powiedziec. Prawde mowiac, powinna byla powiedziec o tym Daleyowi, kiedy przyjechal do jej domu.

– Nie wiem, czy to istotne… – zaczela, siegajac do torebki.

Wyjela kopie zdjecia i podala ja Perlmutterowi. Ten wyjal okulary do czytania, przetarl je pola koszuli i umiescil na nosie. Daley obszedl go i spojrzal mu przez ramie. Grace opowiedziala im, jak znalazla te fotografie miedzy innymi zdjeciami. Patrzyli na nia tak, jakby wyjela brzytwe i zaczela golic sobie glowe.

Kiedy Grace zamilkla, kapitan Perlmutter wskazal na zdjecie i zapytal:

– Jest pani pewna, ze to pani maz?

– Tak sadze.

– Ale nie jest pani pewna?

– Jestem pewna.

Kiwnal glowa tak, jak robia to ludzie uwazajacy, ze maja do czynienia z wariatem.

– A inne osoby na tym zdjeciu? Ta mloda kobieta, ktorej ktos przekreslil twarz?

– Nie znam ich.

– A pani maz? Powiedzial, ze to nie on, tak?

– Tak.

– Zatem jesli to nie on, zdjecie nie ma zadnego znaczenia. Natomiast jesli to on… – Perlmutter zdjal okulary. – Oznaczaloby to, ze pania oklamal. Zgadza sie, pani Lawson?

Zadzwonil jej telefon komorkowy. Grace pospiesznie go wyciagnela i spojrzala na numer dzwoniacego.

To byl Jack.

Grace zastygla na moment. Miala ochote przeprosic i wyjsc, ale Perlmutter i Daley bacznie sie jej przygladali. Nie mogla tego zrobic. Nacisnela guzik i przylozyla telefon do ucha.

– Jack?

– Hej.

Slyszac jego glos, powinna poczuc ulge. Nie poczula. Jack powiedzial:

– Probowalem dzwonic do domu. Gdzie jestes?

– Gdzie ja jestem?

– Posluchaj, me moge dlugo rozmawiac. Przepraszam, ze wyszedlem bez pozegnania. Mowil z udawana swoboda.

– Potrzebuje kilku dni – powiedzial.

– O czym ty mowisz?

– Gdzie jestes, Grace?

– Na posterunku policji.

– Zawiadomilas policje?

Napotkala spojrzenie Perlmuttera. Poruszyl palcami, jakby ja zachecal. Prosze mi oddac telefon, szanowna pani. Ja to zalatwie.

– Posluchaj, Grace, po prostu daj mi kilka dni. Ja… – Jack zamilkl. A potem powiedzial cos, co jeszcze bardziej ja przerazilo. – Potrzebuje troche przestrzeni.

– Przestrzeni – powtorzyla.

– Tak. Troche przestrzeni. To wszystko. Prosze, powiedziec policji, ze mi przykro. Musze juz konczyc. W porzadku. Niedlugo wroce.

– Jack?

Nie odpowiedzial.

– Kocham cie – powiedziala Grace. Jednak w sluchawce panowala glucha cisza.

8

Przestrzen. Jack powiedzial, ze potrzebuje troche przestrzeni. I to zupelnie nie pasowalo do reszty jego wypowiedzi. Nie w tym rzecz, ze „potrzeba przestrzeni” to jedno z tych kulawych, chwytliwych, modnych slow nowomowy, ktore sa gorzej niz bezsensowne, po prostu idiotyczne. „Potrzebuje przestrzeni” to po prostu belkotliwy eufemizm na „musze sie stad wyniesc”. Juz samo to stanowiloby pewien slad, ale to stwierdzenie mialo rowniez inny, glebszy podtekst.

Grace wrocila do domu. Przeprosila Perlmuttera i Daleya. Obaj spogladali na nia ze wspolczuciem i powiedzieli, ze to nalezy do ich obowiazkow. Powiedzieli, ze im przykro. Grace powaznie skinela glowa i ruszyla do drzwi.

Z tej rozmowy telefonicznej dowiedziala sie czegos bardzo waznego.

Jack ma klopoty.

Nie przesadzila. Jego znikniecie nie bylo ucieczka od niej czy od obowiazkow. Ani skutkiem wypadku. Nie bylo oczekiwane ani zaplanowane. Przyniosla zdjecie z laboratorium. Jack zobaczyl je i uciekl.

A teraz grozilo mu jakies niebezpieczenstwo.

Nie mogla tego wyjasnic policji. Po pierwsze nie uwierzyliby jej. Uznaliby, ze jest wariatka albo pierwsza naiwna. Moze nie Powiedzieliby jej tego prosto w oczy. Moze pocieszaliby ja, co byloby tylko irytujaca strata czasu. Byli przekonani, ze Jack uciekl od niej, zanim jeszcze zadzwonil. Jej wyjasnienia nie sklonilyby ich do zmiany nastawienia.

Moze to i lepiej.

Grace usilowala czytac miedzy wierszami. Jack martwil sie rym, ze zawiadomila policje. To oczywiste. Kiedy powiedziala, ze siedzi na posterunku policji, w jego glosie uslyszala szczery zal. Nie udawany.

Przestrzen.

To najwazniejsza wskazowka. Gdyby po prostu powiedzial jej, ze wyjezdza na kilka dni, zeby wypuscic pare, albo ucieka ze striptizerka poznana w Satin Dolls, w porzadku, moze by mu nie uwierzyla, ale takie wyjasnienie miesciloby sie w granicach prawdopodobienstwa. Tylko ze Jack tego nie zrobil. Podal dokladna przyczyne swojego znikniecia. Nawet powtorzyl to wyjasnienie.

Potrzebowal przestrzeni.

Malzenski szyfr. Kazda para jakis ma. Przewaznie glupi. Na przyklad w filmie Billy'ego Crystala Mr Saturday Night grany przez Crystala komik – Grace nie przypominala sobie jego nazwiska i ledwie pamietala ten film – zwrocil sie do staruszka w niedopasowanym tupeciku z pytaniem: „Czy to tupecik? No, kto jak kto, ale ja nigdy bym nie powiedzial”. Ilekroc ona lub Jack zobaczyli kogos, kto mogl nosic peruke, mowili do siebie: „kto jak kto”, po czym to drugie przytakiwalo lub nie. Z czasem Grace i Jack zaczeli uzywac powiedzenia „kto jak kto” na widok innych sladow poprawiania urody – skorygowanych nosow, sztucznych biustow i tym podobnych rzeczy.

Stwierdzenie „potrzebuje przestrzeni” mialo nieco inny rodowod.

Chociaz minelo juz sporo czasu, Grace mimo woli zaczerwienila sie na samo wspomnienie. Seks z Jackiem zawsze byl udany, ale jak w kazdym dlugotrwalym zwiazku zdarzaly sie okresy ozywienia i przerwy. To zdarzylo sie przed dwoma laty, podczas jednego z tych… hm, ozywien. W okresie wzmozonej seksualnej kreatywnosci, jesli wolicie. Scisle mowiac, publicznej kreatywnosci.

Szybki numerek w przebieralni pewnego eleganckiego salonu kosmetycznego. Ukradkowe manipulacje w prywatnej lozy podczas spektaklu na Broadwayu. To wydarzylo sie w czasie szczegolnie smialego eksperymentu w czerwonej i podobnej do angielskich budce telefonicznej przy spokojnej uliczce w Allendale, w stanie New Jersey. Jack nagle wysapal:

– Potrzebuje przestrzeni!

Grace spojrzala na niego ze zdziwieniem.

– Przepraszam?

– Doslownie. Cofnij sie! Sluchawka telefoniczna wbija mi sie w kark!

Oboje parskneli smiechem. Teraz Grace zamknela oczy i na jej wargach pojawil sie nikly usmiech. „Potrzebuje przestrzeni” od tej pory weszlo na stale do ich prywatnego jezyka. Jack nie uzylby tego zwrotu przypadkowo. Przekazal jej wiadomosc, ostrzezenie, dal jej znac, ze mowi co innego, niz mysli.

W porzadku, co chcial jej przekazac?

Moze nie mogl swobodnie rozmawiac. Moze ktos go sluchal? Kto? Czy ktos z nim byl, czy tez obawial sie dlatego, ze ona byla na policji? Miala nadzieje, ze to drugie, ze byl sam i po prostu nie chcial mieszac do tego

Вы читаете Tylko Jedno Spojrzenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату