pomyslala.
Jadac w gore winda, wyobrazala sobie przyjemny prysznic i cieplo aksamitnego szlafroka. Solennie sobie obiecala, ze pojdzie wczesnie spac.
Obdarowala Debre Engler kwasnym usmiechem i zaczela otwierac liczne zamki. Zatrzasnela za soba drzwi, przekazujac sasiadce w ten sposob jeszcze jedna wiadomosc. Zdejmujac plaszcz, przekladala listy z reki do reki. Po omacku znalazla wieszak w szafie i powiesila na nim okrycie. Dopiero kiedy weszla do pokoju dziennego, przekrecila przelacznik i zapalila lampe stojaca. Skierowala sie do kuchni. Zrobila ledwie dwa kroki i z okrzykiem wypuscila z reki poczte. W pokoju bylo dwoch mezczyzn. Jeden siedzial na fotelu art deco, drugi na kanapie. Ten na kanapie glaskal Toma, ktory zasnal na jego kolanach.
Inna rzecza, ktora zauwazyla, byl potezny pistolet z dokrecanym tlumikiem spoczywajacy na oparciu fotela.
– Witamy w domu, doktor Montgomery – odezwal sie Franco. – Dziekujemy za piwo i wino.
Laurie spojrzala na stolik. Stala na nim pusta butelka po piwie i kieliszek z winem.
– Prosimy do nas, niech pani usiadzie – zaprosil Franco. Wskazal na krzeselko, ktore ustawili na srodku pokoju.
Laurie nie ruszyla sie. Nie mogla. Przyszlo jej na mysl, zeby pobiec do kuchni do telefonu, ale szybko porzucila pomysl jako absurdalny. Pomyslala takze o drzwiach wyjsciowych, jednak przy takiej liczbie zamkow bylby to odruch daremny.
– Prosze! – powtorzyl Franco z falszywa uprzejmoscia, ktora jedynie wzmocnila w Laurie poczucie zagrozenia.
Angelo przelozyl kota na bok i wstal. Zrobil krok w strone Laurie i bez ostrzezenia uderzyl ja wierzchem dloni w twarz. Sila ciosu rzucila ja na sciane, nogi odmowily posluszenstwa. Upadla na kolana i podparla sie rekoma. Kilka kropel jasnoczerwonej krwi z rozcietej gornej wargi spadlo na drewniana podloge.
Angelo zlapal ja za ramie i gwaltownie postawil na nogi. Pociagnal Laurie w strone krzesla i popchnieciem posadzil ja na nim. Przerazenie nie pozwalalo jej oponowac.
– Tak lepiej – stwierdzil Franco.
Angelo pochylil sie i z bliska spojrzal Laurie prosto w oczy.
– Poznajesz mnie?
Laurie zmusila sie i podniosla wzrok na strasznie okaleczona twarz napastnika. Wygladal jak postac z horroru. Z trudem przelknela sline. W gardle jej wyschlo. Nie mogla wypowiedziec slowa, jedynie pokrecila przeczaco glowa.
– Nie? – spytal Franco. – Pani doktor, obawiam sie, ze rani pani uczucia Angela, a w obecnych okolicznosciach to raczej nieroztropne.
– Przykro mi – wykrztusila w koncu. Ledwie wypowiedziala te slowa, a skojarzyla imie mezczyzny z poparzona twarza, na ktora caly czas patrzyla. To byl Angelo Facciolo, glowny zabijaka Cerina, najwyrazniej wyszedl juz na wolnosc.
– Czekalem piec lat – warknal Angelo. Znowu wymierzyl cios, ktory niemal zrzucil ja z krzesla. Glowa Laurie opadla. Pojawilo sie wiecej krwi. Tym razem kapala z nosa na dywan.
– Dobra, Angelo! Pamietaj! Przyszlismy tylko porozmawiac – powiedzial Franco.
Angelo zatrzasl sie nad Laurie, jakby sila powstrzymywal sie od dalszego dzialania. W koncu wrocil na kanape. Podniosl kota i zaczal go dosc brutalnie tarmosic. Tomowi sie to nie podobalo i zaczal miauczec.
Laurie zdolala sie wyprostowac. Reka zaslonila zraniona warge i rozbity nos. Warga juz zaczela puchnac. Scisnela nos, zeby powstrzymac krwawienie.
– Sluchaj, doktorko – zaczal Franco. – Jak sie zapewne domyslasz, przyjscie tu nie sprawilo nam klopotu. Mowie to, zeby ci uswiadomic, jak bardzo narazona jestes na klopoty. Widzisz, mamy problem, ktory mozesz nam pomoc rozwiazac. Jestesmy tu, zeby cie ladnie poprosic o pozostawienie sprawy Franconiego w spokoju. Czy wyrazam sie jasno?
Skinela glowa. Bala sie zrobic cokolwiek innego.
– Dobrze. Jestesmy bardzo umiarkowanymi ludzmi. Uznamy to za przysluge i w zamian odwdzieczymy sie tym samym. Wiemy, kto zabil Franconiego, i postanowilismy podzielic sie z toba ta wiedza. Wiesz, pan Franconi nie byl milym facetem, wiec zostal zastrzelony. I to cala historia. Ubijemy interes?
Laurie ponownie kiwnela glowa. Zerknela na Angela, ale szybko uciekla wzrokiem.
– Zabojca nazywa sie Vido Delbario – kontynuowal Franco. – On tez nie jest milym facetem, chociaz likwidujac Franconiego, wyswiadczyl swiatu przysluge. Pofatygowalem sie nawet i zapisalem ci nazwisko. – Pochylil sie i polozyl na stoliku karteczke. – Tak wiec przysluga za przysluge.
Zamilkl i spojrzal wyczekujaco na Laurie.
– Zrozumialas, co powiedzialem? – zapytal po chwili milczenia.
Laurie skinela trzeci raz.
– Sadze, ze nie prosimy o zbyt wiele. Mowiac bez oslonek, Franconi byl gnojkiem. Zabil wielu ludzi i zasluzyl sobie na smierc. Teraz, skoro zostalas ostrzezona, okazesz dosc rozsadku i zrozumiesz, ze w tak wielkim miescie jak to nie ma sposobu zapewnic sobie ochrony, a obecny tu Angelo marzy o tym, zeby wasze drogi sie skrzyzowaly. Szczesliwie dla ciebie nasz szef nie ma ciezkiej reki. Jasne?
Franco znowu zamilkl. Laurie poczula sie zmuszona do odpowiedzi. Z trudnoscia udalo jej sie wykrztusic, ze zrozumiala.
– Cudownie! – zawolal Franco. Uderzyl dlonmi w uda i wstal. – Kiedy uslyszalem, jak inteligentna i rezolutna jest pani osoba, ucieszylem sie z naszego spotkania oko w oko.
Franco wsunal bron do kabury pod marynarka i wlozyl plaszcz.
– Chodz, Angelo – powiedzial. – Jestem pewny, ze pani doktor chcialaby wziac prysznic i zjesc kolacje. Na moje oko wyglada na bardzo zmeczona.
Angelo wstal, ruszyl w strone Laurie i w tej chwili niespodziewanie skrecil kotu kark. Rozlegl sie chrzest i lapy Toma bezwiednie opadly. Polozyl martwego kota na kolanach Laurie i wyszedl za Frankiem przez drzwi frontowe.
– Ach, nie! – szepnela Laurie, przytulajac swego szescioletniego przyjaciela. Wiedziala, ze jego kregoslup zostal zlamany. Wstala. Nogi miala jak z waty. Uslyszala dochodzacy z klatki schodowej odglos windy, ktora najpierw zatrzymala sie, a po chwili ruszyla w dol.
W naglym przyplywie paniki pobiegla do drzwi frontowych i zamknela je na wszystkie zamki. Kota caly czas trzymala w rekach. Wtedy uswiadomila sobie, ze napastnicy weszli tylnymi drzwiami, i rzucila sie do kuchni. Znalazla je szeroko otwarte, wywazone. Naparla na nie i zamknela najlepiej, jak potrafila.
Weszla do kuchni i drzacymi rekoma siegnela do telefonu. W pierwszym odruchu chciala zadzwonic na policje, ale zawahala sie, slyszac w duchu ostrzezenie Franca o powaznych klopotach, na jakie jest narazona. Przypomniala jej sie takze przerazajaca twarz Angela i intensywnosc jego spojrzenia.
Zdajac sobie sprawe, ze jest w szoku, i walczac z cisnacymi sie do oczu lzami, odlozyla sluchawke. Postanowila zadzwonic do Jacka, ale wiedziala, ze jeszcze nie bedzie go w domu. Zamiast wiec gdziekolwiek dzwonic w tym momencie, poszukala styropianowego pudelka, wlozyla do niego kota i oblozyla kostkami lodu. Teraz dopiero poszla do lazienki, aby sprawdzic wlasne obrazenia.
Jazda rowerem z kostnicy do domu wcale nie okazala sie takim dopustem bozym, jak Jack sadzil. W rzeczywistosci, kiedy tylko ruszyl, natychmiast poczul sie lepiej niz czul sie przez caly dzien. Pozwolil sobie nawet na skrot przez Central Park. Po raz pierwszy od roku znalazl sie w parku po zmroku. Chociaz czul sie nieco nieswoj, podniecala go szybka jazda w ciemnosci po kretych alejkach.
Przez wieksza czesc drogi rozmyslal o GenSys i Gwinei Rownikowej. Ciekawilo go, jak w tej czesci Afryki jest naprawde. Zartowal, mowiac Lou, ze jest tam pelno robactwa, wilgotno i goraco, ale do konca nie byl pewny.
Myslami wracal tez do Teda Lyncha. Byl ciekaw, co tez Ted zdola odkryc nastepnego dnia. Zanim Jack opuscil kostnice, zadzwonil do domu Teda i naszkicowal mu nieprawdopodobny scenariusz z przeszczepem ksenogenicznym. Ted odpowiedzial, ze wydaje mu sie, iz zdola powiedziec cos wiecej po sprawdzeniu tej czesci DNA, ktora pozwoli okreslic bialka rybosomalne. Wyjasnil, ze ten fragment DNA rozni sie znacznie u kazdego z gatunkow i dodal, ze informacje pozwalajace na identyfikacje gatunkow znalezc mozna na CD-ROM-ie.
Skrecil w swoja ulice z postanowieniem, ze uda sie do pobliskiej ksiegarni i poszuka, czy maja jakies