wlasciciele nie przekazali panu zadnych dokumentow zwiazanych z budowa tego mieszkania. Co oznacza – dodal – ze albo zaginely, albo nigdy nie istnialy.
Brunetti milczal.
– Jesli zaginely i jesli pan utrzymuje, ze nigdy ich nie mial, to musialy zaginac w jednym z biur miejskich.
– W takim razie co pan zamierza zrobic, zeby je odnalezc?
– Ach – zaczal Rossi. – To nie takie proste. Nie mamy obowiazku przechowywac odpisow. Kodeks cywilny mowi jasno, ze odpowiedzialny za posiadanie tych dokumentow jest wlasciciel mieszkania. Jesli pan nie ma kopii, nie moze pan oskarzac nas o ich zagubienie. Rozumie pan, o co mi chodzi. – Rossi usmiechnal sie nieznacznie. – My zas nie mozemy wszczac poszukiwan, bo szkoda poswiecac czas naszych ludzi na bezcelowe dzialania. W wypadku, gdyby takie dokumenty nie istnialy, rozumie pan – dodal, gdy Brunetti przeszyl go wzrokiem.
Brunetti zagryzl dolna warge.
– A gdyby sie okazalo, ze one wcale nie zginely, tylko nigdy nie istnialy?
Rossi stuknal w tarcze swego zegarka, starajac sie przesunac go dokladnie na srodek przegubu.
– To oznaczaloby,
– Co jest zupelnie mozliwe, prawda? – wpadl mu w slowo Brunetti. – Zaraz po wojnie strasznie duzo budowano.
– Tak – westchnal Rossi z falszywa skromnoscia czlowieka, ktory doskonale o tym wie, gdyz przez caly czas nie boryka sie z niczym innym. – Ale bez wzgledu na to, czy to byly niewielkie prace restauracyjne, czy tez powazne renowacje, wiekszosc z nich posiada
– Signor Rossi, gdybym mogl powtorzyc moje pytanie – powiedzial Brunetti, starajac sie zachowac spokoj – chcialbym sie dowiedziec, co to konkretnie oznacza dla mnie i dla mojego mieszkania?
– Obawiam sie,
Brunettiemu wydalo sie, ze zauwazyl na powaznej twarzy Rossiego prawdziwe rozczarowanie. Podniosl sie z kanapy i spytal:
– Co teraz nastapi?
– To zalezy od komisji Ufficio Catasto – rzekl Rossi i zrobil krok w kierunku wyjscia.
– Wedlug pana nizsze pietro zostalo dobudowane w dziewietnastym wieku – powiedzial Brunetti, stajac tak, ze utrudnil mu przedostanie sie do drzwi. – A jesliby sie okazalo, ze dobudowano je pozniej, w tym samym czasie, co moje? Czy to mialoby jakis wplyw na obecny stan rzeczy?
Mimo ze staral sie, jak mogl, nie potrafil ukryc nadziei w swoim glosie.
– Byc moze – odrzekl Rossi po dluzszym zastanowieniu. – Wiem, ze tamto pietro posiada wszystkie wymagane pozwolenia, gdyby wiec mozna bylo dowiesc, ze to powstalo w tym samym czasie, mozna by rowniez zalozyc, ze udzielono pozwolenia. Tak, to mogloby zmienic sytuacje. – Widac bylo, ze Rossi sie zastanawia, jak przystalo prawdziwemu urzednikowi, ktory musi sie zmierzyc z nowym problemem. – Ale tak czy inaczej, nie do mnie nalezy decyzja w tej sprawie.
Perspektywa ewentualnego odroczenia klopotow dodala Brunettiemu otuchy. Podszedl do drzwi wychodzacych na taras.
– Cos panu pokaze – rzekl, otwierajac je i wskazujac reka otwarta przestrzen za oknem. – Zawsze mi sie wydawalo, ze okna na nizszym pietrze sa takie same jak nasze. Niech pan spojrzy tutaj w dol, na lewo, a zobaczy pan, o co mi chodzi.
Robil to wczesniej tyle razy, ze machinalnie oparl sie dlonmi o balustrade i wychylil, by popatrzec na okna mieszkania ponizej. Teraz, przygladajac sie im uwazniej, spostrzegl, ze wcale nie byly takie same, gdyz mialy nadproza rzezbione w istrianskim marmurze, podczas gdy jego wlasne okna byly po prostu wycietymi w murze prostokatnymi otworami.
Wyprostowal sie i spojrzal na Rossiego. Urzednik stal jak sparalizowany, rozdziawil usta i zaslanial sie reka jak tarcza, jakby odpieral atak zlego ducha. Kiedy Brunetti zrobil krok w jego kierunku, mlody czlowiek cofnal sie gwaltownie.
– Czy pan sie dobrze czuje? – spytal Brunetti, stajac na progu pokoju.
Rossi poruszyl ustami, nie bedac w stanie wydac z siebie zadnego dzwieku. Opuszczajac dlon, wymamrotal cos, czego Brunetti nie uslyszal. Sytuacja stala sie klopotliwa.
– Hm, wydaje mi sie, ze nie mialem racji co do tych okien – powiedzial Brunetti, zeby rozwiac dziwny nastroj, ktory nagle zapanowal. – Nie ma co ogladac.
Rossi jakby sie uspokoil, nawet probowal sie usmiechnac, ale nie mogl opanowac zdenerwowania, ktore zaczelo sie udzielac Brunettiemu.
– Czy moglby mi pan cos powiedziec o ewentualnych konsekwencjach tej calej historii? – spytal komisarz, starajac sie nie myslec wiecej o tarasie.
– Slucham?
– Co sie moze teraz stac?
Rossi cofnal sie jeszcze o krok i zaczal mowic monotonnie, tak jakby recytowal jakies zaklecia.
– Jesli wydano pozwolenie na budowe, ale nie sporzadzono protokolu odbioru, placi sie grzywne, ktorej wysokosc zalezy od tego, czy obowiazujace w tym czasie prawo budowlane zostalo powaznie naruszone.
Brunetti stal nieruchomo.
– W przypadku gdy nie ma ani pozwolenia na budowe, ani protokolu odbioru, sprawa zostaje oddana do Sovrintendenza dei Beni Culturali* [Sowintendenza (Soprintendenza) dei Beni Culturali – odpowiednik Biura Glownego Konserwatora.] i dopiero oni oceniaja, w jakim stopniu dana rzecz szkodzi charakterowi miasta.
– Co oni moga orzec? – zniecierpliwil sie Brunetti.
– Czasem trzeba zaplacic grzywne.
– To wszystko?
– A czasem naruszajaca estetyke miasta budowla musi zostac wyburzona.
– Co? – wybuchnal Brunetti, wreszcie tracac cierpliwosc.
– Czasem naruszajaca estetyke miasta budowla musi zostac wyburzona. – Rossi usmiechnal sie slabo, dajac do zrozumienia, ze to przeciez nie jego wina.
– Ale to jest moj dom! – wykrzyknal Brunetti. – Chce pan wyburzyc moje mieszkanie.
– Niech mi pan wierzy, do czegos takiego dochodzi naprawde bardzo rzadko – powiedzial Rossi, starajac sie, zeby jego glos brzmial uspokajajaco. Poniewaz Brunetti milczal, mlody czlowiek odwrocil sie i ruszyl do wyjscia. Kiedy byl juz blisko, w zamku zazgrzytal klucz i drzwi sie otworzyly. Na progu stala Paola, dzwigajac dwie wielkie plastikowe torby z zakupami i sciskajac pod pacha wysuwajace sie gazety. Zauwazyla Rossiego dopiero, gdy ten rzucil sie ku niej, aby je zlapac, zanim upadna. Zaskoczona cofnela sie i upuscila torby, uderzajac lokciem o framuge. Otworzyla usta, nie wiadomo, ze strachu czy z bolu, i zaczela rozmasowywac bolace miejsce.
– Wszystko w porzadku, Paola – powiedzial Brunetti, podbiegajac do zony. – Ten pan jest ze mna.
Minal Rossiego i objal Paole ramieniem.
– Zaskoczylas nas – rzekl, probujac ja uspokoic.
– Wy rowniez mnie zaskoczyliscie – usmiechnela sie Paola.
Slyszac halas za plecami, Brunetti obejrzal sie i zobaczyl, ze Rossi odstawil teczke pod sciane i zbiera do plastikowej torby rozsypane pomarancze.
– Signor Rossi, chcialbym panu przedstawic moja zone – rzekl Brunetti zupelnie zbytecznie. Mlody czlowiek wlozyl do torby ostatnia pomarancze i ustawil wszystko na stole przy drzwiach. Paola przestala masowac lokiec i przywitala sie. Rossi przeprosil, ze ja przestraszyl.
– Nic sie nie stalo – zapewnila go Paola.
– Signor Rossi jest z Ufficio Catasto – powiedzial Brunetti.
– Ufficio Catasto? – zdziwila sie Paola.
– Tak,