zaabsorbowani rozmyslaniem o swoich niedawnych przezyciach, sluchali wiec Lanterna, jadac na polnoc pustynna autostrada. Na widok bezludnego pustkowia mozna bylo dojsc do wniosku, ze kataklizm planetarny pochlonal juz cala cywilizacje, ale rownoczesnie odnosilo sie wrazenie, ze Ziemia nie zmienila sie od wiekow.
– Zawsze sluchasz tego faceta? – spytal Jilly Dylan. – Nie codziennie, ale dosc czesto.
Cud, ze nie masz nastrojow samobojczych.
Jego programy zwykle nie sa o zagladzie. Przede wszystkim mowia o podrozach w czasie, rzeczywistosci alternatywnej, zyciu po smierci, o tym, czy mamy dusze…
Shep wciaz czytal Dickensa, darowujac pisarzowi pewna forme zycia po smierci. W radiu planeta nadal pekala, plonela, tonela, unicestwiala ludzka cywilizacje i wiekszosc fauny, tepiac zycie jak zaraze.
Kiedy czterdziesci minut po zjezdzie z autostrady miedzystanowej dotarli do Safford, Shepherd powiedzial:
Od dzis tylko frytki jadam, zapominam o owadach… Byc moze przyszla pora zatrzymac sie i opracowac plan dzialania, a moze nie przemysleli jeszcze do konca swojej sytuacji, aby snuc jakiekolwiek plany, w kazdym razie Dylan i Shep powinni wstapic gdzies na kolacje, ktorej nie jedli. A Jilly miala ochote na drinka.
– Najpierw musimy zmienic tablice rejestracyjne-rzekl Dylan. – Kiedy ustala, ze cadillac byl twoj, zaczna cie szukac, sprawdza pokoj za pokojem. 1 kiedy sie dowiedza, ze dalas noge, a Shep i ja nie zostalismy na noc, chociaz zaplacilismy, moga skojarzyc, ze jestesmy razem.
– Nie ma zadnego „moga'. Skojarza na pewno.
– W ksiazce meldunkowej motelu jest marka, model i numer rejestracyjny samochodu. Mozemy przynajmniej zmienic tablice i chociaz troche utrudnic im poscig.
Dylan zaparkowal forda na cichej ulicy w dzielnicy mieszkaniowej, ze skrzynki z narzedziami wzial srubokrety i szczypce, po czym wyruszyl na poszukiwania tablic z Arizony. Na podjezdzie przy wiejskim cedrowym domu o wyblaklych, podniszczonych scianach, przed ktorym rosla zwiedla trawa, znalazl pikapa. Tablice odkrecil bez problemow.
Podczas kradziezy serce walilo mu jak szalone. Poczucie winy wydawalo sie niewspolmierne do czynu, ale twarz palila go ze wstydu na mysl, ze ktos moglby go przylapac.
Z przywlaszczonymi tablicami Dylan okrazyl miasto i zatrzymal sie na pustym o tej porze parkingu przed szkola. Kryjac sie w cieniu, zamienil swoje kalifornijskie numery na tablice z Arizony.
– Przy odrobinie szczescia – powiedzial: siadajac za kierownica-wlasciciel pikapa zauwazy brak tablic dopiero jutro.
– Nie cierpie polegac na szczesciu – odrzekla Jilly. – Nie mialam go w zyciu za duzo.
– Od dzis tylko frytki jadam – przypomnial im Shep.
Kilka minut pozniej, parkujac forda przed przylegajaca do motelu restauracja, Dylan powiedzial:
– Pokaz mi swoj znaczek. Plakietke z zaba.
Jilly odpiela od bluzki usmiechnietego plaza, ale zawahala sie przez chwile.
– Po co`?
– Nie boj sie. Na pewno nie zareaguje tak jak na tamten. To sie juz nie powtorzy.
– No dobrze, a jezeli nie?- niepokoila sie. W odpowiedzi podal jej kluczyki.
Jilly niechetnie wymienila znaczek za kluczyki.
Trzymajac kciuk na obrazku z zaba i palec wskazujacy z tylu znaczka, Dylan poczul mrowienie sladu psychicznego wiecej niz jednej osoby, moze odciski babci Marjorie przykryte odciskami Jillian Jackson, ale zaden z nich nie wywolywal w nim impulsu, ktory kazal mu gnac do domu przy Alei Eukaliptusowej. Wrzucajac znaczek do pojemnika na smieci, rzekl:
– Nic. Albo prawie nic. Nie zareagowalem wtedy na sam znaczek. Wyczulem tylko… zblizajaca sie smierc Marjorie. Czy to w ogole ma sens`?
– Tylko w Miescie Swirow, w ktorym chyba zamieszkalismy. – Chodzmy na tego twojego drinka – powiedzial:
– Na dwa.
Kiedy szli przez parking do drzwi restauracji, Shep kroczyl miedzy nimi. Trzymal przed soba „Wielkie nadzieje' i czytal w swietle lampki na baterie.
Dylan zastanawial sie wczesniej, czy nie zabrac mu ksiazki, ale Shepherd mial tego wieczoru mnostwo przezyc. Jego porzadek dnia zostal zaklocony, co zwykle budzilo w nim gleboki niepokoj. Na domiar zlego w ciagu kilku godzin przezyl wiecej niz przez ostatnie dziesiec lat, a Shepherd O'Conner zwykle nie potrafil sobie radzic z nadmiarem wrazen.
Jego odpornosc na bodzce konwersacyjne przechodzila ciezka probe na wystawach sztuki, gdy zbyt wielu nieznajomych zwracalo sie bezposrednio do niego, choc nigdy zadnemu z nich nie odpowiadal. Blyskawice i grzmoty, a nawet zbyt glosny szum ulewy podczas burzy przekraczaly granice jego tolerancji na halas, co czesto grozilo atakiem paniki.
Zwazywszy na jego zwykle zachowanie wobec codziennych wrazen, to rzeczywiscie prawdziwy cud, ze Shep nie wpadl w panike w motelu, nie zwinal sie ze strachu jak stonoga na widok plonacego cadillaca, a podczas brawurowej jazdy do domu Marjorie nie piszczal z przerazenia ani nie rwal sobie wlosow z glowy.
Na wzburzonym morzu dzisiejszych doznan jego tratwa ratunkowa staly sie „Wielkie nadzieje' Dickensa. Sciskajac kurczowo ksiazke, potrafil sie przekonac, ze jest bezpieczny, i mogl zapomniec o brutalnym naruszeniu spokoju codziennosci, pozostajac gluchym i slepym na nacierajace na niego groznie fale bodzcow zewnetrznych.
Jednymi z oznak uposledzenia Shepa byly niezreczne ruchy i slaba koordynacja fizyczna, ale mimo ze szedl, nie przerywajac czytania, wcale nie zaczal stawiac sztywnych krokow ani powloczyc nogami. Dylan mial wrazenie, ze gdyby jego brat napotkal po drodze schody, pokonalby wszystkie stopnie, ani na chwile nie odkladajac dziela Dickensa.
Przed wejsciem do restauracji nie czekaly na nich zadne schodki, lecz kiedy Dylan dotknal drzwi, poczul na dloni i opuszkach palcow przeplyw energii psychicznej i omal nie puscil klamki.
Co`?- spytala czujnie Jilly.
Cos, do czego bede sie musial przyzwyczaic. – W nadnaturalnych sladach na klamce niewyraznie wyczuwal wiele roznych osobowosci, jak nalozone na siebie warstwy wyschlego potu mnostwa dloni.
Restauracja zdawala sie cierpiec na rozdwojenie jazni, jak gdyby wbrew prawom fizyki jedno wnetrze zajmowaly rownoczesnie ekskluzywny lokal i tani bar, szczesliwie nie powodujac katastrofalnej eksplozji. Boksy obite czerwonym skoropodobnym materialem i krzesla z takiego samego tworzywa z chromowanymi nogami nieszczesliwie zestawiono ze stolami z prawdziwego mahoniu. Kosztowne zyrandole z cietego szkla rzucaly pryzmatyczne swiatlo nie na puszysty dywan, ale na latwo zmywalna podloge z drewnopodobnego winylu. Kelnerzy i kelnerki byli ubrani w czarne garnitury, nakrochmalone biale koszule i eleganckie waskie krawatki wiazane na kokarde; ich pomocnicy paletali sie miedzy stolikami w zwyklych ubraniach, odrozniajac sie od innych tylko idiotycznymi spiczastymi czapeczkami z papieru i skwaszonymi minami.
Pora kolacji dawno juz minela, totez w restauracji zajeta byla tylko jedna trzecia stolikow. Klienci siedzieli przyjemnie rozleniwieni przy deserach, trunkach i kawie, pograzeni w przyciszonych, swobodnych rozmowach. Niewielu z nich zwrocilo uwage na Shepa, ktory idac miedzy Jilly a Dylanem, pozwolil kelnerce zaprowadzic sie do boksu i ani na chwile nie oderwal oczu od otwartej ksiazki.
W restauracji Shep rzadko siadal przy oknie, poniewaz nie lubil, kiedy „patrzyli na niego ludzie w srodku i ludzie z zewnatrz'. Dylan poprosil o boks oddalony od okien i usiadl po jednej stronie stolu obok swojego brata, naprzeciw Jilly.
Jilly wygladala na niezwykle wypoczeta, wziawszy pod uwage, co przeszla – i wyjatkowo spokojna jak na kobiete, ktorej zycie zostalo postawione do gory nogami, a przyszlosc stanowila zagadke, jaka mozna by jedynie ogladac, wrozac z fusow w ciemnym pokoju. Jilly nie miala pospolitej urody, ale taka, ktora dobrze znosi uplyw czasu i przetrzyma wiele prob, zachowujac blask i kolor jak dobra tkanina po wielokrotnym praniu.
Gdy Dylan wzial menu, ktore polozyla przed nim kelnerka, wzdrygnal sie, jakby dotknal lodu, i natychmiast odlozyl karte na stol. Poprzedni klienci pozostawili na plastikowej okladce zywa warstewke emocji, pragnien, zadz i tesknot, ktora uklula go jak wyladowanie elektryczne o wiele silniejsze niz tamto na klamce.
Kiedy skrecili z miedzystanowej na polnoc, powiedzial Jilly o sladach psychicznych. Teraz dziewczyna pojela w lot, dlaczego odlozyl menu.
– Przeczytam ci – powiedziala.