pokazywales, wynika, ze nie bylo sladu zapalenia w okolicach watroby, zadnych srodkomorkowych reakcji humoralnych.
– Prawda – przyznal Jack. – Nie dostawal nawet srodkow immunosupresyjnych.
– No co wy. Nie kazcie sie prosic. Co to jest przeszczep ksenogeniczny? – niecierpliwil sie Lou.
– To przeszczep, w ktorym przeszczepiany organ pochodzi od zwierzecia albo innego gatunku – wyjasnila Laurie.
– Jak w tej nieudanej operacji z sercem pawiana dziesiec, dwanascie lat temu? – spytal Lou.
– No wlasnie.
– Nowe srodki immunosupresyjne przywolaly na powrot problem przeszczepow ksenogenicznych – stwierdzil Jack. – I to ze znacznie lepszymi rezultatami niz w tamtej probie sprzed lat.
– W szczegolnosci dotyczy do zastawek ze swinskiego serca – dodala Laurie.
– Rzecz jasna wywoluje to wiele etycznych kontrowersji, no i pobudza do dzialania osoby walczace o prawa zwierzat – powiedzial Jack.
– Tym bardziej teraz, gdy probuje sie wszczepiac zwierzetom ludzkie geny, aby oslabic niektore z reakcji odrzucania – przypomniala Laurie.
– Czy Franconi mogl otrzymac watrobe jakiejs malpy, gdy przebywal w Afryce? – spytal Lou.
– Trudno mi w to uwierzyc – stwierdzil Jack. – Uwaga Laurie byla jak najbardziej trafna. Nie zauwazylismy sladow zadnej reakcji. Nie slyszalem nawet o tak idealnym dopasowaniu wsrod ludzkich blizniat.
– Ale Franconi byl w Afryce – stwierdzil Lou.
– Prawda. A matka powiedziala, ze wrocil jak nowy czlowiek. – Jack wstal i rozlozyl rece. – Nie rozumiem tego wszystkiego. To jakas paskudna zagadka. I do tego jeszcze wmieszali sie w nia gangsterzy.
Laurie takze wstala.
– Wychodzicie? – zapytal Lou.
Jack skinal twierdzaco glowa.
– Jestem wyczerpany i gubie sie juz w tym. Niewiele spalem zeszlej nocy. Po tym, jak zidentyfikowalismy zwloki, przez kilka godzin wisialem na telefonie. Dzwonilem do wszystkich instytucji w Europie zajmujacych sie koordynacja wszelkich dzialan zwiazanych z przeszczepami, do ktorych mialem numer.
– To moze poszlibysmy do 'Little Italy' na szybki obiad? To tuz za rogiem – zaproponowal Lou.
– Beze mnie – odparl Jack. – Mam przed soba jeszcze jazde rowerem do domu. Po obiedzie nie dalbym rady.
– Ja tez dziekuje. Marze tylko, zeby dostac sie do domu i wziac prysznic. To byl dlugi i wyczerpujacy dzien. Konam ze zmeczenia.
Lou uznal wiec, ze jeszcze z pol godziny popracuje, i dwojka przyjaciol pozegnala sie i zjechala na parter. Oddali identyfikatory i opuscili komende policji. Tuz pod ratuszem zlapali taksowke.
– Lepiej sie czujesz? – zapytal Jack, kiedy ruszyli na polnoc aleja Bowery. Przed oczami mieli prawdziwy kalejdoskop swiatel.
– O wiele. Nie wyobrazasz sobie, jak mi ulzylo, ze zlozylismy cala sprawe w kompetentne rece Lou. Przepraszam, ze tak mnie ponioslo.
– Nie ma potrzeby przepraszac. To oburzajace, najlagodniej mowiac, ze mamy wsrod nas potencjalnego szpiega i do tego kryminalisci zaczynaja sie interesowac przeszczepami watroby.
– Jak ty to znosisz? Wlozyles szalenie duzo pracy w ten przypadek.
– Bo i przypadek jest szalony, ale takze intrygujacy. Najbardziej to powiazanie z takim gigantem w biotechnologii jak GenSys. Najbardziej przeraza mnie to, ze ich badania zostaly w calosci utajnione. Ten sposob dzialania przypomina czasy zimnej wojny. Nie wiadomo, czego oczekuja w zamian za swoje inwestycje. To wielka roznica w porownaniu z sytuacja sprzed ponad dziesieciu lat, kiedy Panstwowy Instytut Zdrowia prowadzil wiekszosc eksperymentow biomedycznych przy drzwiach otwartych. W tamtych dniach nadzor przez dokladne przygladanie sie badaniom byl norma, teraz tak nie jest.
– Szkoda, ze nie ma kogos takiego jak Lou, komu moglbys przekazac sprawe – zauwazyla ze smiechem Laurie.
– To nie byloby takie fajne.
– Jaki bedzie twoj nastepny krok? – spytala Laurie.
Jack westchnal.
– Skonczyly mi sie pomysly. W planie mam jeszcze tylko zbadanie preparatu watroby przez patologa weterynarii.
– A wiec juz myslales o przeszczepie ksenogenicznym? – spytala zaskoczona Laurie.
– Nie, nie myslalem – przyznal uczciwie. – Pomysl, zeby preparat zbadal weterynarz patolog, nie pochodzi ode mnie. To pomysl parazytologa ze szpitala. Podejrzewa, ze ziarniak powstal z powodu pasozyta, ale nie potrafil rozpoznac ktorego.
– Moze powinienes podzielic sie sugestia o przeszczepie ksenogenicznym z Tedem Lynchem – zaproponowala Laurie. – Jako ekspert od DNA moze ma w swoim worku ze sztuczkami cos, co pozwoli definitywnie powiedziec tak albo nie.
– Znakomity pomysl! – powiedzial Jack z zachwytem. – Jak mozesz wpadac na takie rozwiazania, znajdujac sie na skraju wyczerpania? Zadziwiasz mnie. Moj umysl zapadl juz w nocna spiaczke.
– Komplementy zawsze mile widziane. Szczegolnie w ciemnosciach, kiedy nie widac moich rumiencow.
– Zaczynam podejrzewac, ze jedynym sposobem rozwiazania sprawy Franconiego bedzie szybka podroz do Gwinei Rownikowej.
Laurie blyskawicznie odwrocila sie na siedzeniu, tak ze mogla spojrzec prosto w twarz Jacka. W polmroku nie widziala jego oczu.
– Nie mowisz powaznie. Zartujesz, prawda?
– No coz, chyba nie ma co dzwonic do GenSys ani jechac do Cambridge, wejsc do ich biura i zapytac: 'Czesc, kochani, to co wy tam robicie w tej Gwinei Rownikowej?'
– Ale przeciez rozmawiamy o Afryce. To szalenstwo. Trzeba przeleciec pol swiata. Poza tym, jezeli sadzisz, ze nie dowiesz sie niczego w Cambridge, to dlaczego wydaje ci sie, ze dowiesz sie w Afryce?
– Moze dlatego, ze nie spodziewaja sie mnie tam. Chyba nieczesto odwiedzaja ich goscie.
– To szalone – rzucila Laurie, unoszac gwaltownie rece i wywracajac oczyma.
– Hej, spasuj nieco – odparl Jack. – Nie powiedzialem, ze jade. Mowilem tylko, ze zaczynam o tym myslec.
– Dobra, to przestan o tym myslec. Mam dosc zmartwien na glowie.
Jack usmiechnal sie.
– Ty sie naprawde niepokoisz, jestem wzruszony.
– Och, pewnie! – odpowiedziala z przekasem. – Nie bardzo cie wzruszaly wszystkie moje prosby o rezygnacje z jazdy na rowerze po miescie.
Taksowka podjechala pod budynek, w ktorym mieszkala Laurie, i zatrzymala sie. Laurie siegnela po portmonetke, ale Jack polozyl dlon na jej rece i powiedzial:
– Ja stawiam.
– Dobrze, nastepnym razem moja kolej. – Wystawila noge za drzwi i zatrzymala sie. – Gdybys obiecal, ze pojedziesz taksowka do domu, moglibysmy zakrzatnac sie kolo jakiejs kolacji u mnie.
– Dzieki, ale nie dzisiaj. Pojade jednak do domu rowerem. Z pelnym zoladkiem pewnie natychmiast bym usnal.
– Gorsze rzeczy sie zdarzaja.
– Odlozmy to na inna okazje – Jack pozostal przy swoim.
Laurie wysiadla z taksowki, lecz jeszcze odwrocila sie i pochylila.
– Obiecaj mi w takim razie tylko jedno: dzisiaj wieczorem nie wyjedziesz do Afryki.
Jack przygotowal sie juz na kuksanca, ale w ostatniej chwili machnela reka.
– Dobranoc, Jack – powiedziala, usmiechajac sie cieplo.
– Dobranoc, Laurie. Porozmawiam z Warrenem i zadzwonie do ciebie.
– Och, swietnie – ucieszyla sie. – Z tego wszystkiego zapomnialam o nich. Bede czekac na telefon.
Laurie zatrzasnela drzwi taksowki, odprowadzila ja wzrokiem, dopoki nie zniknela za rogiem Pierwszej Avenue, dopiero wtedy odwrocila sie w strone domu. Jack jest czarujacym, ale i skomplikowanym mezczyzna,