podsuwajac mu kartki pod nos. – Z zaswiadczenia tego wynika, ze Giovanni Dolfin jest… – przerwal, posylajac Brunettiemu kolejny wdzieczny usmiech. Przypominal rekina, ktory zabiera sie do dziela. Zaczal powoli odczytywac tekst, ktory widzial do gory nogami: – „…jest osoba o specyficznych potrzebach, ktora nalezy traktowac ulgowo i ktorej nie wolno dyskryminowac, jesli nie jest w stanie wykonac pewnych prac przekraczajacych jej mozliwosci”.

Nastepnie przesunal palec na ostatni paragraf, ktory rowniez odczytal na glos:

– „Orzeka sie, ze wymieniony powyzej Giovanni Dolfin nie jest w pelni wladz umyslowych i w zwiazku z tym nie moze podlegac obowiazujacym sankcjom prawnym”.

Dopiero teraz Contarini wypuscil zaswiadczenie z rak.

– To jest oczywiscie kopia – oznajmil. – Do panskiego uzytku. Rozumiem, ze wie pan, co oznacza taki dokument, commissario?

Cala rodzina Brunettiego pasjonowala sie gra w monopol i oto dzieki tej jednej karcie, karcie o nazwie „Zwolnienie z wiezienia”, gra stala sie rzeczywistoscia albo rzeczywistosc – gra.

Contarini zamknal teczke i wstal.

– Chcialbym zobaczyc sie z moim klientem, jesli to mozliwe – powiedzial.

– Oczywiscie. – Brunetti siegnal po sluchawke.

W gabinecie zapadla cisza az do chwili, kiedy do drzwi zapukal Pucetti.

– Sierzancie – rzekl Brunetti ujety tym, ze mlodemu czlowiekowi brakuje najwyrazniej tchu, bo na jego wezwanie wbiegal szybko po schodach – prosze sprowadzic avvocato Contariniego na dol, do pokoju numer siedem, gdzie znajduje sie jego klient.

Pucetti zasalutowal energicznie. Contarini wstal i spojrzal pytajaco na signorine Dolfin, ktora pokrecila glowa przeczaco, nie zmieniajac pozycji. Adwokat wypowiedzial pare banalnych grzecznosci i wyszedl, ciagle sie usmiechajac.

Kiedy znikl za drzwiami, Brunetti opadl z powrotem na krzeslo i patrzyl w milczeniu na kobiete siedzaca po drugiej stronie biurka.

Dopiero po kilku minutach denerwujaca cisze przerwala signorina Dolfin.

– Wie pan, ze nie moze mu pan nic zrobic. On jest pod ochrona panstwa – powiedziala zupelnie normalnym glosem.

Brunetti postanowil milczec, zeby ja przetrzymac i zobaczyc, do czego to ja sprowokuje. Nie odpowiedzial wiec i tkwil nieruchomo; nie przesuwal zadnych przedmiotow na biurku ani nie splatal rak, po prostu siedzial, patrzac na nia obojetnie.

Minelo kilka nastepnych minut.

– Co pan zamierza? – odezwala sie.

– Nic, przeciez nic nie moge zrobic. Sama mi to pani przed chwila powiedziala, signorina.

Siedzieli tak niczym dwa nagrobne posagi, az wreszcie ona rzekla:

– Nie o to mi chodzi. – Uciekla wzrokiem w bok, spojrzala w okno i wreszcie popatrzyla na Brunettiego. – Nie chodzi mi o mojego brata. Chodzi mi o niego.

Po raz pierwszy dostrzegl na jej twarzy jakas emocje. Nie chcial dluzej prowadzic z nia gry, wiec nawet nie udawal, ze nie zrozumial.

– Ma pani na mysli dal Carla? – spytal.

Przytaknela.

Brunetti sie zamyslil. Zastanawial sie, jak potoczylyby sie losy jego mieszkania, gdyby Ufficio Catasto zostalo nagle zmuszone do dzialania w sposob uczciwy.

– Zamierzam rzucic go wilkom na pozarcie – powiedzial zadowolony, ze sie na to zdobyl.

Oczy signoriny Dolfin rozszerzyly sie ze zdumienia.

– Co pan ma na mysli?

– Zamierzam go wydac Guardia di Finanza. Beda z pewnoscia zachwyceni, kiedy dostana jego wyciagi z banku, liste posiadanych przez niego mieszkan, konta, na ktore… – tu podkreslil ze szczegolna satysfakcja – na ktore wplacila pieniadze jego zona. Wystarczy, zeby puscili w ruch swoja machine, zapewniajac nietykalnosc tym, ktorzy dali mu lapowki, a wywola to lawine, ktora go pogrzebie.

– Straci prace – powiedziala.

– Straci wszystko – poprawil ja Brunetti i usmiechnal sie melancholijnie.

Zdumiona ta zaciekloscia, patrzyla na niego tepo.

– Czy zyczy sobie pani czegos wiecej? – spytal, doprowadzony do wscieklosci tym, ze niezaleznie od konsekwencji, jakie poniesie dal Carlo, nigdy nie bedzie mogl nic zrobic ani jej, ani jej bratu. Volpatowie pozostana na Campo San Luca jak dwa zwycieskie sepy, a szanse znalezienia zabojcy Marca zaprzepasci przez artykul, majacy odsunac niebezpieczenstwo od syna Patty.

Choc wiedzial, ze ta ostatnia sprawa nie ma z nia nic wspolnego, mimo to pragnal, by zostala w jakis sposob ukarana.

– Wszystko znajdzie sie w gazetach – powiedzial. – Smierc Rossiego, ugryziony przez ofiare zabojca, ktory wymiga sie od kary, bo zostal uznany przez sad za niepoczytalnego. Na pewno tez wspomna o zamieszanej w sprawe sekretarce dal Carla. Nazwa ja una zitella – powiedzial, sam sie dziwiac, ze z taka pogarda wymowil slowa „stara panna”. – Una zitella nobile. Zakochana platonicznie w swoim szefie, mlodszym, zonatym mezczyznie – dobitnie wypunktowal wstydliwe przymiotniki – a w dodatku ma nienormalnego brata, ktorego podejrzewa sie o zabojstwo Rossiego.

Przerwal i przygladal sie, jak signorina Dolfin az kurczy sie z przerazenia.

– I napisza, ze dal Carlo zamieszany byl po szyje w te wszystkie zbrodnie. To bedzie go przesladowalo do konca zycia. A wszystko przez pania. – Wycelowal w nia palcem. – To bedzie pani ostatni prezent dla ingeniere dal Carla.

– Pan nie moze tego zrobic! – wykrzyknela, tracac kontrole nad glosem.

– Ja? Ja nie zamierzam nic robic, signorina – powiedzial zbulwersowany, ze az taka przyjemnosc sprawilo mu mowienie tych okropnosci. – Gazety mnie wyrecza. Nawet jesli nie opisza wszystkiego dokladnie, a jedynie beda spekulowac, moze pani byc pewna, ze ludzie sami sobie dopowiedza reszte i w to uwierza. A najbardziej im sie spodoba historia o starszawej zitella nobile, podkochujacej sie w duzo mlodszym mezczyznie. – Przechylil sie przez biurko i wykrzyczal: – I beda sie domagac szczegolow!

Signorina Dolfin potrzasnela glowa, usta miala otwarte. Gdyby ja spoliczkowal, z pewnoscia lepiej by to zniosla.

– Ale pan nie moze. Ja jestem Dolfin!

Brunetti byl tak zaszokowany, ze mogl sie jedynie rozesmiac. Odchylil glowe na oparcie krzesla i wybuchnal szalenczym smiechem.

– Wiem, wiem – wykrztusil, nie mogac opanowac wesolosci. – Pani jest Dolfin, a Delfinowie nie robia nic dla pieniedzy.

Kobieta podniosla sie z krzesla. Wyraz jej twarzy, zaczerwienionej i zbolalej, natychmiast go otrzezwil. Zaciskajac kurczowo palce na torebce, wyjakala:

– Zrobilam to z milosci.

– To niech pania Bog wspomoze – rzekl, siegajac po sluchawke.

Donna Leon

***
Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату