nildory wcale nie sa „ludnoscia', a po prostu zwierzetami, smiesznymi sloniami i ze chyba jednak powinnismy zatrzymac te planete dla siebie — Van Beneker splunal. — A nildory sluchaja tego. Udaja, ze nie znaja jezyka, ale znaja, wiem dobrze, ze znaja. I jak mozna sie spodziewac, ze takich ludzi beda chcialy nosic na swoim grzbiecie.

— Rozumiem — odparl Gundersen.

Spojrzal na turystow, ktorzy wybaluszali oczy na Srin'gahara skubiacego opodal mlode galazki. Watson tracil w bok Mirafloresa, a ten zacisnal wargi i pokrecil glowa z dezaprobata. Gundersen nie mogl doslyszec, co mowili, ale domyslal sie, ze wyrazali pogarde dla zarlocznosci Srin'gahara. No bo jakze cywilizowane istoty moga sciagac traba pozywienie z drzewa?

— Zostanie pan i zje z nami lunch, panie Gundersen? — zapytal Van Beneker.

— Dziekuje za zaproszenie — odpowiedzial Gundersen.

Usiadl w cieniu, a Van Beneker zebral swych podopiecznych i poprowadzil ich nad brzeg parujacego jeziora. Kiedy juz tam byli, Gundersen wstal spokojnie i dolaczyl do grupy. Zaczal sluchac tego, co mowil przewodnik, ale trudno mu bylo skupic uwage.

„Strefa wysokich temperatur… powyzej 70 stopni C… w niektorych miejscach wyzsza, nawet powyzej temperatury wrzenia, a jednak istnieja zywe organizmy… specjalna adaptacja genetyczna… nazywamy je cieplolubne… DNA nie zagotowuje sie, nie, ale procent spontanicznych mutacji jest bardzo wysoki, gatunki zmieniaja sie w niewiarygodnym tempie…'.

Nagle Gundersen zdal sobie sprawe, ze w poblizu nie ma Srin'gahara. Niespokojny odszedl od brzegu jeziora, by go poszukac. Odnalazl miejsce, gdzie pozywialy sie nildory:

nizsze galezie wielu drzew byly obdarte z kory. Slady nildorow prowadzily w glab dzungli. Ogarnelo go przerazenie na mysl, ze Srin'gahar odszedl sobie spokojnie i porzucil go.

Bedzie musial przerwac podroz. Nie osmieli sie zapuscic sam, pieszo w te dzikie bezdroza. Poprosi Van Benekera, zeby zabral go z powrotem. Moze uda mu sie dostac jakis srodek transportu do Krainy Mgiel.

Grupa turystow zblizala sie wlasnie wracajac znad jeziora. Van Beneker szedl z siatka przewieszona przez ramie, a w niej poruszaly sie jakies wylowione stworzenia.

— Lunch — oznajmil. — Mam dla nas troche krabow galaretowatych. Glodny?

Gundersen przywolal na twarz wymuszony usmiech. Obserwowal, wcale nie odczuwajac glodu, jak Van Beneker otworzyl siatke i wysypal z dziesiec owalnych, purpurowych stworzen, kazde z nich inne co do wygladu i wielkosci. Lazily oszolomione i porazone chlodem. Unosila sie z nich para. Van Beneker poprzecinal im sprawnie rdzenie pacierzowe zaostrzonym patykiem i upiekl przy pomocy miotacza plomieni. Potem otworzyl ich skorupy i ukazalo sie blade, drzace jak galareta mieso. Trzy kobiety skrzywily sie i odwrocily. Tylko pani Miraflores wziela kraba i jadla z apetytem. Wydawalo sie, ze mezczyznom tez smakuje. Gundersen skubal galarete i co chwila spogladal w las. Byl zgnebiony z powodu Srin'gahara. Dochodzily don urywki rozmowy:

— …ogromne potencjalne zyski i tak zmarnowane, po prostu zmarnowane…

— …jesli nawet, to naszym obowiazkiem jest popieranie dazen do samookreslenia na kazdej planecie, ktora…

— …ale czy to ludzkie?

— …a gdzie dusza? To jedyny sposob, by uznac, ze…

— …slonie, nic innego, tylko slonie. Widzieliscie, jak obgryzaly te drzewa…

— …do przekazania im wladzy, co bylo bledem, doprowadzila mniejszosc kierujaca sie czulostkowoscia…

— Jestes zbyt surowy, kochanie. Rzeczywiscie, na niektorych planetach byly naduzycia, ale…

— …glupi polityczny oportunizm, tak bym to nazwal. Slepi prowadza slepych…

— …potrafia pisac? Potrafia myslec? Nawet w Afryce mielismy do czynienia z istotami ludzkimi, a i tam…

— …dusza, wewnetrzne zycie…

— …kupy purpurowego lajna na plazy…

— Nildory posiadaja dusze. Nie mam co do tego zadnych watpliwosci — oznajmil Gundersen, sam zdziwiony, ze wlaczyl sie do rozmowy.

Turysci zwrocili sie w jego strone. Zapadlo nagle milczenie.

— Maja wierzenia religijne — mowil dalej — a z tym przeciez laczy sie swiadomosc istnienia ducha, duszy, prawda?

— Jaka maja religie? — chcial wiedziec Miraflores.

— Nie wiem dokladnie. Ale jednym z waznych jej skladnikow jest ekstatyczny taniec — rodzaj podrygow i krecenia sie w kolo — ktory prowadzi do jakiegos mistycznego przezycia. Wiem. Tanczylem z nimi. Udalo mi sie osiagnac czesc tego przezycia. Maja rowniez cos, co nazywa sie powtornymi narodzinami. Sadze, ze jest to kulminacyjnym punktem ich obrzedow. Sam tego nie rozumiem. Ida na polnoc, do Krainy Mgiel i tam cos sie z nimi dzieje. Trzymaja to w tajemnicy. Przypuszczam, ze sulidory cos im daja, moze jakis narkotyk i to odmladza je wewnetrznie i pozwala dostapic jakby oswiecenia. Czy wyrazam sie jasno?

Gdy to mowil, prawie nieswiadomie zabral sie do nie zjedzonych krabow.

— Moge tylko powiedziec — kontynuowal — ze te ponowne narodziny maja dla nildorow zyciowe znaczenie i ze pozycja jednostki w organizacji szczepowej zalezy od liczby kolejnych narodzin. Wszystko to dowodzi, ze nie sa zwierzetami. Zyja w spolecznosci i posiadaja kulture, choc trudna dla nas do pojecia.

— Dlaczego w takim razie nie maja cywilizacji? — spytal Watson.

— Wlasnie powiedzialem, ze maja.

— Mam na mysli miasta, maszyny, ksiazki…

— Nie sa przystosowani fizycznie do tego, by pisac, budowac rozne obiekty i w ogole wykonywac czynnosci techniczne — odpowiedzial Gundersen. — Czy nie widzicie, ze nie maja rak? Rasa wyposazona w rece tworzy jeden rodzaj cywilizacji, a rasa podobna do sloni — inny.

Gundersen byl caly zlany potem i poczul nagle ogromny apetyt. Zauwazyl, ze kobiety jakos dziwnie mu sie przygladaja. Zrozumial dlaczego: wpychal w nieopanowany sposob do ust wszystko, co bylo do zjedzenia. Mial wrazenie, ze peknie mu czaszka, jesli natychmiast nie zrzuci tego ciezaru, tej wielkiej winy, ktora gniotla mu dusze i zmusila go do tej oracji. Nie mialo zadnego znaczenia to, ze akurat ci ludzie byli najmniej odpowiedni, by szukac u nich rozgrzeszenia. Same nasuwaly sie niekontrolowane slowa.

— Kiedy przybylem tutaj — mowil — bylem taki jak wy. Nie docenialem nildorow i to doprowadzilo mnie do popelnienia ciezkiego grzechu, ktory musze wam wyznac. Jak wam wiadomo, przez pewien czas bylem tutaj administratorem okregu. Do moich obowiazkow nalezalo wykorzystywanie miejscowej sily roboczej. Poniewaz nie zdawalismy sobie sprawy, ze nildory sa inteligentnymi, autonomicznymi istotami, wykorzystywalismy je, przymuszalismy do ciezkiej pracy na budowach, do podnoszenia trabami ciezarow i w ogole do kazdej ciezkiej fizycznej roboty. Traktowalismy je jak maszyny.

Gundersen zamknal oczy i czul, jak cala przeszlosc wali sie na niego nieublaganie, jak przytlacza go czarna chmura wspomnien.

— Nildory pozwalaly, bysmy je wykorzystywali, Bog jeden wie, dlaczego. Mysle, ze bylismy tym krzyzem, dzieki ktoremu ich rasa miala zostac oczyszczona. Pewnego dnia pekla tama w dystrykcie Monroe'go, na polnocy, niezbyt daleko od granicy Krainy Mgiel i calej plantacji tarniny grozilo zalanie. Spowodowaloby to milionowe straty dla Kompanii. Zagrozona rowniez byla elektrownia w tym rejonie oraz budynki administracyjne i, powiedzmy sobie, gdybysmy nie zareagowali dostatecznie szybko, wszystkie nasze inwestycje na polnocy poszlyby w diably. Bylem odpowiedzialny za cala akcje. Poslalismy juz tam wszystkie roboty, jakie mielismy, ale to nie wystarczalo, trzeba wiec tez bylo zatrudnic i nildory. Zagonilismy je wszystkie, z kazdego zakatka dzungli, pracowalismy dzien i noc upadajac na twarz. Opanowalismy powodz, ale nieszczescie wisialo jeszcze nad nami. Szostego dnia rankiem pojechalem sprawdzic, czy tama wytrzyma, gdy nadejdzie szczytowa fala i zobaczylem siedem nildorow, ktorych dotychczas nie widzialem, maszerujacych sciezka na polnoc. Kazalem im pojsc za soba. Odmowily, bardzo uprzejmie. Powiedzialy, ze sa w drodze do Krainy Mgiel na uroczystosc ponownych narodzin i nie moga sie zatrzymac. Ponownych narodzin? A co mnie obchodzily ich ponowne narodziny?! Nie mialem zamiaru przyjac tej wymowki, zwlaszcza w obliczu powodzi. Rozkazalem bez namyslu, zeby zglosily sie do pracy przy tamie albo zalatwie sie z nimi na miejscu. Ponowne narodziny moga poczekac, stwierdzilem. Odrodzicie sie innym razem. Sytuacja jest powazna. Zwiesily glowy i konce trab zanurzyly w piasku — jest to u nich oznaka wielkiego smutku. Przygarbily sie. Jeden z nich powiedzial, ze bardzo mi wspolczuja. Wscieklem sie i oznajmilem, co moga zrobic ze

Вы читаете W dol, do Ziemi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату