Wtorek. Dziesiata trzydziesci rano. Dzieci Charlaine w szkole. Jej maz Mike pewnie tkwi za swoim biurkiem w miescie, ze sluchawka telefonu wcisnieta miedzy ucho a ramie, nerwowo podwijajac i opuszczajac rekawy koszuli, ktorej kolnierzyk z dnia na dzien staje sie ciasniejszy, lecz wybujale ego nie pozwala mu przyznac, ze powinien nosic o numer wieksza.
Jej sasiad, ten wstretny padalec Freddy Sykes, powinien byc juz w domu.
Charlaine zerknela w lustro. Nie robila tego zbyt czesto. Nie musiala sobie przypominac, ze jest juz po czterdziestce. Postac w lustrze chyba wciaz byla ksztaltna, niewatpliwie dzieki fiszbinom gorsetu, ale to, co kiedys bylo kragle i jedrne, teraz zwiotczalo i opadlo. Och, Charlaine sie starala. Chodzila na joge, w tym roku ta bo lub step trzy razy w tygodniu. Utrzymywala forme, toczac z gory przegrana walke z bezlitosnym czasem.
Co sie z nia stalo?
Na chwile zapomnijmy o wygladzie. Za mlodu Charlaine Swain byla jak zywe srebro. Miala w sobie radosc zycia. Byla ambitna i przebojowa. Wszyscy tak mowili. Charlaine miala te boza iskre i wprost tryskala energia, ale gdzies, kiedys zycie, zwyczajne zycie, ja zgasilo.
Czy to wina dzieci? Albo Mike'a? Kiedys nie mogl sie ma nasycic, kiedys widzac jaw takim stroju wytrzeszczylby oczy i slinil sie. Teraz, kiedy przechodzila obok, ledwie na nia spojrzal.
Kiedy to sie zaczelo?
Nie potrafila powiedziec. Wiedziala, ze stalo sie to stopniowo, tak wolno, ze niemal niezauwazalnie, az, niestety, bylo fait accompli. To nie tylko jego wina. Zdawala sobie z tego sprawe. Jej pociag oslabl, szczegolnie podczas ciazy, karmienia, opieki nad niemowletami. To chyba normalne. Wszyscy przez to przechodza. Mimo to zalowala, ze nie starala sie bardziej, zanim chwilowe zmiany nie zmienily sie w trwala apatie.
Jednak pozostaly jej wspomnienia. Kiedys Mike byl taki romantyczny. Robil jej niespodzianki. Pozadal jej. Kiedys, chociaz moze to zabrzmi wulgarnie, pieprzyl ja jak szalony. Teraz chcial tylko szybkiego spelnienia, mechanicznego i sprawnego: ciemnosc, pomruk, odprezenie, sen.
Rozmawiali tylko o dzieciach: planach lekcji, godzinach powrotow, pracach domowych, wizytach u dentysty, meczach szkolnej ligi, treningach koszykowki, szkolnych zabawach. To jednak tez nie bylo tylko wina Mike'a. Kiedy Charlaine szla na kawe z sasiadkami, na spotkania matek w Starbucks, toczone tam rozmowy byly tak jalowe, tak nudne, tak skupione wylacznie na dzieciach, ze chcialo jej sie wyc.
Charlaine Swain sie dusila.
Jej matka, apatyczna krolowa wiejskiego klubu, powiedziala, ze takie jest zycie, ze Charlaine ma wszystko, czego moze pragnac kobieta, a jej oczekiwania sa zbyt wygorowane. Najsmutniejsze bylo to, ze Charlaine obawiala sie, ze matka ma racje.
Sprawdzila makijaz. Mocniej pociagnela wargi szminka i urozowala policzki, po czym usiadla i obejrzala efekt. Tak, wygladala jak dziwka. Wziela tabletke percodanu, czyli ekwiwalentu poludniowego koktajlu dla kur domowych. Polknela ja. Potem uwaznie, a nawet badawczo, przyjrzala sie swojemu odbiciu.
Czy gdzies tam jest dawna Charlaine?
Dwie przecznice dalej mieszkala pewna sympatyczna kobieta, matka dwojga dzieci, taka jak Charlaine. Dwa miesiace temu ta mila matka dzieciom poszla do Glen Rock, weszla na tory i popelnila samobojstwo, rzucajac sie pod pociag odjezdzajacy o jedenastej dziesiec z Bergen na poludnie. Okropna historia. Wszyscy gadali o tym tygodniami. Jak ta kobieta, ta sympatyczna matka dwojga dzieci, mogla je zostawic? Jak mogla byc tak samolubna? Jednak Charlaine, cmokajac z ubolewaniem wraz z innymi mieszkancami przedmiescia, troche jej zazdroscila. Dla tej sympatycznej kobiety wszystko sie skonczylo. Znalazla spokoj.
Gdzie sie podzial Freddy?
Charlaine zaczela wyczekiwac wtorkow i godziny dziesiatej.
Jej pierwsza reakcja na podgladactwo Freddy'ego byla odraza i gniew. Kiedy i jak zmienilo sie to w akceptacje, a nawet, Boze przebacz, podniecenie? Nie, pomyslala, to nie podniecenie. To po prostu… cos. I tyle. Jakas iskra. Jakies uczucie.
Czekala, az podniesie rolete.
Nie zrobil tego.
Dziwne. Wlasciwie, jesli o tym pomyslec, to Freddy Sykes nigdy nie opuszczal rolet. Tyly ich domow znajdowaly sie tak blisko siebie, ze tylko oni mogli zagladac sobie do okien. Freddy nigdy nie zaslanial okna na tylach domu. Po co mialby to robic?
Omiotla wzrokiem inne okna. Wszystkie rolety byly opuszczone. Niezwykle. Zaslony w pokoju, ktory, jak sie domyslala, bo oczywiscie jej noga nigdy nie postala w jego domu, zapewne byl gabinetem, zaciagnieto.
Czyzby Freddy wybral sie w jakas podroz? Moze wyjechal?
Charlaine Swain zobaczyla swoje odbicie w szybie i znow sie zawstydzila. Zlapala podomke – wytarta mezowska podomke z niestrzyzonej welny – i otulila sie nia. Zastanawiala sie, czy Mike ma romans, czy inna kobieta zaspokaja te niegdys nienasycona zadze seksu, czy tez po prostu przestal sie nia Interesowac? Nie wiedziala, co byloby gorsze.
Gdzie jest Freddy?
Jak upokarzajace, jak bardzo przygnebiajaco zalosne jest to, ze te wtorki tak wiele dla niej znacza… Patrzyla na dom sasiada,
Dostrzegla cos.
Jakis ruch. Cien przemykajacy po rolecie. Moze, tylko moze Freddy doslownie podglada ja przez dziurke, czerpiac z tego jeszcze wieksza przyjemnosc? Przeciez to mozliwe, prawda? Wiekszosc podgladaczy rajcuje samo podchodzenie ofiary! zabawa w szpiega. Moze po prostu nie chce, zeby go widziala Moze obserwuje ja teraz zza zaslony.
Czy to mozliwe?
Rozchylila podomke i pozwolila jej zsunac sie z ramion. Welna byla przesycona wonia meskiego potu i zwietrzalej! wody kolonskiej, ktora kupila Mike'owi… no, osiem, nie,! dziewiec lat temu. Piekace lzy cisnely sie jej do oczu. Jednali nie odwrocila sie tylem do okna.
Nagle w szparze miedzy roletami pojawilo sie cos. Cos… niebieskiego?
Zmruzyla oczy. Co to takiego?
Lornetka. Gdzie ona jest? Mike trzyma pudelko z takimi! gratami w swojej szafie. Wyjela je, odgarnela sterte kabli i znalazla lornetke marki Leica. Dobrze pamietala, kiedy je kupili. Podczas rejsu po Morzu Karaibskim. Zatrzymali sie na Wyspach Dziewiczych – nie pamietala na ktorej – i kupili je pod wplywem naglego impulsu. Wlasnie dlatego zapamietala ten prozaiczny fakt, poniewaz zrobili to tak spontanicznie.
Charlaine przylozyla lornetke do oczu. Przyrzad mial autofokus, wiec niczego nie musiala ustawiac. Po chwili odnalazla! szpare miedzy rama okienna a roleta. Niebieska plama nadal| tam byla. Zauwazyla migotanie i zamknela oczy. Powinna sie domyslic.
Telewizja. Freddy wlaczyl telewizor.
Jest w domu.
Charlaine skamieniala. Juz nie wiedziala, co wlasciwie czuje.| Wrocilo znajome odretwienie. Jej syn Clay puszczal piosenke z filmu Shrek, ktorej towarzyszyl znaczacy gest palcami przy czole. Frajer. Oto kim jest Freddy Sykes. A teraz Freddy, ten wstretny padalec, ten Frajer przez duze F, woli ogladac telewizje niz jej skapo odziane cialo.
Mimo wszystko to dziwne.
Te opuszczone rolety. Dlaczego? Mieszka obok Sykesow od osmiu lat. Nawet kiedy zyla matka Freddy'ego, rolet nigdy nie spuszczano, a zaslon nie zaciagano. Charlaine jeszcze raz spojrzala przez lornetke.
Telewizor zamigotal i zgasl.
Znieruchomiala, czekajac, co bedzie dalej. Freddy stracil poczucie czasu, pomyslala. Zaraz podniesie rolete i zaczna swoj perwersyjny rytual.
Tak sie jednak nie stalo.
Charlaine uslyszala cichy pomruk i natychmiast zrozumiala, co to takiego. Otwieraly sie drzwi garazu Freddy'ego.
Przysunela sie do okna. Uslyszala warkot zapuszczanego silnika, a potem zdezelowana honda Freddy'ego wyjechala z garazu. Slonce odbilo sie od przedniej szyby. Charlaine zmruzyla oczy. Oslonila je dlonia.
Samochod ruszyl i odblask zgasl. Teraz zobaczyla kierowce.
Nie byl nim Freddy.
Instynkt, jakis pierwotny i prymitywny odruch, kazal Charlaine zniknac z oczu kierowcy. Zrobila to. Opadla na