nog siedzialy dwa najwspanialsze psy, jakie sie kiedykolwiek urodzily. Nazywaly sie Grzmot i Blyskawica, poruszaly sie tak szybko, ze wzniecaly w powietrzu ogien, a ich futra lsnily w sloncu, ale ona nigdy nie wystawiala ich w zawodach. Wiedziala o owcach wiecej, niz nawet wie owca. I tym, czego kazdy mlody pasterz pragnal, ale tak naprawde, nie byl zaden srebrny haczyk czy pas, tylko zobaczyc, jak ona wyjmuje z ust fajke i cicho mowi „niezle, niezle”, poniewaz dopiero to oznaczalo, ze onjestjuz prawdziwym pasterzem i wszyscy pasterze tez to wiedzieli. A gdybys zaproponowala mu, by ja wyzwal, przeklalby ciebie, tupnal noga i powiedzial, ze wolalby splunieciami zgasic slonce. Jak moglby kiedykolwiek wygrac? Ona byla kwintesencja pasterstwa. To bylo jej cale zycie. Gdyby cos jej odebral, odebralby to sobie. Nie rozumiesz tego, prawda? Ale tojest wlasnie serce, dusza i kwintesencja wszystkiego. Dusza i kwintesencja!
Jej przemowa poszlaby na marne, wiec Akwila powiedziala tylko:
— Zamknijze sie wreszcie, Annagrammo. Chodzmy zobaczyc, czy nie zostalyjakies buleczki.
Ponadjej glowa rozlegl sie krzyk myszolowa. Podniosla wzrok.
Ptak obrocil sie i rozpoczal poscig z wiatrem w dlugim slizgu, kierujac sie w strone domu. Tam zawsze byl ich dom.
Joanna otworzyla oczy nad kociolkiem.
— Wraca do domu! — wykrzyknela, gramolac sie na nogi. Pomachala niecierpliwie dlonia do przygladajacych sie Figli. — Co tak stoicie i gapicie sie? Zlapcie mi tu zarazjakiegos krolika do upieczenia. Przygotujcie palenisko. I nagotujcie wody, bo zamierzam wziac kapiel. Spojrzcie tylko, jak tu wyglada, toz to chlew! Bierzcie sie do sprzatania. Chce, zeby dla Wielkiego Czlowieka wszystko blyszczalo! I ukradnijcie troche Specjalnego Plynu dla Owiec! Natnijcie zielonych galezi ostrokrzewu i cisu! Wypolerujcie mi wszystkie zlote talerze, zeby blyszczaly. Caly ten kopiec ma az lsnic! Na co jeszcze czekacie?
— No… co mamyzrobic najpierw, wodzo? — pytalynerwowo Figle.
— Macie zrobic to wszystko
Joanna wlozyla swoja najlepsza sukienke, uczesala wlosy, wziela szal i wyszla na zewnatrz. Stala tak, przygladajac sie gorom, az poja — kiejs polgodzinie maly punkcik na niebie zaczal rosnac i rosnac.
Jako wodza zamierzala powitac wojownika. Jako zona ucaluje go i bedzie miec za zle, ze tak dlugo go nie bylo. Jako kobieta rozplywala sie z ulgi, wdziecznosci i radosci.
Rozdzial czternasty
Krolowa pszczol
Tak wiec pewnego popoludnia, jakis tydzien pozniej, Akwila wybrala sie w odwiedziny do babci Weatherwax.
To bylo tylko pietnascie mil, mierzac dlugoscia lotu, a poniewaz Akwila nadal nie przepadala za lataniem, panna Libella poleciala razem z nia.
Niewidzialna czesc panny Libelli. Akwila po prostu lezala plasko na kiju, obejmujac go ramionami, udami i kolanami, ajesli to mozliwe — nawet uszami. Miala ze soba duza papierowa torbe, na wypadek gdyby zwracala, poniewaz nikt nie lubi anonimowych zwrotow. Trzymala tez duzy worekjutowy, ktory traktowala bardzo ostroznie.
Nie otworzyla oczu az do chwili, gdy swiszczenie umilklo, a inne odglosy powiedzialyj ej, ze najprawdopodobniej znajduje sie juz blisko ziemi. Prawde mowiac, panna Libella zachowala sie nadzwyczaj rozsadnie. Dziewczynka spadla, poniewaz nogi zdretwialyjej w czasie jazdy w tej dziwnej pozycji, prosto na mieciutki mech.
— Dziekuje — powiedziala, kiedyjuz sie podniosla. Wiedziala, ze zawsze warto byc szczegolnie uprzejmym w towarzystwie osob, ktorych nikt nie dostrzega.
Miala na sobie nowa sukienke. Zielona, podobniejak poprzednia. Skutkiem skomplikowania swiata dobrych uczynkow i zobowiazan, wjakim zyla panna Libella, dostaly czteryjardy bardzo dobrego materialu (za przyjecie na swiat synka panny Predkiej) i kilka godzin szycia (noga pani Lowczej ma sie juz znacznie lepiej, dziekuje). Czarne ubrania na razie odlozyla. Kiedy bede stara, zaczne sie ubierac jak noc, postanowila. Na razie miala dosc wszystkiego co ciemne.
Rozejrzala sie po polanie lezacej na lekkim wzniesieniu, z trzech stron otoczonej przez deby i klony, ale z czwartej otwartej na stok, skad roztaczal sie piekny widok na wiele mil wokol. Klony gubily wlasnie nasionka, ktore wirowaly leniwie nad sciezka prowadzaca przez ogrod. Nie mial plotu, choc w poblizu pasly sie kozy. Tylko ktos, kto by zapomnial, kimjest wlascicielka tego domu, zdziwilby sie, dlaczego kozy nie robia szkod w ogrodku. Byla tez studnia. No i oczywiscie chatka.
Z pewnoscia chatka nie spodobalaby sie pani Skorek. Wygladala bowiemjak wyjeta z bajki. Sciany pochylaly sie ku sobie, wspomagajac swoj trud, strzecha obsunela sie nieco jak zle wlozona peruka, a kominy przypominaly korkociagi. Nie byla to chatka z piernika, lecz bardzo ja przypominala.
Gleboko w lesie, w malej chatce mieszka zla stara czarownica…
Ten domek wygladal dokladnie jak z najstraszniejszej bajki. Po drugiej stronie domku staly ule, niektore bardzo wiekowe, ze slomy, ale wiekszoscjuz z drewna. Rozbrzmiewaly aktywnoscia mimo poznej pory roku.
Akwila podeszla, zeby je obejrzec, a wtedy pszczoly wyroily sie czarnym strumieniem. Zblizyly sie doAkwili, uformowaly kolumne i…
Rozesmiala sie. Utworzyly tuz przed nia postac czarownicy, tysiace pszczol wiszacych na odpowiednich miejscach. Akwila podniosla prawa reke. Bzyczenie sie wzmoglo i wiedzma z pszczol rowniez wyciagnela ku niej dlon. Akwila obrocila sie dookola, a pszczoly starannie kopiowaly kazdyjej ruch i ruch jej sukienki (te na brzegach rozpaczliwie brzeczaly, bo zawsze mialy najdluzsza droge).
Akwila delikatnie odlozyla duzy worek i wyciagnela obie dlonie do postaci. Ksztalt z szumem skrzydelek stal sie na chwile po prostu chmara pszczol, ale potem przeformowal sie kawalek dalej, ale z rekami wyciagnietymi w jej strone. Pszczola, ktora stanowila koniec palca, znalazla sie dokladnie naprzeciwko koniuszka palca Akwili.
— Zatanczymy? — spytala dziewczynka.
Na polanie pelnej wirujacych noskow klonowych wirowala wraz z rojem. Szlo mu bardzo dobrze, pozostawal na wyciagniecie dloni i obracal sie, kiedy ona sie obracala, choc zawsze kilka pszczol przyspieszalo, by nadazyc.
Potem roj podniosl obie rece nad glowe i zakrecil sie w przeciwna strone, pszczoly w spodnicy rozkladaly siejak rozwiane. Uczyly sie.
Akwila zasmiala sie i zrobila to samo. Roj i dziewczynka wirowali po polanie.
Czula sie taka szczesliwa! Nie wiedziala, czy kiedykolwiek wczesniej wypelnialo ja tak doskonale szczescie. Zlote swiatlo, opadajace nasionka, tanczace pszczoly… wszystko to stanowilojednosc. I bylo przeciwienstwem czarnej pustyni. Tutaj bylo tylko swiatlo, ktore napelnilo rowniezjej wnetrze. Czula siebie w tym miejscu, ajednoczes — nie potrafila zobaczyc sie z gory, wirujaca z brzeczacym cieniem pelnym zlotych blyskow, kiedy slonce oswietlalo pszczoly. Takie chwilejak ta licza sie za wszystkie inne.
Potem wiedzma ulozona z pszczol nachylila sie w strone Akwi — li, jakby przygladajac sie jej tysiacem malych kasetonowych oczu. Z wnetrza roju rozlegl sie cichy melodyjny dzwiek i pszczela czarownica eksplodowala w gwaltownie powiekszajaca sie brzeczaca chmure owadow, ktore pospiesznie opuszczaly polane i po chwili znikly. Teraz tylko poruszaly sie klonowe noski wirujace w kierunku ziemi.
Akwila wypuscila oddech.
— No coz, sa tacy, ktorzy uznaliby to za dosc przerazajace — rozlegl sie glos za nia.
Akwila nie obejrzala sie, tylko najpierw powiedziala:
— Dzien dobry, babciu Weatherwax. — Dopiero wtedy sie odwrocila. — Czy kiedykolwiek to robilas? — zapytala, wciaz oszolomiona rozkosza.