zdania: Maszyne trzeba zbudowac.

— Czy ktos sie nie zgadza?

— No coz, Lunaczarski. I Rosjanie. Rowniez Bili Jo Rankin, to oczywiste. Nadal jest wielu takich, ktorzy obawiaja sie, ze Maszyna wysadzi w powietrze caly swiat, albo przekrzywi jego os. Ale wszystkich zdumiewa, jak precyzyjna jest ta instrukcja, ile opisuje sposobow dojscia do jednej rzeczy roznymi drogami.

— A co mowi Eleanor Arroway?

— Ze jesli nas zechca wykonczyc, to moga sobie przyleciec za dwadziescia piec lat. To dla nas i tak za krotko, zeby pomyslec o skutecznej obronie, za bardzo nas wyprzedzaja. Tak mowi, zbudujmy sobie Maszyne, zas jesli padaja argumenty ze strony ochrony srodowiska, to ja zbudujmy gdzies na pustkowiu. Profesor Drumlin mowi, ze jak o niego chodzi, budowalby nawet w centrum Pasadeny. Zreszta nie zamierza odstepowac Maszyny o krok przez caly czas budowy, wiec w razie czego pierwszy wyleci w powietrze.

— Drumlin? Ten, ktory pierwszy wpadl na pomysl, ze to instrukcja, zgadza sie?

— Nie calkiem. On…

— Wszystko co powinnam wiedziec, przeczytam sobie przed czwartkowym spotkaniem. Czy jeszcze masz cos do mnie?

— Powaznie zamierza pani zlecic budowe Haddenowi?

— No coz, jak wiesz, to nie tylko ode mnie zalezy. Umowa, ktorej w Paryzu ciagle nie moga upichcic, obciaza nas tylko jedna czwarta kosztow. I Rosjanie zaplaca jedna czwarta, Japonia razem z Chinami, tez. Reszte pokryja wspolnie pozostale kraje. Tak niby mialoby to wygladac. Zasadniczo, kazdy pcha sie jak najety, zeby budowac, albo choc wetknac w te Maszyne nos. Chodzi o prestiz, o nowe technologie, w ogole, zeby byc na fali. Nie mam nic przeciw temu, oczywiscie, tak dlugo, dopoki nikt nie probuje nas wyprzedzic. Mozliwe, ze i Haddena jakos w to wmontujemy. O co chodzi, Ken? Czy jego technologiczne mozliwosci tobie nie odpowiadaja?

— Och, nie. Odpowiadaja, z pewnoscia, tylko ze on…

— Jesli juz nic innego nie masz, to do zobaczenia w czwartek. Jesli wirus pozwoli.

Potezne kichniecie Prezydent dogonilo go z sasiedniego pokoju, gdy juz zamknal za soba drzwi. Dyzurny podoficer, sztywno usadowiony na kanapie, az podskoczyl. Teczka u jego stop pekala w szwach od upowaznien szyfrowych na wypadek ataku nuklearnego. Der Heer uspokoil go kilkakrotnym kiwnieciem poluchylonej dloni. Oficer usmiechnal sie z zazenowaniem.

— To Vega? I caly ten zamet tylko z jej powodu? — Prezydent byla wyraznie rozczarowana. Wlasnie zakonczono sesje z dziennikarzami i oczy jej, prawie oslepione zarowkami fleszy i telewizyjnymi reflektorami, juz sie powoli adaptowaly do ciemnosci. Zdjecia Prezydent wpatrujacej sie sokolim okiem w teleskop Obserwatorium Marynarki Wojennej, ktore nazajutrz obiegna prase, byly oczywiscie montazem — kompletnie nic nie widziala w teleskopie, dopoki reporterzy sie nie wyniesli, a w sali zapanowala ciemnosc.

— Dlaczego ona sie buja?

— To turbulencja powietrza, pani Prezydent — pospieszyl z wyjasnieniem der Heer. — Ogrzane czasteczki powietrza przeplywaja i deformuja obraz.

— Zupelnie jakbym patrzyla na Seymourka przy sniadaniu, kiedy miedzy nami stoi opiekacz do grzanek. Kiedys odplynelo mu cale pol twarzy — powiedziala z udanym przejeciem, podnoszac glos tak, by ja uslyszal prezydencki malzonek, zajety akurat rozmowa z umundurowanym Komendantem Obserwatorium.

— O, tak, z pewnoscia! — bystro zareagowal. — Choc juz od dosc dawna nie bylo grzanek na sniadanie.

Przed pojsciem na emeryture, Seymour Lasker zajmowal wysokie stanowisko w Zwiazku Zawodowym Wytworcow Damskiej Odziezy. Obecna swoja zone poznal wiele lat temu, gdy pojawila sie jako delegat Nowojorskiej Kompanii Dziewczecych Plaszczykow. Podczas przedluzajacych sie obrad nad ustawami zbiorowymi zakochali sie w sobie i ta wyrazna, trwajaca do dzis miedzy nimi zazylosc byla powszechnie doceniana, zwazywszy obecna roznice sytuacji spolecznej ich dwojga.

— Bez grzanek jakos sobie radze, ale bez Seymourka przy sniadaniu, nie — zartobliwie ruszyla brwiami odwrociwszy twarz ku niemu, po czym wrocila do okularu.

— To mi wyglada na niebieska amebe… Taka… galereta. Po uciazliwym spotkaniu majacym za zadanie wybor zalogi, Prezydent byla juz w lepszym nastroju. Do tego grypa prawie przeszla.

— A gdyby nie bylo tej turbulencji, Ken? Co bym wtedy widziala?

— Obraz dokladnie odpowiadajacy temu, co byloby widac z teleskopu zawieszonego w kosmosie. Nieruchomy, nie mrugajacy punkt swietlny.

— Sama gwiazde? Vege? Bez planet, bez pierscieni? Bez satelitow do wojny laserowej?

— Bez, pani Prezydent. To wszystko jest za male i za blade, zeby to spostrzec. Nawet wielkim teleskopem.

— No coz, mam nadzieje, ze wy, naukowcy, wiecie co robicie — powiedziala cicho, prawie do siebie. — Diabelnie wiele inwestujemy w cos, czego nikt nie ogladal na oczy.

Uwaga ta wyraznie poruszyla der Heera.

— Chwileczke, przeciez przejrzelismy trzydziesci trzy tysiace stron tekstu. Obrazki, slowa, wielki elementarz…

— Przejrzec ksiazke to nie to samo, co przeczytac ja. Przynajmniej tak mi sie zdaje. Cala ta sprawa jest jak dla mnie troche za bardzo… poszlakowa. Nie musisz mi przypominac, ze wszyscy naukowcy swiata otrzymali identyczne dane, wiem. I ze instruktarz jest jednoznaczny, wyrazny, to juz tez slyszalam. I ze ktos inny zbuduje to za nas, jesli sie wycofamy. Racja, racja, racja. A jednak… wciaz we mnie jest niepokoj.

Obszedlszy spacerem zespol Obserwatorium Marynarki Wojennej, cala prezydencka swita wyladowala w apartamentach Wiceprezydenta Stanow Zjednoczonych. Tydzien temu opracowano w Paryzu wstepny projekt rozkladu sil wsrod pieciu foteli zalogi: USA i ZSRR upieraly sie, by kazdemu przyznano prawo do dwoch kandydatow (w takich sprawach oba kraje wykazywaly uderzajaca jednomyslnosc). Jednak pozostalym czlonkom Konsorcjum trudno bylo sie z tym zgodzic i ku zaskoczeniu obu supermocarstw, jakies male panstewka osmielaly sie im sprzeciwiac, co jeszcze niedawno byloby nie do pomyslenia. Zreszta caly projekt zdazyl juz przybrac piekne propagandowe miano „inicjatywy calej ludzkosci”, a i samo Konsorcjum Wiadomosci zaczeto w potocznej mowie nazywac Swiatowym Konsorcjum Maszyny. Kazdy kraj, ktory zdolal uchwycic choc strzepek Wiadomosci, uznawal to za najzupelniej wystarczajacy powod, aby domagac sie udzialu swojego czlowieka w zalodze. Na przyklad, Chiny warczaly, ze w polowie przyszlego stulecia na swiecie bedzie juz poltora miliarda zoltej rasy, z czego wielu potomkow obecnego chinskiego eksperymentu demograficznego produkujacego dzieci duzo inteligentniejsze i bardziej zrownowazone, niz z kultur nadal bawiacych sie w „prawa naturalne” w rodzinie. Na razie wiec domagaja sie tylko jednego fotela w Maszynie, choc nie trzeba bedzie dlugo czekac, gdy Chiny beda sie troche bardziej liczyc w swiecie, niz to sie niektorym zdaje. Z jakiegos powodu te argumentacje powtarzaly ze szczegolna ochota kraje, ktore ani na Wiadomosc, ani na Maszyne specjalnego wplywu nie mialy.

Europa Zachodnia i Japonia zrezygnowaly ze swych uczestnictw w zamian za glowna role w przygotowaniu komponentow do budowy, z czego mialy zamiar zdaje sie wyciagnac gospodarcze korzysci. W koncu ustalono, ze Stany Zjednoczone, ZSRR, Chiny i Indie otrzymaja po jednym miejscu, co stalo sie poczatkiem zmudnych obrad nad kandydatem na miejsce piate. Brano pod uwage rozmiary danego kraju, liczbe ludnosci, jego sile militarna, ekonomiczna lub polityczna, a takze role w ukladach miedzynarodowych i zaslugi w historii. Brazylia i Indonezja szermowaly liczba swych obywateli, nie omieszkajac napomykac o dyskryminacji „niektorych regionow”; Szwecja probowala wslizgnac sie proponujac mediacje we wszelkich mozliwych sporach, zas Egipt, Irak, Pakistan i Arabia Saudyjska zglaszaly roszczenia natury religijnej. Reszta ratowala sie, wzywajac do selekcji nie opartej na przynaleznosci narodowej, a na profesjonalnej zdatnosci kandydata. Na wszelki wypadek nic wiec nie zdecydowano, odkladajac pytanie o piaty fotel na pozniej.

Kola naukowe, rzadowe i w ogole wszyscy, ktorzy w czterech wybranych krajach mieli cos do powiedzenia, oddali sie teraz gorliwym debatom nad kandydaturami. Prawdziwe referendum ogolnonarodowe rozpetalo sie w USA, w ktorym wieksza lub mniejsza zajadloscia odznaczali sie urzednicy osrodkow badania opinii publicznej, przywodcy religijni, znani sportowcy, astronauci, laureaci Honorowych Orderow Kongresu, naukowcy, aktorzy, zony poprzednich prezydentow, konferansjerzy programow rozrywkowych, lektorzy dziennikow telewizyjnych, milionerzy o politycznych ambicjach, prezesi fundacji, piosenkarze country, muzycy rockowi, rektorzy uniwersytetow i laureatki konkursow na Miss America.

Odkad rezydencje Wiceprezydenta przeniesiono na teren Obserwatorium Marynarki Wojennej, utarla sie tradycja, ze role sluzby domowej pelnia Filipinczycy w randze podoficerow, odbywajacy regularna sluzbe

Вы читаете Kontakt
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату