organizm nazywa sie Hepatocistis.

Jack oderwal sie od mikroskopu i znowu zajrzal do ksiazki. Nigdy nie slyszal o Hepatocistis.

– Czy to rzadkie? – spytal.

– Powiedzialbym, ze w kostnicy miasta Nowy Jork, tak – odparl doktor Malovar. – Wyjatkowo rzadkie! Widzi pan, wystepuje tylko u malp naczelnych. Ale nie dosc tego, znajdowano to wylacznie w Starym Swiecie naczelnych, czyli w Afryce i poludniowo-wschodniej Azji. Nigdy nie stwierdzono w Nowym Swiecie i nigdy u ludzi.

– Nigdy? – zapytal Jack.

– Powiedzmy tak: ja nigdy nie widzialem, a ogladalem wiele pasozytow watroby. Co wazniejsze, doktor Osgood nigdy nie widzial, a ogladal wiecej pasozytow watroby niz ja. Wobec takiego zbiegu naszych doswiadczen moge powiedziec, ze u ludzi nie wystepuje. Oczywiscie, w strefach endemicznych to bylaby inna historia, ale nawet tam takie zjawisko musialoby byc niezwykle rzadkie. Inaczej spotkalibysmy sie z jednym, dwoma przypadkami.

– Bardzo dziekuje za pomoc. – Jack zaczal sie juz zastanawiac nad implikacjami tych niespodziewanych informacji. To byla o wiele powazniejsza przeslanka niz inne, dowodzaca, ze Franconi przebyl przeszczep ksenogeniczny, a nie tylko, ze odwiedzil Afryke.

– To bylby interesujacy przypadek do omowienia na naszych zajeciach. Gdyby byl pan tym zainteresowany, prosze dac znac.

– Oczywiscie – Jack odpowiedzial niezobowiazujaco. W glowie mial zamet.

Opusciwszy laboratorium profesora, wyszedl ze szpitala i skierowal sie do Zakladu Medycyny Sadowej. Znalezienie w preparacie pasozyta wystepujacego u malp afrykanskich bylo, mowiac krotko, dowodem. Ale wobec tego wyniki badan DNA, ktore otrzymal Ted Lynch w zestawieniu z odkryciem profesora stawaly sie niewiarygodne. A na dodatek nie wystapilo zapalenie ani nie podawano pacjentowi zadnych srodkow immunosupresyjnych. Jedynym pewnikiem bylo stwierdzenie, ze wszystko to razem nie ma sensu.

W zakladzie Jack udal sie prosto do laboratorium DNA, aby przycisnac Teda do sciany i odkryc, czy ma jakas hipoteze, o co moze w tej sprawie chodzic. Klopot Jacka polegal na tym, ze sam za malo wiedzial o DNA, aby samodzielnie wymyslic jakies wyjasnienie. Zbyt szybko zachodzily zmiany w tej galezi wiedzy.

– Jezu, Stapleton, gdziezes sie, u diabla, podziewal! – przywital go Ted. – Obdzwonilem caly swiat i nikt nie mial pojecia, co sie z toba dzieje.

– Wyszedlem – odparl Jack bez podawania szczegolow. Przez chwile zastanawial sie, czy nie wyjasnic, w jakim kierunku rozwinely sie sprawy, ale zrezygnowal. Zbyt duzo wydarzylo sie w ciagu ostatnich dwunastu godzin.

– Siadaj! – zakomenderowal Ted.

Jack usiadl.

Ted rozejrzal sie po zawalonym papierami biurku i wygrzebal wreszcie blone celuloidowa z setkami krotkich, czarnych kreseczek. Podal ja Jackowi.

– Ted, po co mi to dajesz? Przeciez doskonale wiesz, ze nie mam o tych sprawach zielonego pojecia.

Ted jednak zignorowal slowa Jacka, bo szukal drugiej blony celuloidowej. Znalazl ja pod budzetem laboratorium, nad ktorym wlasnie pracowal. Te takze podal Jackowi.

– Popatrz na nie pod swiatlo.

Jack zrobil, jak mu kazano. Popatrzyl na dwie klisze. Nawet on potrafil stwierdzic, ze sa rozne.

Ted wskazal na pierwsze zdjecie.

– To jest badanie obszaru DNA, ktory koduje rybosomalne bialka czlowieka. Wybralem ktorys na chybil trafil, zeby ci pokazac, jak wyglada.

– Jest cudowne – odparl Jack.

– Wolalbym, zebys nie byl sarkastyczny.

– Sprobuje.

– Ten drugi, to wynik badan probki watroby Franconiego. Ten sam obszar, uzyto tych samych enzymow co w pierwszym badaniu. Widzisz, jak bardzo sie roznia?

– To jedyna rzecz, ktora widze.

Ted zabral wyniki badania DNA czlowieka i odlozyl na bok. Teraz wskazal na ciagle trzymana przez Jacka druga blone celuloidowa.

– Wczoraj powiedzialem ci, ze te informacje mozna znalezc na CD-ROM-ie, wiec kazalem komputerowi odszukac ten wzor. Odpowiedz, ktora przyszla, mowi, ze najbardziej podobny jest wynik u szympansow.

– Nie jest identyczny jak u szympansow? – zapytal Jack. W tej sprawie po raz kolejny nic nie bylo ostatecznie zdefiniowane.

– Nie, ale blisko. Jakby jakis kuzyn szympansa. Cos w tym rodzaju.

– Czy szympansy maja krewniakow?

– Zlapales mnie – odparl Ted i wzruszyl ramionami. – Zabij, a nie powiem. Musisz jednak przyznac, ze to robi wrazenie.

– Wiec z twojego punktu widzenia to byl przeszczep ksenogeniczny? – spytal Jack.

Ted znowu wzruszyl ramionami.

– Gdybys kazal mi zgadywac, powiedzialbym, ze pewnie tak. Jednak biorac pod uwage wyniki DQ alfa, nie wiem, co powiedziec. Zbadalem tez dla wlasnej ciekawosci DNA na grupy krwi AB0. Wyniki jak przy DQ alfa. Sadze, ze dla Franconiego udalo sie znalezc idealnego dawce, co jeszcze bardziej zastanawia. Zwariowana sprawa.

– Mnie to mowisz! – Teraz Jack opowiedzial Tedowi o odkryciu pasozyta wystepujacego u malp afrykanskich i azjatyckich.

Z twarzy Teda wyczytac mozna bylo zaklopotanie.

– Ciesze sie, ze to twoj przypadek, a nie moj – powiedzial.

Jack odlozyl zdjecie na biurko.

– Jezeli dopisze mi szczescie, odpowiedzi na kilka pytan znajde w ciagu nastepnych paru dni. W nocy lece do Afryki, do tego samego kraju, ktory odwiedzil Franconi.

– Zaklad cie wysyla? – zapytal zaskoczony Ted.

– Nie. Sam jade. No, niezupelnie sam, ja place, ale jedzie ze mna rowniez Laurie.

– Moj Boze, alez ty jestes dokladny w tej robocie – stwierdzil Ted.

– Uparty jest pewnie lepszym slowem – poprawil Jack juz od drzwi.

Ted zawolal za nim, gdy Jack byl juz za progiem:

– Zrobilem badania porownawcze z mitochondrialnym DNA matki Franconiego. Pasuje, wiec przynajmniej identyfikacji zwlok mozesz byc pewny w stu procentach.

– Wreszcie cos pewnego.

– Wiesz, przyszla mi do glowy jeszcze jedna zwariowana mysl – dodal Ted. – Jedyny sposob, w jaki moglbym wyjasnic to cale zagmatwanie i wyniki, jakie uzyskalem, to uznanie watroby za transgeniczna.

– A coz to, u diabla, znaczy?

– To oznacza, ze watroba zawiera DNA z dwoch roznych organizmow.

– Hmmm. Bede musial to przemyslec.

Cogo, Gwinea Rownikowa

Bertram spojrzal na zegarek. Byla szesnasta. Podniosl wzrok, by wyjrzec przez okno i nagle spostrzegl, ze gwaltowna tropikalna ulewa, ktora calkiem przyslaniala niebo jeszcze pietnascie minut wczesniej, prawie calkiem ustapila. Znowu bylo parne, sloneczne afrykanskie popoludnie.

Pod wplywem impulsu siegnal po telefon i zadzwonil na oddzial zaplodnien. Odpowiedziala Shirley Cartwright, pelniaca obowiazki technika na popoludniowej zmianie.

– Czy te dwa nowo narodzone bonobo otrzymaly juz swoje dawki hormonow? – spytal.

– Jeszcze nie – odpowiedziala Shirley.

– Zdawalo mi sie, ze w karcie zapisano, zeby otrzymywaly zastrzyk o czternastej – zauwazyl.

– To zwyczajowo przyjeta godzina – powiedziala z wahaniem Shirley.

– Dlaczego przesunieto godzine?

Вы читаете Chromosom 6
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату