– Co by sie stalo, gdybys nie robil takich korowodow?
– To nie sa korowody. Po prostu… porzadkowanie chaosu. Shep lubi porzadek.
– A gdybys postawil przed nim jedzenie tak, jak je podali, i powiedzial „Jedz'?
– Nie tknalby go – zapewnil ja Dylan.
– W koncu by zglodnial.
– Nie. Przy kazdym posilku, dzien po dniu, odwracalby sie od jedzenia, dopoki nie zemdlalby z powodu obnizonego poziomu cukru we krwi.
Przygladajac mu sie z mina, z ktorej Dylan wolal wyczytac wspolczucie zamiast litosci, Jilly powiedziala:
– Chyba nieczesto umawiasz sie z dziewczynami, co? Odpowiedzial jej wzruszeniem ramion.
– Chce jeszcze jedno piwo – oswiadczyla Jilly, gdy kelnerka przyniosla Dylanowi kolacje.
– Prowadze – rzekl, odmawiajac drugiej kolejki.
– Zgadza sie, ale jesli masz prowadzic tak jak dzisiaj, jeszcze jedno piwo moze tylko pomoc.
Moze miala racje, moze nie, w kazdym razie Dylan postanowil ulec pokusie, choc bylo to zupelnie nie w jego stylu.
– Dwa – powiedzial do kelnerki.
Kiedy zabral sie do kurczaka z goframi, anarchicznie lekcewazac ksztalt i rozmiar kazdego kesa, Jilly rzekla:
– Powiedzmy, ze pojedziemy sto mil na polnoc, zaszyjemy sie w jakims bezpiecznym miejscu i pomyslimy. O czym wlasciwie mamy myslec – poza tym, ze pieprzylismy sie na dobre?
– Nie badz wciaz tak negatywnie nastawiona. Zjezyla sie bardziej niz druciana szczotka.
– Wcale nie jestem negatywnie nastawiona. – Ale nie jestes tez pogodna jak dalajlama.
– Jezeli chcesz wiedziec, to kiedys bylam kompletnym zerem, zakompleksionym i zamknietym w sobie dzieciakiem. Bylam roztrzesiona i niesmiala, czulam sie sponiewierana przez zycie jak nikomu niepotrzebny smiec. Moglam uczyc plochliwosci mysz pod miotla.
– To chyba bylo bardzo dawno temu.
– Nie postawilbys dolara przeciw milionowi na to, ze kiedys wyjde na scene, a wczesniej wstapie do choru. Ale mialam nadzieje, wielka nadzieje i marzylam, ze kiedys zostane kims, ze bede wystepowac, i w koncu sama zniszczylam w sobie to roztrzesione dziecko i zaczelam realizowac marzenia.
Wysaczajac resztke piwa, poslala Dylanowi piorunujace spojrzenie znad przechylonej butelki.
– Nie przecze, ze masz poczucie wlasnej wartosci. Nigdy nie twierdzilem, ze jest inaczej. Nie chodzi mi o twoj negatywny stosunek do siebie, ale do reszty swiata.
Popatrzyla na niego tak, jakby zamierzala uderzyc go pusta butelka, lecz potem odstawila ja na stol i odsunela na bok.
– Zgoda. Swiat jest okrutny. 1 wiekszosc ludzi jest okrutna. Jezeli uwazasz to za negatywne nastawienie, dla mnie to tylko realizm.
– Wielu ludzi jest okrutnych, ale nie wiekszosc. Wiekszosc jest po prostu przerazona, samotna albo zagubiona. Nie wiedza, po co sie tu znalezli, nie znaja celu ani przyczyny, wiec zyja na wpol martwi.
– A ty pewnie znasz cel i przyczyne.
– Mowisz, jakbys uwazala, ze jestem zadowolony z siebie. – Wcale nie. Jestem po prostu ciekawa, po co twoim zdaniem zyjemy.
– Kazdy sam musi znalezc odpowiedz na wlasny uzytek – odparl i naprawde tak myslal. – A ty ja znajdziesz, bo chcesz. – Teraz mowisz jak ktos bardzo zadowolony z siebie. – Wygladala, jak gdyby jednak zamierzala walnac go butelka. Shepherd wzial jeden z trzech kawalkow masla i wpakowal sobie do ust.
Jilly skrzywila sie, a Dylan wyjasnil:
– Shep lubi chleb z maslem, ale nie razem. Ciesz sie, ze nie widzisz, jak je kanapke z kielbasa i majonezem.
– Nie ma dla nas ratunku – powiedziala.
Dylan westchnal, pokrecil glowa i nie odezwal sie.
– Zejdz na ziemie, dobrze? Jezeli zaczna do nas strzelac, wedlug jakich regul Shepa bedziemy uchylac sie od kul? Zawsze uchylac sie w lewo, nigdy w prawo. Mozna kluczyc, ale nie mozna robic unikow – chyba ze jest dzien tygodnia, ktory ma w nazwie „t', wtedy mozna robic uniki, ale nie mozna kluczyc. Jak szybko Shep moze biec, czytajac, i co sie stanie, kiedy sprobujesz mu zabrac ksiazke?
– Na pewno tak nie bedzie – rzekl, Dylan, ale wiedzial, ze Jilly ma racje.
Nachylila sie nad stolem, sciszyla glos, ale wymawiala dobitnie kazde slowo.
– Dlaczego nie? Sluchaj, musisz przyznac, ze nawet gdybysmy wdepneli w to tylko my dwoje, mielibysmy szanse jak ktos zjezdzajacy w szklanych butach po wysmarowanym tluszczem zboczu. A ze stuszescdziesieciofuntowym zujacym maslo kamieniem mlynskim u szyi – jakie mamy szanse?
– Shep nie jest kamieniem mlynskim-powiedzial z uporem Dylan.
Jilly zwrocila sie do Shepherda:
– Skarbie, nie obraz sie, ale jesli chcemy miec jakas nadzieje na wyjscie z tego calo wszyscy troje, musimy spojrzec prawdzie w oczy. Jezeli bedziemy sie oklamywac, koniec z nami. Moze nie potrafisz nic na to poradzic, ze jestes mlynskim kamieniem, ale moze potrafisz, a jesli potrafisz, musisz z nami wspolpracowac.
– Shep i ja zawsze tworzylismy zgrany zespol – oznajmil Dylan.
– Zespol? Tez mi zespol. Gdybyscie startowali w wyscigu w workach, predzej czy pozniej worek znalazlby sie na czyjejs glowie.
– Nie jest dla mnie ciezarem…
– Nawet tak nie mow – przerwala mu. – Nie waz sie tak mowic, O'Conner, nie waz sie, ty stukniety, nabuzowany nadzieja i pozytywnym mysleniem durniu.
Nie jest dla mnie ciezarem, jest…
– …twoim bratem, genialnym idiota-dokonczyla za niego. Cierpliwie i spokojnie Dylan wyjasnil:
– Nie. Genialny idiota jest psychicznie uposledzony i mimo niskiego ilorazu inteligencji ma wyjatkowy talent w jednej dziedzinie, na przyklad umie blyskawicznie rozwiazywac skomplikowane zadania matematyczne albo grac na kazdym instrumencie muzycznym, kiedy go tylko wezmie do reki. Shep ma wysoki iloraz inteligencji i jest wyjatkowy pod niejednym wzgledem. Cierpi tylko na… rodzaj autyzmu.
– Nie ma dla nas ratunku – powtorzyla.
Shepherd przezuwal z entuzjazmem nastepna porcje masla, caly czas spogladajac w swoj talerz z odleglosci dziesieciu cali, jak gdyby znalazl cel zycia, a celem tym byl klops.
19
Ilekroc otwieraly sie drzwi i wchodzil kolejny gosc, Dylan tezal. Niemozliwe, zeby tamci tak szybko ich namierzyli. A jednak…
Kelnerka przyniosla piwo, a Jilly, pokrzepiwszy sie sporym lykiem zimnej sierra nevady, powiedziala:
– No wiec, zaszyjemy sie gdzies w Skamienialym Lesie i… jak mowiles? Ze pomyslimy?
– Pomyslimy – potwierdzil Dylan.
– Niby o czym, z wyjatkiem rozwiazania zagadki, jak przezyc?
– Moze wykombinujemy, jak namierzyc Frankensteina. – Zapomniales, ze nie zyje?
– Chodzi mi o to, kim byt, zanim go zabili.
– Nie znamy nawet nazwiska z wyjatkiem tego, ktore sami mu nadalismy.
– Ale wszystko wskazuje na to, ze byl naukowcem. Prowadzil badania medyczne. Opracowywal srodki psychotropowe, szpryce czy jak to nazwiemy, mamy wiec slowo kluczowe. Naukowcy pisza referaty, artykuly do czasopism, prowadza wyklady. Zostawiaja trop.
– Sypia za soba ziarenka intelektualne.
– Wlasnie. Jesli sie postaram, moze sobie przypomne, co jeszcze mowil ten lajdak w pokoju motelowym, znajde jeszcze jakies slowa kluczowe. Znajac slowa kluczowe, bedziemy mogli zajrzec do Internetu i wyszukac badaczy pracujacych nad usprawnianiem funkcjonowania mozgu i podobnymi sprawami. – Nie jestem specem od techniki – rzekla Jilly. – A ty?