowanie! To wszystko zajednego pensa! Nauczysz sie jeszcze, dziewczyno, ze odrobina widowiska od czasu do czasu dobrze przysluzy sie twojej reputacji. Wydaje mi sie, ze panna Libellajuz sie o tym dowiedziala, teraz potrafi zonglowac pilkami i w tym samym momencie podnosic kapelusz. Mozesz mi wierzyc!
Delikatnie popila herbaty ze spodeczka, potem skinela glowa w strone starego kapelusza lezacego na stole.
— Czy twoja babcia nosila kapelusz?
— Co? No… raczej nie — odparla Akwila, wciaz myslac o wielkim widowisku. — Kiedy pogoda byla bardzo zla, zarzucala na glowe stary worekjak kaptur. Mowila, ze kapelusze nie chodzaw parze z wiatrem na wzgorzach.
— Czyli niebo bylojej kapeluszem — stwierdzila spokojnie babcia Weatherwax. — A czy miala plaszcz?
— Pasterze mawiali, zejesli sie zobaczy babcie Dokuczliwa w plaszczu, to znaczy, ze wiatr przegania skaly! — oswiadczyla z duma Akwila.
— Czyli wiatr byl jej plaszczem. To wielka umiejetnosc. Deszcz nie pada na wiedzme, ktora sobie tego nie zyczy, chociaz ja wole zmoknac i byc wdzieczna.
— Za co wdzieczna?
— Ze wyschlam. — Babcia Weatherwax odstawila spodek i filizanke. — Dziecko, przyszlas tu, by sie dowiedziec, co jest prawda, a co nie, ale niewiele moge cie nauczyc ponad to, cojuz umiesz. Ty tylkojeszcze nie wiesz, ze wiesz, dlatego reszte zycia poswiecisz na uczenie sie tego, cojuz masz w swoich kosciach.
Popatrzyla na ufna twarz Akwili i westchnela.
— Wyjdzmy — powiedziala. — Udziele ci pierwszej lekcji. Ajest to lekcjajedyna. Nie potrzeba zapisywacjej w zadnej ksiazce.
Poprowadzila dziewczynke do murku z tylu ogrodu, rozejrzala sie wokol i podniosla patyk.
— Magiczna rozdzka. Popatrz. — Zielony plomien strzelil z patyka, az Akwila podskoczyla. — Teraz ty sprobuj.
Akwili nic nie wychodzilo, zeby nie wiemjak bardzo probowala.
— Oczywiscie, ze nic sie nie dzieje — stwierdzila babcia. — Przeciez to tylko kijek. A teraz zastanow sie, czy rzeczywiscie spowodowalam, ze strzelil z niego plomien, czy moze raczej spowodowalam, zebys tak myslala. To nie ma zadnego znaczenia. Bo tak czy siak, ja to powoduje, nie kijek. Jesli nastawisz umysljak nalezy, zamienisz kijek w rozdzke, niebo w swoj kapelusz, a kaluze w magiczna… magiczna… jakzez sie nazywaja te wymyslne filizanki?
— No… chodzi pani o czare? — zapytala Akwila.
— No wlasnie, magiczna czare. Rzeczy nie maja znaczenia. Ludzie tak. — Babcia Weatherwax spojrzala przelotnie na dziewczynke. — Moge cie nauczyc, jak gonic po wzgorzach z zajacami, jak latac nad nimi z myszolowem. Moge ci opowiedziec sekrety pszczol. Moge nauczyc cie tego i wiele, wiele wiecej, jesli zrobisz cos tutaj i teraz. Jedna prosta rzecz.
Akwila przytaknela w oszolomieniu.
— Rozumiesz, ze wszystkie te swiecidelka sa tylko zabawkami, a zabawki moga cie sprowadzic na manowce?