— Zegnaj… Arturze.

Poczula, jak wspolzycz sie oddala. Niewiele dalo sie zobaczyc, polecialo kilka ziarenek piasku, cos mignelo w powietrzu — ale powoli przemieszczal sie przez czarna pustynie.

— Dobrze, ze sobie to paskudztwo poszlo! — wykrzyknal za nim Rozboj.

— Nie mow tak — skarcila go Akwila.

— No przeciez zabijal, zeby samemu utrzymac sie przy zyciu.

— Nie chcial tego. Nie wiedzial, jak dziala czlowiek.

— Ale trzeba przyznac, ze pieknych bzdur mu naopowiadalas — stwierdzil z podziwem Rozboj. — Nawet bard by tak nie potrafil.

Akwila zastanowila sie, czy to prawda. Pewnego razu, kiedy wedrowni nauczyciele zjawili sie w wiosce, zaplacila im pol tuzinemjaj za poranny wyklad ***Cuda Wszechswita!!!***. Jak na edukacje bylo to bardzo drogie, ale tez warto bylo. Nauczyciel byl z lekka zwariowany nawetjak na nauczyciela, ale to, co mowil, wydawalo sie miec sens doskonaly. Jedna z najbardziej zadziwiajacych spraw we wszechswiecie bylo to, ze wczesniej czy pozniej wszystko jest zrobione ze wszystkiego innego, choc aby do takiego stanu dojsc, trzeba pewnie milionow i milionow lat. Inne dzieciaki chichotaly i dyskutowaly, lecz Akwila wiedziala, ze to, co kiedys bylo malenkimi zywymi istotami, teraz stalo sie kreda wzgorz. Wszystko sie zmienia, nawet gwiazdy.

To byl bardzo dobrze spedzony ranek, zwlaszcza ze zrefundowano jej pol jajka za pokazanie bledu w slowie „Wszechswiata”.

Ale czy to jest prawda? Moze nie ma to znaczenia. Moze wystarczy, by bylo wystarczajaca prawda dla Artura.

Jej oczy, te wewnetrzne, ktore otworzyly sie dwukrotnie, zaczely sie teraz zamykac. Czula, jak wycieka z niej sila. W takim stanie nie mozna pozostac dlugo. Gdy tak bardzo koncentrowala sie na wszechswiecie, przestawala sie koncentrowac na sobie. Ludzie sa bardzo madrzy, bo nauczyli sie zamykac swe umysly. Czy istnieje we wszechswiecie cos rownie wspanialego jak nuda?

Usiadla — tylko na moment — i zaglebila dlon w piasku. Uniosla go w gore. Nie opadal, niczym dym odbijajacy swiatlo gwiazd, wisial w powietrzu tak, jakby mial caly czas wszechswiata.

Nigdy nie czula sie tak zmeczonajakw tej chwili.

Wciaz slyszala wewnatrz siebie glosy. Wspolzycz zostawil za soba kilka wspomnien. I pamietala teraz czasy, gdy nie bylo jeszcze gwiazd, gdy nie bylo czegos takiego jak wczoraj. Wiedziala, co jest wyzej niz niebo i co jest pod ziemia. Ale nie mogla sobie przypomniec, kiedy ostatni raz spala, tak porzadnie, w lozku. Stan nieprzytomnosci sie nie liczy. Zamknela oczy i zamknela je jeszcze raz…

Ktos z calych sil kopnaljaw kostke.

— Nie wolno ci spac! — krzyczal Rozboj. — Nie tutaj! Wstawaj i idz!

Wciaz nieco otumaniona Akwila podniosla sie w delikatnej chmurze czarnego pylu i odwrocila sie w strone drzwi.

Ale niczego tam nie bylo.

Widziala swoje slady na piasku, lecz prowadzily tylko kilka krokow, a potem powoli zanikaly. Wokol niej byla niezmierzona pustynia.

Odwrocila sie w strone wysokich gor, ale widok zaslonilajej wysoka postac, cala na czarno, trzymajaca w rekach kose. Wczesniej z pewnosciajej nie bylo.

DOBRYWIECZOR, powiedzial Smierc.

Rozdzial dwunasty

Antaba

Akwila popatrzyla w glab czarnego kaptura. Widziala czaszke, a oczodoly lsnily na niebiesko.

Dobrze przynajmniej, ze kosci nigdy nie przerazaly Akwili. To byla przeciez tylko kreda, po ktorej sie chodzi.

— Czy ty…? — zaczela, ale w tym samym momencie Rozboj wrzasnal i skoczyl prosto w oczodol.

Rozleglo sie gluche uderzenie. Smierc zrobil krokw tyl i uniosl koscista dlon do kaptura. Wyciagnal Rozboja za wlosy i trzymal go teraz na dlugosc ramienia. Fik Mik Figiel kopal w powietrzu i przeklinal.

CZYTO TWOJE? — zapytal Smierc Akwile. Jego glos rozchodzil sie wokoljak grzmot.

— Nie. Onjest… jego.

NIE OCZEKIWALEM DZISIAJ FIK MIK FIGLA, powiedzial Smierc. WTAKIMWYPADKU WLOZYLBYM UBRANIE OCHRONNE, CHA, CHA.

— To prawda, ze duzo sie bija — przyznala Akwila. — Tyjestes Smierc, tak? Wiem, ze moje pytanie brzmi troche glupio.

NIE BOISZ SIE?

— Jeszcze nie… ktoredy do antaby? — Z jakiegos powodu czula, ze musi sie wyrazac wyszukanie.

Przez chwile panowala cisza. Potem Smierc odezwal sie zdziwiony:

— TO NIE JEST SAMICA ORLA?

— Nie, chociaz wszyscy tak mysla. Ale tak naprawde tojest wyjscie, ktore mozna za soba zamknac.

Smierc pokazal reka, w ktorej wciaz sie szarpal rozgniewany do wrzenia Rozboj.

W TAMTA STRONE. MUSISZ PRZEJSC PRZEZ PUSTYNIE.

— Az do gor?

TAK, ALE TE DROGE MOZE POKONAC TYLKO KTOS, KTO NIE ZYJE.

— Musisz mnie puscic wczesniej czy pozniej, ty przyrzadzie do nauki anatomii! — krzyczal Rozboj. — A wtedy tak ode mnie oberwiesz…

— Tutaj byly drzwi — powiedziala Akwila.

OCH TAK, przyznal Smierc. LECZ SA PEWNE ZASADY TO BYLO WEJSCIE.

— Jaka to roznica?

PRZYKRO MI, ALE PODSTAWOWA MUSISZ SIE ZOBACZYC WYCHODZACA. TYLKO NIE USYPIAJ TUTAJ. W TYM MIEJSCU SEN TRWA WIECZNIE.

Smierc zniknal. Rozboj upadl na piasek, zerwal sie, gotow do walki, ale nie bylojuz nikogo.

— Musisz zrobic wyjscie — oswiadczyl.

— Nie wiem jak! Mowilam ci, zebys tutaj ze mna nie wchodzil. A czy ty potrafisz wyjsc?

— Pewnie tak. Ale chcialbym ciebie widziec bezpieczna. Wodza nalozyla na mnie powinnosc. Musze uratowac wiedzme wzgorz.

— Joanna tak ci powiedziala?

Akwila znowu osunela sie na piasek, ktory zawirowal wokol niczym fontanna.

— Nigdy stad nie wyjde. Wejsc wcale nie bylo trudno… Rozejrzala sie. Choc nie bylo to widoczne na pierwszy rzut oka, potrafila dostrzec zmiany swiatla, ktore pojawialy sie co jakis czas, i to ze piasek sie nieco unosil w powietrze.

To mijajaja ludzie, ktorych ona nie moze zobaczyc. Umarli ida przez pustynie sprawdzic, co kryje sie za gorami.

Mam jedenascie lat, pomyslala. Znajomym bedzie przykro. Przypomniala sobie farme, tate i mame. Jak oni zareaguja? No bo na dodatek nie bedzie ciala, prawda? Wiec uchwyca sie nadziei, ze wroci… takjak stara pani Zdarzec z ich wioski, ktora co noc stawia swiece w oknie dla swego zaginionego przed trzydziestu laty na morzu syna.

Czy Rozboj nie moglby przeniesc wiadomosci? Ale co niby miala przekazac? Nie umarlam, zostalam tylko uwieziona…

— Powinnam byla myslec o innych — powiedziala na glos.

— No coz, to wlasnie zrobilas. — Rozboj usiadl przyjej stopach. — Twoj Artur odszedl szczesliwy i wielu dzieki temu nie umrze. Zrobilas to, co musialas zrobic.

Tak, pomyslala Akwila. To wlasnie trzeba bylo zrobic. I nie ma nikogo, kto by cie ochranial, poniewaz to jest wlasnie twoje zadanie.

Ajej druga mysl odezwala sie: Jestem zadowolona, ze to zrobilam. I zrobilabym to razjeszcze.

Вы читаете Kapelusz pelen nieba
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату