Wspolzyczjuz nikogo wiecej nie zabije, chociaz przyprowadzilysmy go wprost na Proby.
Po tej mysli powinna sie pojawic nastepna, lecz Akwila byla zbyt zmeczona. Choc czula, ze mysl jest wazna.
— Dziekuje, ze przyszedles ze mna, Rozboju — udalojej siejeszcze powiedziec. — Kiedy stad… kiedy stad wyjdziesz, gnaj prosto do Joanny i powiedz, jakajestem wdzieczna, ze cie przyslala. Powiedz, ze zaluje, ze nie moglamjej poznac lepiej.
— No tak. Chlopakowjuz odeslalem. Na mnie czeka Hamisz. W tym momencie pojawily sie i otworzyly drzwi.
Weszla babcia Weatherwax.
— Niektorzy traca caly rozsadek, zjakim sie urodzili. Chodzcie, i to juz! — rozkazala. Drzwi za nia zaczely sie zamykac, ale obrocila sie i wsadzila but, krzyczac: — O, ani mi sie waz!
— Ale… myslalam, ze sa zasady! — wykrzyknela Akwila, zrywajac sie na rowne nogi. Rzucila sie do przodu, nagle nie czujac w ogole zmeczenia.
— Naprawde? — zapytala babcia. — Czy cos podpisalas? Skladalas jakas przysiege? Nie? W takim razie to nie sa twoje zasady. A teraz szybko. I pan tez, panie Boj.
Rozboj przeskoczyl przezjej but tuz przed tym, jak drzwi sie zamknely. Uslyszeli trzask, potem drzwi zniknely, a oni stali… oswietleni martwym swiatlem, w szarym powietrzu.
— To nie potrwa dlugo — wyjasnila babcia Weatherwax. — Zazwyczaj nie trwa. Swiat musi wrocic w swe kontury. No, nie patrzcie tak na mnie. Pokazaliscie mu droge, prawda? Z litosci. Coz, jajuz te droge znam. A wy bedziecie ja wydeptywac jeszcze nieraz dla jakichs biednych duszyczek, otwierac drzwi, ktorych nie moga znalezc. Ale nie wolno o tym rozmawiac, zrozumiano?
— Panna Libella nigdy…
— Mowilam juz, ze nie rozmawiamy o tym — oswiadczyla dobitnie babcia Weatherwax. — Czy wiesz, na czym czesciowo polega bycie wiedzma? Na wyborach, ktore sa nieuniknione. Trudnych wyborach. Ale poradziliscie sobie… calkiem dobrze. W litosci nie ma nic zlego.
Stracila kilka trawek, ktore przyczepily sie do jej sukienki.
— Mam nadzieje, ze niania Oggjuz sie zjawila — powiedziala. — Musze wziac od niej recepte na jablkowy chutney. Aha… kiedy wrocimy, mozecie byc troche oszolomieni. Badzcie na to przygotowani.
— Babciu — odezwala sie Akwila, kiedy swiatlo zrobilo sie jasniejsze. Wracalo do niej takze zmeczenie. — Co tam wlasciwie sie wydarzylo?
— Ajak myslisz? Swiatlo rozblyslo wokol.
Ktos wycieral czolo Akwili wilgotna szmatka. Lezala, czujac cudowny chlod. Slyszala wokol siebie glosy, w tym wiecznie narzekajaca Annagramme:
~…i zrobila taki balagan u Zygzaka. Naprawde uwazam, ze ma cos nie po kolei w glowie. Mysle, ze po prostu zeswirowala. Wykrzy — kiwalajakies slowa i uzywajac jakiegos, no nie wiem… wiejskiego triku, wmowila nam, ze zamienila Briana w zabe. Oczywiscie mnie nie nabrala ani na chwile…
Akwila otworzyla oczy i ujrzala nad soba zatroskana Petulie, ktoraw tym momencie zawolala:
— Hm… ocknela sie!
Przestrzen miedzy Akwila a sufitem zaroila sie od spiczastych kapeluszy. Wycofywaly sie, choc niechetnie, gdy zaczela sie podnosic. Z gory musialo to wygladac jak czarna stokrotka, ktora otwiera i zamyka swoje platki.
— Gdzie jajestem? — zapytala Akwila.
— W namiocie pierwszej pomocy i zaginionych dzieci — odparla Petulia. — Hm… zemdlalas, kiedy panna Weatherwax wyprowadzila cie z… z tego miejsca, w ktorym bylas. Wszyscy tu juz zagladali, zeby cie zobaczyc.
— Opowiadala, ze zaciagnelas potwora do Nastepnego Swiata! — wykrzyknela rozentuzjazmowana Lucy Nawjazd. — Panna Weatherwax wszystkim o tym opowiada.
— Nie, to nie calkiem… — zaczela Akwila, ale cos dzgnelo ja od tylu. Siegnela tam reka i wyjela spiczasty kapelusz. Byl prawie szary ze starosci i mocno sfatygowany. Zygzak czegos takiego nie smialby nigdy nikomu zaproponowac, ale pozostale dziewczeta wpatrywaly sie w niego niczym glodny pies w reke rzeznika.
— Hm, panna Weatherwax dala ci swoj kapelusz — szepnela Petulia. — Jej wlasny kapelusz.
— Powiedziala, ze jestes urodzona wiedzma i ze zadna wiedzma nie powinna chodzic bez kapelusza! — dodala Dymitra Hubabuba.
— Milo z jej strony — odparla Akwila. Byla przyzwyczajona do donaszania ubrania po innych.
— To tylko stary kapelusz — rzucila Annagramma.
Akwila podniosla wzrok na wysoka dziewczyne. Najej twarz powoli wyplynal usmiech. Uniosla dlon z rozwartymi palcami. Annagramma cofnela sie.
— O nie! — wykrzyknela. — Tylko nie to. Nie rob tego! Niech ktos ja powstrzyma!
— Chcialabys dostac balon, Annagrammo? — zapytala Akwila, odsuwajac stolik.
— Nie! Blagam! — Annagramma cofnela sie o kolejny krok i przewrocila sie o lawe.
Akwila pomoglajej sie podniesc, po czym poklepalaja serdecznie po policzku.
— Kupie ci go — powiedziala. — Tylko prosze, naucz sie, co dokladnie oznacza slowo „doslownie”, dobrze?
— Tak, oczywiscie — udalo sie wykrztusic Annagrammie. Usmiech zamarl jej na twarzy.
— Dobrze. Wtedy bedziemy przyjaciolkami. Akwila wrocila po kapelusz.
— Hm, pewnie jestes ciagle oslabiona — powiedziala Petulia. — Pewnie nie rozumiesz.
— Ja wcale nie bylam naprawde wystraszona — mowila Anna — gramma. — To byly zarty.
Nikt nie zwracal na nia uwagi.
— Czego nie rozumiem? — spytala Akwila.
— Ze tojej kapelusz! Ten, ktory ona nosi! — odpowiedzial chor dziewczat.
— No bo gdyby ten kapelusz potrafil mowic, nie wyobrazasz sobie, jakie historie bys uslyszala — powiedziala Lucy Nawjazd.
— To byly tylko zarty — tlumaczyla Annagramma nikomu, kto jej sluchal.
Akwila przyjrzala sie kapeluszowi. Byl bardzo zuzyty i niezbyt czysty. Gdyby ten kapelusz potrafil mowic, raczej by mamrotal.
— A gdziejest teraz babcia Weatherwax? — zapytala. Dziewczeta wydaly kolejne „och”. To zrobilo na nich prawie takie samo wrazeniejak kapelusz.
— Hm… a ona sie nie pogniewa, ze tak do niej mowisz? — zapytala Petulia.
— Sama mi to zaproponowala.
— Bo mysmy slyszaly, ze trzebajaznac, no powiedzmy sto lat, zeby pozwolila komus tak do siebie mowic — wyjasnila Lucy Nawjazd.
— Niewazne. — Akwila wzruszyla ramionami. — Czy wiecie, gdzie ona teraz jest?
— Pije herbate z innymi starymi wiedzmami, paplajac o chutneyach i jak to dzisiejsze wiedzmy nie sa takie jak dawniej, kiedy one byly dziewczynkami — poinformowalaja Lulu Kochana.
— Co?! — Akwila nie wierzyla wlasnym uszom. — Po prostu pije herbate?
Mlode czarownice popatrzyly na siebie zdumione.
— No… sa tez i buleczki. Jesli to takie wazne.
— Ale ona otworzyla dla mnie drzwi. Drzwi na… do… prowadzace na pustynie! Nie mozna potem usiasc sobie i po prostu zajadac slodkie buleczki.
— No… te, ktore widzialam, byly w polewie — wyjasniala dalej Petulia dosc juz zdenerwowana. — To nie byly zwykle domowe…
— Posluchaj — odezwala sie Lucy Nawjazd — my wlasciwie niczego nie widzialysmy. Stalas otoczonajakas luna i nikt nie mogl podejsc, potem babcia… pani Weatherwax po prostu stanela obok, luna nagle zrobila ziu! — i zniknela, a ty upadlas.
— To, czego Lucy nie dopowiedziala — odezwala sie Annagram — ma — to fakt, ze nie widzialysmy, bys gdziekolwiek chodzila. Mowie ci to oczywisciejako przyjaciolka. Byla tylko luna, ktora moze byc czymkolwiek.
Annagramma bedzie kiedys bardzo dobra wiedzma, stwierdzila Akwila. Potrafi opowiadac sobie historie, w ktore naprawde wierzy. I potrafi sie podnosic jak wanka-wstanka.
— Nie zapominaj, ze ja widzialam konia — dodala Harrieta DeFraud.