Cassi przypomniala sobie uwage Jacoba o niekonsekwentnym sposobie zachowania sie osob z pogranicza. W tej chwili konfrontowala jego obecny sposob bycia z poprzednia odmowa rozmowy.

– Wiem, dlaczego mnie pani unika. Mysle, ze przestraszylem ja swoim poprzednim zachowaniem sie. Bardzo pania za to przepraszam. Po tylu latach sluzby w wojsku, z nawykiem wydawania rozkazow, bywam czesto nieznosny.

Po raz pierwszy w swojej krotkiej karierze psychiatry zdarzylo sie Cassi cos takiego, o czym wczesniej tylko czytala w literaturze specjalistycznej. Zdawala sobie jednak sprawe, ze Bentworth w tej chwili pragnie po prostu pozyskac sobie jej zyczliwosc.

– Panie Bentworth… – zaczela Cassi.

– Pulkowniku Bentworth – poprawil ja William z usmiechem. – Jesli ja pania tytuluje doktorem, to pani chyba powinna nazywac mnie pulkownikiem. W ten sposob wyrazamy sobie wzajemny szacunek.

– Jasne – odpowiedziala Cassi. – Prawda jest taka, ze to pan wlasnie uniemozliwil nas/a wczesniejsza rozmowe. Ilekroc probowalam ustalic z panem jakis termin spotkania, pan zawsze mial wtedy inne zobowiazania. Rozumiem, ze panu chodzi o cos wiecej niz o towarzyska rozmowe prywatna, dlatego nie chcialabym sie spieszyc. Jesli pan ma ochote na spotkanie ze mna, proponuje, bysmy teraz ustalili wspolnie jakis termin.

– Z najwieksza przyjemnoscia porozmawialbym z pania – oswiadczyl Bentworth. – Nawet w tej chwili. Mam wlasnie troche czasu. Co pani na to?

Kierujac sie ostroznoscia, Cassi postanowila sie nie spieszyc. Nie byla przygotowana na to spotkanie i wciaz czula obawe przed Bentworthem, mimo jego nieoczekiwanej przemiany.

– Co pan sadzi o spotkaniu jutro rano? Zaraz po odprawie. Pulkownik Bentworth wstal z miejsca i zgasil nie dopalonego papierosa w popielniczce. – Zgoda. A wiec czekam na to spotkanie. Mam nadzieje, ze to, co pania w tej chwili tak martwi, zakonczy sie pomyslnie.

Po jego wyjsciu Cassi jeszcze przez dluzszy czas oddychala zadymionym powietrzem i w swojej wyobrazni widziala pulkownika Bentwortha w mundurze. Bez trudu mogla go sobie wyobrazic jako szarmanckiego i zadziornego wojskowego, bez zadnych psychicznych obciazen. Znajac jednak ich powage, byla wstrzasnieta faktem, ze tak latwo daja sie zakamuflowac.

Nie uplynelo wiecej niz piec minut, gdy drzwi znowu sie otworzyly i do srodka weszla Maureen Kavenaugh. Maureen zostala miesiac temu przyjeta na leczenie z powodu powtarzajacych sie okresowo stanow depresji. Jej stan pogorszyl sie, kiedy pewnego dnia odwiedzil ja maz i pobil. Jej wizyta byla dla Cassi nie mniejsza niespodzianka niz odwiedziny pulkownika Bentwortha. Czyzby ktos rzucil urok na jej pacjentow?

– Zauwazylam pulkownika wchodzacego do pani pokoju, choc pamietalam, ze pani nie bedzie dzis po poludniu. – Glos Maureen byl beznamietny i jakby drewniany.

– Zmienilam plany – rzekla Cassi.

– Jesli wiec pani juz tutaj jest, to czy moge zabrac jej chwile czasu? – lekliwie zapytala Maureen.

– Oczywiscie – odrzekla Cassi. Bacznie obserwowala Maureen, gdy zblizala sie do biurka i zajmowala miejsce w krzesle.

– Kiedy wczoraj rozmawialysmy… – zaczela z wahaniem Maureen i nagle urwala z oczami pelnymi lez.

Cassi podsunela jej pudelko z bibulkowymi chusteczkami.

– Pani… zapytala mnie, czy chcialabym zobaczyc moja siostre. – Maureen mowila tak cicho, ze Cassi z trudem ja rozumiala. Szybko skinela glowa zastanawiajac sie, co Maureen miala na mysli. Ostatnio byla obojetna na wszystko. Na zebraniu zespolu proponowano Cassi zastosowanie szoku elektrycznego, ale jeszcze nie mogla sie zdecydowac. Najbardziej ja zdumiewalo to, ze Maureen umie analizowac stan psychiczny, niestety zupelnie nie szlo to w parze z mozliwosciami wplywania na jego poprawe.

Maureen potwierdzila swoja wrogosc wobec matki, ktora porzucila ja i mlodsza siostre, gdy byly jeszcze dziecmi. Skrycie zazdroscila mlodszej i ladniejszej siostrze, ze wczesniej wyszla za maz, pozostawiajac ja sama.

– Czy sadzi pani, ze siostra zechce sie ze mna zobaczyc? – zapytala w koncu Maureen, tonac doslownie we lzach.

– Przypuszczam, ze tak – odparla Cassi – ale to bedziemy wiedziec wtedy, gdy ja o to zapytamy.

Maureen wytarla nos. Jej tluste wlosy dawno nie widzialy wody. Twarz miala wychudla – mimo leczenia ciagle tracila na wadze.

– Boje sie ja o to spytac – przyznala. – Mysle, ze nie zechce przyjsc. Dlaczego mialaby to zrobic? Nie jestem tego warta. Nie, to nie ma sensu.

– Juz samo pragnienie rozmowy z siostra budzi nadzieje – zauwazyla lagodnie Cassi.

Maureen westchnela gleboko. – Nie moge sie zdecydowac. Jesli zadzwonie do niej, a ona nie zechce, wtedy bedzie jeszcze gorzej.

Chcialabym, zeby to ktos za mnie zrobil. Czy pani nie moglaby zatelefonowac?

Cassi zarumienila sie. Pomyslala o wlasnym niezdecydowaniu w stosunkach z Thomasem. Zbyt dobrze znala to uczucie zaleznosci i bezradnosci, o ktorym teraz mowila Maureen. Ona tez pragnela, zeby ktos inny podejmowal za nia decyzje. Niezwyklym wysilkiem woli usilowala sie skoncentrowac na siedzacej naprzeciw kobiecie.

– Tak do konca to nie jestem przekonana, czy to ja powinnam nawiazywac kontakt z pani siostra – oznajmila Cassi z wahaniem. – Mysle, ze powinnysmy to przedyskutowac. Jesli dobrze pamietam, ma pani wyznaczony termin rozmowy jutro na druga.

Maureen zgodzila sie skwapliwie i wyszla z pokoju, zabierajac kilka papierowych chusteczek. Drzwi pozostawila otwarte.

Cassi siedziala przez chwile nieruchomo, patrzac w otepieniu na przeciwlegla sciane. Utozsamianie sie z pacjentka nie bylo dobrym znakiem.

– Hallo, czemu nie przyszlas na zebranie? – zawolala Joan Widiker, zagladajac przypadkowo z korytarza do pokoju Cassi.

Cassi nie odpowiedziala.

– Co sie stalo? – zapytala Joan. – Wygladasz nieciekawie. – Weszla do srodka i pociagnela nosem. – Nie wiedzialam, ze palisz.

– To nie ja – odparla Cassi. – To pulkownik Bentworth.

– Przyszedl do ciebie? – Joan uniosla brwi. – Jestes chyba lepsza niz przypuszczasz. – Przerwala i usiadla naprzeciwko Cassi.

– Chcialam ci powiedziec, ze mialam randke z Jerrym Donovanem. Czy juz z nim rozmawialas?

Cassi potrzasnela przeczaco glowa.

– Nie skonczyla sie zbyt dobrze. Wszystko, czego chcial… – Joan przerwala w srodku zdania. – Cassi, co sie z toba dzieje?

Z oczu Cassandry poplynely lzy, znaczac wilgotne slady na policzkach.

Tak jak sie obawiala, obecnosc przyjaznej duszy oslabila jej samokontrole. Ukrywszy twarz w dloniach, szlochala glosno i bez zahamowan.

– Nie znaczy to, ze Jerry Donovan okazal sie nie na poziomie – ciagnela Joan w nadziei, ze jej humor rozweseli Cassi. – To ja nie uleglam. Wciaz jeszcze jestem dziewica.

Cialem Cassi wstrzasnal gleboki szloch. Joan przeszla na druga strone biurka i objela ramieniem przyjaciolke. Przez dluzsza chwile nic nie mowila. Jako psychiatra nie reagowala negatywnie na czyjes lzy – rozumiala, ze Cassi musi sie wyplakac.

– Przepraszam cie – odezwala sie w koncu Cassi wycierajac oczy papierowa chusteczka, tak jak to czynila niedawno Maureen. – Naprawde nie chcialam plakac.

– Jednak chyba tego potrzebowalas. Czy nie masz ochoty porozmawiac?

Cassi nabrala tchu w piersi. – Nie wiem. Wszystko wydaje mi sie takie bez sensu. – W tym samym momencie uprzytomnila sobie, ze niedawno to samo uslyszala od Maureen.

– Co jest bez sensu? – zapytala Joan.

– Wszystko – odpowiedziala Cassi.

– Na przyklad? – prowokujaco zapytala Joan. Cassi odjela rece od mokrej od lez twarzy.

– Bylam dzis u okulisty. Chce mnie operowac, a ja nie wiem, czy powinnam sie zgodzic.

– A co na to twoj maz? – zapytala Joan.

– To wlasnie stanowi czesc problemu. – W miare jak mowila, zaczela zalowac swojej szczerosci. Thomas

Вы читаете Zabawa w Boga
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату