– Tez nie. Ale takie poszukiwania nie wymagaja wiedzy technicznej, tylko cierpliwosci. Nawet w tych nudnych czasopismach naukowych drukuja czasem zdjecia swoich wspolpracownikow i jezeli Frankenstein byl jednym z najlepszych w swojej dziedzinie, a wszystko wskazuje na to, ze tak, to na pewno poswiecili mu troche miejsca w gazetach. Gdy znajdziemy zdjecie, bedziemy znali nazwisko. Poczytamy o nim i dowiemy sie, czym sie zajmowal.

– Chyba ze jego badania byly scisle tajne jak Projekt Manhattan albo receptura karmelowo-czekoladowych ciastek Oreo.

– Znowu zaczynasz.

– Jesli nawet znajdziemy o nim szczegolowe informacje – powiedziala – co z nimi zrobimy?

– Moze istnieje jakis sposob, zeby cofnac to, co nam zrobil. Jakies antidotum.

– Antidotum. Co – mamy wrzucic do wielkiego kotla zabie jezyki, skrzydla nietoperzy i oczy jaszczurek, i ugotowac z brokulami?

– Oto i nasza Negatywnie Nastawiona Jackson, krynica pesymizmu. Wiesz, ci goscie z DC Comics powinni stworzyc nowego bohatera, wzorujac sie na tobie. Dzisiaj sa w modzie ponurzy i sklonni do depresji bohaterowie.

– Ty za to jestes caly z komiksu Disneya. Szczebioczesz slodziutko jak Chip i Dale.

Zgarbiony nad jedzeniem Shep, ubrany w koszulke z wizerunkiem kojota, parsknal zduszonym smiechem albo dlatego, ze spodobal mu sie zart o Disneyu, albo dlatego, ze rozbawil go pozostaly na talerzu klops.

Shepherd nie zawsze byl tak nieobecny, jakby sie moglo wydawac.

– Chodzi mi o to – ciagnal Dylan – ze jego praca mogla wywolac kontrowersje. Mozliwe, ze inni naukowcy byli przeciwni jego badaniom. Ktorys z nich zrozumie, co nam zrobil-i moze zechce nam pomoc.

– Tak – odrzekla Jilly. – I kiedy trzeba bedzie zdobyc pieniadze na sfinansowanie badan, zawsze mozemy dostac pare miliardow od twojego wujka Sknerusa McKwacza.

– Masz lepszy pomysl?

Przygladala mu sie, popijajac piwo. Jeden lyk, drugi. – Tak myslalem – powiedzial.

Pozniej, gdy kelnerka przyniosla rachunek, Jilly nalegala, ze zaplaci za dwa piwa, ktore zamowila.

Z jej zachowania Dylan wysnul wniosek, ze placenie za siebie to dla niej kwestia honoru. Co wiecej, podejrzewal, ze Jilly odmowilaby przyjecia nawet pieciu centow do parkometru rownie kategorycznie jak dziesieciu dolarow plus napiwek.

Polozywszy banknot dziesieciodolarowy na stole, przeliczyla zawartosc portfela. Liczenie nie wymagalo ani czasu, ani znajomosci wyzszej matematyki.

– Bede musiala znalezc bankomat i wyciagnac troche pieniedzy.

– Nie ma mowy – odrzekl. – Ci, ktorzy wysadzili twoj samochod – jezeli maja jakiekolwiek powiazania z organami scigania, a pewnie maja, bez trudu wytropia karte. I to szybko.

– To znaczy, ze nie moge tez korzystac z kart kredytowych? W kazdym razie przez jakis czas.

To mam duzy klopot – mruknela, wpatrujac sie ponuro w otwarty portfel.

– Wcale nie taki duzy w porownaniu z reszta naszych klopotow.

– Klopoty z pieniedzmi – oswiadczyla z powaga – nigdy nie sa male.

Z tego zdania Dylan odczytal cale rozdzialy jej autobiografii – te dotyczace dziecinstwa.

Chociaz nie sadzil, ze scigajacy ich ludzie moga skojarzyc jego i Shepa z Jilly, postanowil nie korzystac tez ze swoich plastikowych pieniedzy. Gdyby restauracja wprowadzila jego karte do czytnika swojego terminalu, transakcje zarejestrowaloby centrum rozliczeniowe. Kazdy legalny organ ochrony prawa lub utalentowany, pracujacy za brudne pieniadze haker, monitorujacy system z polecenia sadu badz potajemnie – moglby za pomoca specjalnego programu namierzyc wybrana osobe natychmiast po dokonaniu zakupu za pomoca karty kredytowej.

Placac gotowka, Dylan zdziwil sie, ze nie wyczuwa zadnej tajemniczej energii na pieniadzach, ktore musialy przejsc przez mnostwo rak, zanim kilka dni temu trafily do niego w banku.

Oznaczalo to zapewne, ze w przeciwienstwie do odciskow palcow slady psychiczne z czasem znikaja.

Powiedzial kelnerce, zeby zatrzymala reszte i zabral Shepa do ubikacji, tymczasem Jilly skierowala kroki do damskiej toalety.

– Siku – powiedzial Shep, gdy tylko znalezli sie w lazience i zobaczyl, gdzie jest. Polozyl ksiazke na polce nad umywalkami. – Siku.

– Wybierz sobie kabine – rzekl Dylan. – Chyba wszystkie sa wolne.

– Siku – powiedzial Shep, gdy z opuszczona glowa, patrzac spod sciagnietych brwi i powloczac nogami, wszedl do pierwszej kabiny. Zamykajac drzwi na zasuwke, powtorzyl: – Siku.

Przy jednej z umywalek myl rece zazywny siedemdziesieciokilkuletni mezczyzna z siwym wasem i bokobrodami. W powietrzu unosil sie pomaranczowy zapach mydla.

Dylan zblizyl sie do pisuaru. Shep nie mogl skorzystac z pisuaru, poniewaz bal sie, ze ktos sie do niego odezwie, gdy bedzie niedysponowany.

– Siku – wolal Shep zza drzwi kabiny. – Siku.

W kazdej publicznej toalecie Shepherd czul sie nieswojo i musial utrzymywac staly kontakt glosowy z bratem, by miec pewnosc, ze nie zostal porzucony.

– Siku – odezwal sie znowu z coraz wiekszym zdenerwowaniem. – Dylan, siku. Dylan, Dylan. Siku!

– Siku – odrzekl Dylan.

„Siku' dzialalo podobnie jak dzwiek wysylany przez sonar okretu podwodnego, a odpowiedz Dylana przypominala sygnal echolokacyjny odbity od dobrze znanego i przyjaznego statku w groznych glebinach meskiej ubikacji.

– Siku – powiedzial Shep.

– Siku – odrzekl Dylan.

W lustrzanej scianie nad pisuarami Dylan obserwowal reakcje emeryta na ich slowny sonar.

– Siku, Dylan.

– Siku, Shepherd.

Zdziwiony Pan z Bokobrodami spogladal w konsternacji to na zamknieta kabine, to na Dylana, jak gdyby dzialo sie tu cos nie tylko zagadkowego, ale i perwersyjnego.

– Siku.

– Siku.

Gdy Pan z Bokobrodami zorientowal sie, ze Dylan na niego patrzy, kiedy ich spojrzenia spotkaly sie w lustrze, emeryt szybko odwrocil wzrok. Zakrecil kran, nie splukujac z dloni pachnacej pomaranczami piany.

– Siku, Dylan.

– Siku, Shepherd.

Z palcami ociekajacymi mydlem i rozbryzgujac opalizujace teczowo banki, ktore opadaly wolno na podloge, emeryt podszedl do automatu na scianie i wyciagnal z niego kilka papierowych recznikow.

W koncu w kabinie rozlegl sie odglos silnego strumienia.

– Dobre siku – powiedzial Shep.

– Dobre siku.

Nie zawracajac sobie glowy wycieraniem namydlonych rak, mezczyzna wypadl z toalety z nareczem papierowych recznikow. Dylan podszedl do innej umywalki, z ktorej nie korzystal emeryt – gdy nagle przyszedl mu do glowy pewien pomysl. Zmienil zamiar i siegnal do automatu z recznikami.

– Siku, siku, siku – powtarzal zadowolony Shep z ulga w glosie.

– Siku, siku, siku – powtorzyl jak echo Dylan, wracajac z recznikiem do umywalki emeryta.

Przykrywajac papierowym recznikiem dlon, dotknal kranu, ktory przed chwila zakrecil Pan z Bokobrodami. Nic. Zadnego wibrowania. Zadnego elektrycznego trzasku.

Dotknal baterii gola reka. Poczul silne wibracje i prad. Jeszcze raz przez papier. Znow nic.

A wiec koniecznym warunkiem byl bezposredni kontakt skory. Moze niekoniecznie dloni. Moze wystarczyloby posluzyc sie lokciem. Albo stopami. Przyszlo mu do glowy wiele niedorzecznych i komicznych mozliwosci.

– Siku. Siku.

Dylan energicznie wytarl kran recznikiem, usuwajac mydliny i wode pozostawione na uchwycie przez emeryta.

Potem znow dotknal kranu gola reka. Psychiczny slad starszego pana nie stracil ani troche swojej sily.

Вы читаете Przy Blasku Ksiezyca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату