smieci. Idac ostroznie metr od sciany budynku, dokladnie obejrzal droge przeciwpozarowa. Na trzecim pietrze az dwa okna laczyly sie ze schodami awaryjnymi. W oknach bylo ciemno. Doktora nie bylo wiec w mieszkaniu.
Angelo wycofal sie i wrocil do samochodu.
– No i? – spytal krotko Franco.
– Mieszka tam. Nie uwierzysz, ale dom wewnatrz wyglada jeszcze gorzej. Nie jest zamkniety. Na pierwszym pietrze slyszalem jakas domowa bojke, a w innym mieszkaniu ktos wlaczyl telewizor na cala pare. Miejsce nie jest ladne, ale do naszej roboty idealne. To bedzie proste.
– Oto, co chcialem uslyszec. Nadal uwazasz, ze powinnismy zaczac od kobiety?
Angelo usmiechnal sie tak, jak tylko potrafil.
– Dlaczego sobie odmawiac?
Franco wrzucil bieg. Ruszyli na poludnie Columbus Avenue, przecieli miasto do Drugiej Avenue i dosc szybko dotarli do Dziewietnastej Ulicy. Angelo nie musial sprawdzac adresu. Bez trudnosci wskazal dom Laurie. Franco poszukal odpowiedniego miejsca z zakazem parkowania i tam sie zatrzymal.
– Jak sadzisz, powinnismy wejsc od tylu? – zapytal Franco, obserwujac uwaznie budynek.
– Z kilku powodow. Mieszka na czwartym pietrze, ale okna wychodza na tyl. Zeby stwierdzic, czy w ogole jest u siebie, i tak musimy pojsc na tyly. Ma takze wscibska sasiadke naprzeciwko. Widac u niej zapalone swiatlo. Ta kobieta dwukrotnie widziala mnie, kiedy stalem przed drzwiami mieszkania Montgomery. Poza tym z tego mieszkania jest wyjscie na schody przeciwpozarowe, a te prowadza dokladnie na podworze z tylu budynku. Wiem, bo tamtedy ja wynosilismy.
– Przekonales mnie. Bierzmy sie do roboty – powiedzial Franco.
Wysiedli z samochodu. Angelo otworzyl tylne drzwi i wyjal torbe z narzedziami do otwierania drzwi oraz lom, jakiego czesto uzywaja strazacy do wywazania drzwi.
Obaj skierowali sie do przejscia prowadzacego na tyly budynku.
– Slyszalem, ze zwiala tobie i Tony'emu Ruggeriowi – odezwal sie Franco. – Przynajmniej na chwile. Musi byc z niej niezly numer.
– Nie przypominaj mi. No, ale praca z Tonym byla jak noszenie wody sitem.
Okazalo sie, ze na tylach domu znajduja sie zaniedbane ogrodki. Odeszli na tyle, aby moc zobaczyc okna na czwartym pietrze. Bylo w nich ciemno.
– Wyglada na to, ze zdazymy przygotowac mile powitanie – powiedzial Franco.
Angelo nie odpowiedzial. Zamiast rozmawiac, podszedl z narzedziami do metalowych drzwi, ktore prowadzily na tylne schody. Nalozyl skorkowe rekawiczki, a Franco przygotowal latarke.
Na poczatku na samo wspomnienie dlugo oczekiwanego spotkania z Laurie Montgomery rece Angela drzaly. Gdy zamek w drzwiach nie chcial ustapic, Angelo wzial sie w garsc i skupil cala uwage na pracy. Zamek puscil i drzwi stanely otworem.
Nie klopotal sie wnoszeniem narzedzi na czwarte pietro. Wiedzial, ze Laurie ma kilka zasuw. Uzyl lomu. Po dwudziestu sekundach wysilku, ktoremu towarzyszyl szczek wylamywanych blokad, znalezli sie w srodku.
Przez kilka chwil stali nieruchomo w malym korytarzyku przerobionym na pomieszczenie gospodarcze i nasluchiwali. Chcieli miec zupelna pewnosc, ze odglosy wlamania nie zwrocily niczyjej uwagi.
– Jezu Chryste! – szepnal z przerazeniem Franco. – Cos dotknelo mnie w noge.
– Co jest? – spytal Angelo. Nie spodziewal sie takiego wybuchu i serce nagle mocniej mu zabilo.
– Och, to tylko cholerny kot! – odparl Franco z ulga. W tej samej chwili obaj mezczyzni uslyszeli mruczenie zwierzaka.
– Mamy szczescie – powiedzial Angelo. – To bedzie mile spotkanie. Zabierz go ze soba.
Powoli wyszli z pomieszczenia i w ciemnosciach, teraz nieco rozproszonych swiatlem wpadajacym przez okna, przeszli z kuchni do pokoju dziennego.
– Jak na razie dobrze – stwierdzil Angelo.
– Teraz musimy poczekac. Moze pojde do lodowki i sprawdze, czy nie ma piwa albo wina. Masz ochote?
– Piwo byloby niezle – odparl Angelo.
W komendzie Laurie i Jack musieli przypiac identyfikatory, przejsc przez bramke z wykrywaczem metalu i dopiero potem pozwolono im pojechac na pietro, gdzie urzedowal Lou. Czekal juz na nich przed winda i serdecznie powital.
Przede wszystkim stanal przed Laurie, wzial ja za ramiona, spojrzal gleboko w oczy i zapytal, co sie stalo.
– Wszystko z nia w porzadku – odparl Jack i klepnal Lou w plecy. – Jest juz racjonalna i zrownowazona, jak zawsze.
– Naprawde? – spytal Lou, ciagle bacznie przygladajac sie Laurie.
Pod badawczym wzrokiem przyjaciela nie mogla sie powstrzymac od usmiechu.
– Jack ma racje. Czuje sie dobrze. Prawde mowiac, jestem zawstydzona, ze ciagnelam go az tutaj.
Lou odetchnal z ulga.
– Ciesze sie, ze was widze. Zapraszam do mojego palacu. – Poszedl przodem, wskazujac droge. – Moge wam zaproponowac kawe, ale z calego serca odradzam – powiedzial Lou. – O tej porze robia tak mocna, ze mozna nia przeczyscic odplyw umywalki.
– Dziekujemy – odparla Laurie i usiadla.
Jack zrobil to samo. Z nieprzyjemnym dreszczem rozejrzal sie po spartansko urzadzonym pokoju. Ostatnim razem byl tu rok temu, kiedy ledwo zdolal ujsc z zyciem przed zamachowcami.
– Mysle, ze wiem, w jaki sposob wykradziono cialo Franconiego – zaczela Laurie. – Dogadywales mi, ze podejrzewam Dom Pogrzebowy Spoletto, sadze jednak, ze bedziesz musial zweryfikowac swoje zdanie. Wlasciwie moge powiedziec, ze wtedy powaznie sie pomyliles.
Nastepnie Laurie wyjasnila, co wedlug niej sie wydarzylo. Stwierdzila tez, iz jej zdaniem ktorys z pracownikow kostnicy podal ludziom od Spoletta numer stosunkowo niedawnej sprawy nie zidentyfikowanego mezczyzny, ktory w dodatku lezal niedaleko zwlok Franconiego.
– Czesto, kiedy po cialo przyjezdza dwoch ludzi, jeden idzie do chlodni po zwloki, a drugi zajmuje sie dokumentacja. W takim wypadku technik z kostnicy przygotowuje cialo przykryte przescieradlem na wozku przy wyjezdzie z chlodni. Mysle, ze wygladalo to tak: Kierowca od Spoletta wzial cialo, ktorego numer otrzymal wczesniej, zdjal z niego kartke z oznaczeniem, umiescil zwloki w jednej z wolnych lodowek, zamienil kartke Franconiego na te pierwsza i po cichu opuscil kostnice ze zwlokami Franconiego oznaczonymi juz innym numerem. A pracownik kostnicy sprawdzil wlasnie ten numer.
– To niezly scenariusz – stwierdzil Lou. – Moge zapytac, czy masz na to jakis dowod, czy tez sa to tylko twoje domysly?
– Znalazlam cialo, ktorego numer znalazl sie w dokumentach jako numer ciala zabranego przez ludzi Spoletta. Znajdowalo sie w lodowce figurujacej w komputerze kostnicy jako pusta. Nazwisko Gleason zostalo wymyslone.
– Ach! – Zainteresowanie Lou wyraznie wzroslo. Pochylil sie do przodu i oparl lokciami na biurku. – Zaczyna mi sie to coraz bardziej podobac, szczegolnie te wzajemne oznaki milosci miedzy Spolettem a rodzina Lucia. To moze okazac sie wazne. Przypomina mi to uchybienia podatkowe Ala Capone. Chodzi mi o to, ze byloby swietnie, gdybysmy mogli ktoregos z ludzi Lucia przymknac za wykradzenie zwlok!
– To oczywiscie wzmacnia widmo powiazan zorganizowanej przestepczosci z nielegalna transplantacja watroby – zauwazyl Jack. – To moze okazac sie zwiazkiem przerazajacym.
– I niebezpiecznym – dodal Lou. – Dlatego musze nalegac, abyscie ze swej strony zaprzestali amatorskiego dochodzenia. Zrobimy to sami. Czy mam na to wasze slowo?
– Ciesze sie, ze wezmiesz sie za to – powiedziala Laurie. – Ale pozostaje jeszcze nie rozwiazana kwestia wtyczki w naszym zakladzie.
– Najlepiej bedzie, jak tym takze sie zajme. Skoro mamy do czynienia ze zorganizowana przestepczoscia, mozna oczekiwac jakiejs formy wymuszenia czy przemocy. Ale skontaktuje sie niezwlocznie z Binghamem. Nie musze was chyba ostrzegac, ze to niebezpieczni ludzie.
– Az za dobrze pamietam te lekcje – powiedziala Laurie.
– Jestem zbyt zaintrygowany wyjasnieniem tajemnicy, aby przeszkadzac – dodal Jack. – Ale czego dowiedziales sie dla mnie?
– Wielu rzeczy. – Lou siegnal po lezaca na brzegu biurka spora ksiazke i z tajemniczym chrzaknieciem wreczyl