skladac w pewna hipotetyczna calosc.
Nagle odepchnela krzeslo od biurka, wstala i skierowala sie do kostnicy, aby zamienic znowu kilka zdan z Marvinem. Nie zastala go w biurze, wiec poszla w strone chlodni. Przygotowywal wozki do wywiezienia cial. W chwili kiedy otworzyla drzwi do chlodni, w pamieci blysnelo jej okropne wspomnienie sprawy Cerina. Poczula sie nieswojo i zdecydowala, ze nie bedzie rozmawiac w srodku. Zamiast tego poprosila Marvina, zeby spotkali sie u niego w biurze, gdy skonczy swoja prace.
Piec minut pozniej zjawil sie Marvin. Rzucil papiery na biurko i podszedl do zainstalowanej w kacie umywalki, zeby umyc rece.
– Wszystko w porzadku? – zapytala Laurie, chcac jakos nawiazac konwersacje.
– Tak sadze – odparl Marvin. Wrocil do biurka i usiadl. Zaczal ukladac dokumenty wedlug kolejnosci odbioru zwlok.
– Po naszej wczesniejszej rozmowie odkrylam cos zaskakujacego – przeszla do powodu swojej kolejnej wizyty.
– Na przyklad? – Zakonczyl porzadkowanie papierow i oparl sie wygodnie.
– Wywolalam w komputerze numer sprawy Franka Gleasona i dowiedzialam sie, ze przyjeto go ponad dwa tygodnie temu. Przy numerze nie bylo nazwiska. Cialo nie zostalo zidentyfikowane!
– Pieprzysz! – zawolal Marvin i w tej samej chwili zdal sobie sprawe z tego, co powiedzial. – To znaczy, chce powiedziec, ze jestem zaskoczony.
– To tak jak i ja. Probowalam zadzwonic do doktora Bessermana, ktory robil autopsje. Chcialam sie dowiedziec, czy cialo pozniej zostalo zidentyfikowane jako Frank Gleason, ale nie bylo go akurat w biurze. Jak sadzisz, czy nie jest zaskakujace, ze Mike Passano nie wiedzial, iz cialo ciagle figuruje w komputerze jako nie zidentyfikowane?
– Nie dziwi mnie to. Nie jestem pewny, czy sam bym wiedzial. Zeby sie dowiedziec, czy cialo zostalo wywiezione, wystarczy wybrac tylko numer. Zupelnie nie przejmowac sie nazwiskiem.
– O tym juz rozmawialismy. Ale jest jeszcze cos, o czym mowiles, a co mnie zastanawia. Powiedziales, ze czasami nie wydajesz ciala osobiscie, ale ktos z domu pogrzebowego odbiera je sam.
– Czasami – przytaknal Marvin. – Ale tak sie dzieje tylko wtedy, kiedy przyjezdza dwoch ludzi i dobrze znaja sie na procedurze. Jeden idzie odebrac z chlodni przygotowane cialo, a drugi zalatwia dokumenty. To przyspiesza robote.
– Jak dobrze znasz Mike'a Passana?
– Tak jak pozostalych technikow.
– My sie znamy od szesciu lat – powiedziala Laurie. – Mozna chyba uznac nas za dobrych kolegow.
– Tak, chyba tak – odparl ostroznie Marvin.
– Chcialabym, zebys zrobil dla mnie cos jak dobry kolega. Ale tylko jesli nie wprawi cie to w zle samopoczucie.
– A co konkretnie?
– Zadzwon do Mike'a Passana i powiedz mu, ze odkrylam, iz jedno z cial, ktore wydal w noc znikniecia zwlok Franconiego, nalezalo do nie zidentyfikowanego czlowieka.
– To dziwny facet – zauwazyl Marvin. – Po co dzwonic, skoro mozna poczekac, az przyjdzie na swoja zmiane?
– Mozesz przedstawic sprawe tak, jakbys o niej tylko slyszal, co wlasciwie jest prawda. Powiesz mu, ze uznales, iz powinien o tym wiedziec, skoro pelnil wtedy sluzbe.
– No, nie wiem – zastanawial sie Marvin.
– Chodzi o to, ze gdy uslyszy to od ciebie, nie poczuje sie zaatakowany. Jesli ja zadzwonie, uzna, ze go oskarzam, a chcialabym uslyszec jego reakcje nie zabarwiona uczuciem zagrozenia. Ale co jeszcze wazniejsze, to chcialabym dowiedziec sie, czy ze Spoletto przyjechalo dwoch ludzi, a jesli tak, to czy pamieta, kto poszedl zabrac cialo z chlodni.
– Bo ja wiem, to jakby go podpuszczac.
– Ja tego tak nie widze. Jezeli juz, to bedzie to dla niego szansa oczyszczenia sie z podejrzen. Widzisz, moim zdaniem to ludzie od Spoletta zabrali cialo Franconiego.
– Nie bardzo mam ochote do niego dzwonic. Zorientuje sie, ze cos tu jest nie tak. Dlaczego sama nie zadzwonisz?
– Juz ci mowilam. Poczuje sie oskarzony i przyjmie agresywna postawe. Juz ostatnio, kiedy zadawalam zwykle pytania, stal sie nieprzyjemny. Ale oczywiscie, jesli nie masz na to ochoty, nie chce cie zmuszac. Zamiast tego chcialabym, zebys poszedl ze mna na male polowanie.
– Co znowu? – Cierpliwosc Marvina byla na wyczerpaniu.
– Czy mozesz podac liste wszystkich zajetych w tej chwili lodowek? – spytala Laurie.
– Oczywiscie, to proste.
– Prosze – powiedziala, wskazujac na komputer Marvina. – Jesli juz przy tym jestes, zrob dwie kopie, dobrze?
Marvin wzruszyl ramionami i usiadl. Dosc szybko poradzil sobie z wydaniem polecenia i po chwili wreczyl Laurie dwie kartki zadrukowane danymi.
– Znakomicie – powiedziala, spogladajac na nie. – Chodzmy! – Wychodzac z biura, podniosla reke i odwrocona tylem do Marvina skinela. Marvin poszedl za nia.
Poszli w dol zaplamionym, cementowym korytarzem. Po drugiej stronie przejscia byly sciany z lodowkami, w ktorych przechowywano zmarlych. Laurie wreczyla jedna z list Marvinowi.
– Chce sprawdzic kazdy przedzial, ktory powinien byc teraz pusty. Ty zaczniesz z tej strony, ja z tamtej.
Marvin wywrocil oczami, ale wzial liste. Zaczal otwierac lodowki, zagladal do srodka i z trzaskiem zamykal drzwiczki. Laurie przeszla na druga strone i zaczela robic to samo.
– Uch! – steknal Marvin po pieciu minutach.
Laurie przerwala sprawdzanie.
– Co sie stalo?
– Lepiej zebys tu sama przyszla.
Laurie obeszla gruby mur mieszczacy przedzialy dla zmarlych. Marvin stal przy koncu muru i spogladajac na liste, drapal sie w glowe.
– Ta lodowka powinna byc pusta – powiedzial.
Laurie zerknela mu przez ramie i serce mocniej jej zabilo. W srodku lezalo cialo nagiego mezczyzny bez karteczki przy duzym palcu. Lodowka miala numer dziewiecdziesiat cztery. Nie znajdowala sie bardzo daleko od sto jedenastej, w ktorej pierwotnie umieszczono Franconiego.
Marvin wysunal platforme. Cisze kostnicy przerwal zgrzyt kolek w szynach. Zobaczyli cialo mezczyzny w srednim wieku z powaznymi urazami nog i tulowia.
– No tak, to wiele wyjasnia – stwierdzila Laurie. W jej glosie mozna bylo uslyszec nuty triumfu, zlosci i strachu. – To cialo tego nie zidentyfikowanego mezczyzny. Zostal potracony w wypadku na Franklin Delano Roosevelt Drive.
Jack wyszedl z windy i uslyszal dzwonek telefonu. Kiedy szedl korytarzem, coraz bardziej nabieral przekonania, ze to musi byc telefon w jego pokoju, tym bardziej ze tylko te drzwi byly otwarte.
Przyspieszyl i omal nie wywrocil sie, slizgajac na linoleum, ktorym wylozono podloge. Zlapal za sluchawke w ostatniej chwili. Dzwonil Lou.
– Gdziez sie, u licha, podziewales? – zaczal od narzekan.
– Mialem sprawe w szpitalu akademickim. – Po rozmowie z Lou w sekretariacie pojawil sie doktor Malovar i postanowil pokazac Jackowi kilka preparatow. Skoro prosil profesora o konsultacje, czul, ze nie wypada mu teraz odmowic.
– Dzwonilem co pietnascie minut – oznajmil Lou.
– Przepraszam.
– Mam troche zaskakujacych informacji, ktore bardzo chcialem ci przekazac. To niezwykle zagmatwana sprawa.
– No to nie powiedziales nic, czego bym juz wczesniej nie wiedzial – skomentowal Jack. – Czego sie dowiedziales?