Gdy rozgladajac sie dookola, zobaczyl osiedle mieszkaniowe Snack, przyszedl mu do glowy pewien pomysl. Jesli David Mattson byl pewien tego, ze dojdzie do wymiany, mogl zostawic dziecko kawalek dalej, wskazac miejsce Johanowi i potem uciec samochodem, ktory zaparkowal obok budynku z toaletami.

– Chodz – zawolal Wittberga.

Kolega wkrotce go dogonil.

– Dokad idziemy?

– Mam pewne przeczucie – powiedzial Kihlgard. – Czy to nie sa mieszkania spoldzielcze?

– Tak – odpowiedzial Wittberg zdyszany.

– Czy zima mieszkaja w nich ludzie?

– Mysle, ze tak, placa za tygodnie, w ktorych chca tu przebywac, ale prawdopodobnie sa i tacy, ktorzy chca tu mieszkac caly rok na okraglo.

Wspieli sie po zboczu pagorka i znalezli przy niewielkim osiedlu mieszkaniowym o przepieknym polozeniu, z widokiem na morze.

– Myslisz, ze ja tutaj ukryl? – spytal Wittberg.

– Dlaczego nie? Potrafil dostac sie do Waldemarsudde, powinien tez umiec sie wlamac tutaj.

Nie znalezli w okolicy nic podejrzanego. Wkrotce przylaczyli sie do nich inni policjanci, ktorzy przejeli poszukiwania.

Wittberg zwrocil sie do Kihlgarda.

– Chodz, sprawdzimy tam.

– Gdzie?

– Na samym szczycie wzgorza znajduja sie domki letniskowe. Mogl sie wlamac do jednego z nich.

– Jak daleko to jest? Moze powinnismy wziac samochod?

– Zajmie nam wiecej czasu wrocenie na dol po samochod niz dojscie piechota do tych domkow. Chodz, idziemy.

Wittberg zaczal biec truchtem pod gore.

– Zwolnij – wydyszal Kihlgard.

Trudno mu bylo dotrzymac kroku mlodszemu koledze.

Gdy znalezli sie na szczycie wzgorza, zobaczyli niewielka sciezke, ktora prowadzila do malego lasku. Domki letniskowe staly rozrzucone miedzy drzewami. Byly to bardzo proste budynki na niewielkich dzialkach. Okolica byla odludna. Kazdy z nich poszedl w inna strone i zaczeli szukac jakichs sladow, ktore wskazywalyby na niedawna obecnosc czlowieka. Nie minelo wiele czasu, gdy dalo sie slyszec wolanie Wittberga.

– Martin, chodz tutaj! Mysle, ze cos znalazlem!

Na uboczu, blisko drogi dojazdowej, stal zolty domek letniskowy. Na sniegu byly widoczne swieze slady opon. Pospieszyli w kierunku domku. Nagle Kihlgard zawolal.

– Zobacz, drzwi sa wywazone!

– Tak, do licha – wydyszal Wittberg rozgoraczkowany. – Ale co to jest?

Podczas przerazajacych kilku sekund mysleli, ze widoczna na sniegu czerwona plama to krew, jednak gdy sie zblizyli, zobaczyli mala dziecieca skarpetke.

Byli na wlasciwym tropie. Wittberg pierwszy dotarl do domku, otworzyl drzwi. Korytarz byl ciemny i waski, ze srodka nie dochodzil zaden dzwiek. Gdy Wittberg pozniej opowiadal kolegom o tych chwilach, opisywal towarzyszace mu uczucie jak w zlym snie. Pamietal, ze prawie nie mieli odwagi oddychac ze strachu, co mogliby znalezc w domku. Jak wzrok ich przesuwal sie po dywanikach z galganow, skromnym umeblowaniu, amatorskich obrazach, zegarze sciennym, ktory zatrzymal sie za pietnascie piata i stojacych w oknie doniczkach z plastikowymi kwiatami. Pamietal panujace w srodku przenikliwe zimno, lekki zapach plesni i trutki na szczury. Wittberg pierwszy wszedl do malutkiej sypialni z dwoma prostymi lozkami.

W rogu, na jednym z lozek, przycisnieta do sciany stala granatowa gondola wozka dzieciecego.

Wittberg odwrocil sie pomalu i spojrzal na swojego starszego kolege. Kihlgard napotkal jego wzrok i skinal potakujaco glowa.

Thomas Wittberg nigdy nie czul sie taki slaby i malo znaczacy jak w tej chwili. Na moment przymknal oczy, nie mogl sobie przypomniec, zeby kiedykolwiek wczesniej doswiadczyl takiej ciszy.

Nigdy nie zapomni tego, jak pochylal sie nad gondola. Czul, jakby widok, ktory tam zastanie, w decydujacy sposob mial zmienic jego zycie.

Byla tam. Lezala pod kocem, z czerwona welniana czapeczka na glowie. Oczy miala zamkniete, na twarzyczce odmalowywal sie spokoj. Malutkie raczki spoczywaly na kocu. Wittberg pochylil sie jeszcze bardziej i uslyszal to, co w tym momencie bylo najpiekniejszym dzwiekiem, jaki mogl sobie wyobrazic.

Spokojny oddech Elin.

Epilog

Wiosenne slonce wreszcie zaczelo roztapiac lodowaty uscisk, w ktorym zima od dluzszego czasu trzymala wyspe i z sopli wiszacych pod dachami zaczela kapac woda. Podczas porannego spaceru na komende policji Knutas czul nawet, jak promienie slonca ogrzewaly mu plecy. Ptaki swiergotaly i dawaly nadzieje na nowe zycie.

Tego bylo im teraz potrzeba.

Jak zwykle byl pierwszy w wydziale kryminalnym, usiadl przy biurku z filizanka kawy. Przed nim lezala gruba teczka akt sledztwa. Na samej gorze znajdowal sie plik skserowanych stron dziennika, ktory prowadzil mlody morderca i w ktorych opisywal przygotowania do morderstw.

David Mattson mieszkal z dziewczyna i kociakiem na polnocnych przedmiesciach Sztokholmu. Studiowal ekonomie na uniwersytecie, ale nauka nie szla mu zbyt dobrze. Przez ostatnie pol roku na zajeciach i wykladach wiecej go nie bylo, niz byl. Jego dziewczyna doznala glebokiego szoku, gdy sie dowiedziala, ze to jej chlopak zamordowal obu wlascicieli galerii. Wedlug niej byl on najlagodniejsza i najmilsza osoba, jaka mozna sobie bylo wyobrazic.

Wszystko zaczelo sie od tego, ze ubieglej jesieni David przez przypadek uslyszal rozmowe swoich dziadkow, z ktorej dowiedzial sie, ze Erik byl adoptowany. Dla Davida bylo to calkowitym zaskoczeniem. Ci, ktorych przez cale zycie uwazal za swoich dziadka i babcie, nie byli nimi. Nie do konca. Jego prawdziwi dziadkowie zyli gdzie indziej, ale nigdy nie dali o sobie znac. Gdy to odkryl, nietrudno bylo mu sie dowiedziec reszty.

David byl bardzo zawiedziony tym, ze Hugo Malmberg oddal do adopcji Erika tego samego dnia, w ktorym sie urodzil. To, ze Malmberg byl zamozny i mogl szastac pieniedzmi na prawo i lewo, podczas gdy Erik kazdego miesiaca z trudem oplacal rachunki, dodatkowo zwiekszylo jego niechec do biologicznego dziadka.

Zaczal sledzic Malmberga, obserwowal go w jego galerii, w miescie, na silowni. Szybko zorientowal sie, ze dziadek byl homoseksualista.

W dzienniku opisane jest niewiarygodne zdarzenie, ktore bylo punktem zwrotnym calej historii. Pewnego listopadowego popoludnia, gdy David sledzil swojego biologicznego dziadka, poszedl za nim do podziemnego klubu dla gejow. Zobaczyl tam, jak Hugo Malmberg razem z Egonem Wallinem wykorzystywal seksualnie swojego wlasnego syna, nie zdajac sobie sprawy z pokrewienstwa.

David byl jedynym, ktory wiedzial, jak sie rzeczy maja. Zrozumienie tego, co widzial, zajelo mu kilka sekund. Te sekundy zrobily z niego morderce.

Вы читаете Umierajacy Dandys
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×