spotkala. Tymczasem nikt nie powiedzial slowa. Z poczatku Wade myslal, ze boja sie ojca Kenny'ego i jego ewentualnych powiazan z mafia, ale prawda byla znacznie prostsza: nie obchodzilo ich to. Dlaczego mialoby obchodzic?
Tak latwo zejsc na zla droge. Granica jest tak cienka, tak niewidoczna. Przekroczysz ja, tylko na sekunde, i czasem… coz, czasem po prostu nie mozesz juz zawrocic. Trzy tygodnie po swojej rezygnacji Wade upil sie, wlamal do szkoly i zniszczyl scenografie. Zostal zlapany przez policje i zawieszony w prawach ucznia.
I tak zaczal sie staczac.
Bral coraz wiecej narkotykow, przeniosl sie do Bostonu, zeby je tam rozprowadzac i sprzedawac, bal sie wlasnego cienia, nosil bron. A teraz siedzial na tym podium, jako slynny przestepca winny smierci osiemnastu osob.
Te gniewnie spogladajace na niego twarze znal z procesu sprzed pietnastu lat. Wiedzial, jak nazywaja sie ci ludzie.
Podczas procesu patrzyli z zalem i niedowierzaniem, wciaz oszolomieni niespodziewanym ciosem. Wade wtedy ich rozumial, a nawet im wspolczul. Teraz, po pietnastu latach, ich spojrzenia byly po prostu wrogie. Zal i niedowierzanie skrystalizowaly sie w czysta zlosc i nienawisc. Podczas procesu Wade Larue unikal ich spojrzen. Teraz juz nie. Siedzial z podniesiona glowa. Smialo patrzyl im w oczy. Ich zawzietosc w znacznym stopniu zmniejszala jego wspolczucie i zrozumienie. Nie chcial nikogo skrzywdzic. Wiedzieli o tym. Przeprosil.
Zaplacil straszna cene. A oni, ci rodzice, wciaz go nienawidzili.
Do diabla z nimi.
Siedzaca obok niego Sandra Koval dawala popis elokwencji.
Mowila o przeprosinach i przebaczeniu, o nowym zyciu i przemianie, o zrozumieniu i potrzebie kolejnej szansy. Larue sie wylaczyl. Zauwazyl Grace Lawson, siedzaca obok Carla Vespy.
Powinien sie przestraszyc, widzac go tu we wlasnej osobie, ale teraz juz sie nie bal. Kiedy zamknieto go w wiezieniu, zostal ciezko pobity: najpierw przez ludzi pracujacych dla Vespy, a potem tych, ktorzy chcieli zaskarbic sobie jego laski. Wlacznie ze straznikami. Nie bylo ucieczki przed nieustannym strachem.
Ten strach, tak jak smrod, stal sie nieodlaczna czescia jego swiata. Moze to wyjasnialo, dlaczego juz sie nie bal.
Z czasem Larue zdobyl w Walden przyjaciol, ale wiezienie nie jest kuznia charakterow, wbrew temu, co Sandra Koval opowiadala teraz sluchaczom. Wiezienie obnaza najnizsze, prymitywne instynkty, a to, co robisz, zeby przezyc, nigdy nie jest przyjemne.
Niewazne. Juz wyszedl. To przeszlosc. Juz za nim.
Nie calkiem.
W sali panowala glucha cisza, jakby wyssano z niej cale powietrze, pozostawiajac proznie. Czlonkowie rodzin siedzieli nieruchomo i niewzruszenie. Nie bylo w nich zycia. Byli jak puste skorupy. Nie mogli go skrzywdzic. Juz nie.
Nagle Carl Vespa wstal. Na moment, nie dluzszy niz sekunde, Sandra Koval zamilkla. Grace Lawson wstala rowniez.
Wade Larue nie mogl zrozumiec, dlaczego ci dwoje sa razem.
To nie mialo sensu. Zastanawial sie, czy to by cos zmienilo, gdyby spotkal sie z Grace Lawson.
Czy to mialoby jakies znaczenie?
Kiedy Sandra Koval skonczyla, nachylila sie do niego i szepnela:
– Chodz, Wade. Mozesz wyjsc tylnymi drzwiami.
Dziesiec minut pozniej, idac ulicami Manhattanu, Wade Larue byl wolny po raz pierwszy od pietnastu lat.
Spojrzal na drapacze chmur. Najpierw pojdzie na Times Square. Plac bedzie gwarny i zatloczony, pelen prawdziwych ludzi, nie skazancow. Larue nie pragnal samotnosci. Nie tesknil za zielona trawa czy drzewami, te mogl sobie ogladac przez zakratowane okna swojej celi w Walden. Pragnal swiatel, dzwiekow i ludzi, prawdziwych ludzi, a nie wiezniow, a takze moze towarzystwa ladnych (a jeszcze lepiej zepsutych) kobiet.
To jednak musialo zaczekac. Wade Larue spojrzal na zegarek. Juz prawie czas.
Ruszyl na zachod Czterdziesta Trzecia Ulica. Jeszcze moze sie wycofac. Dworzec autobusowy Port Authority znajdowal sie kuszaco blisko. Moglby wsiasc do autobusu, jakiegokolwiek, i zaczac gdzies wszystko od nowa. Moze zmienic nazwisko, a nawet rysy twarzy, a potem sprobowac w jakims malomiasteczkowym teatrze. Jest jeszcze mlody. Wciaz ma talent. I te nieziemska charyzme.
Wkrotce, pomyslal.
Musi to zalatwic. Zostawic za soba. Kiedy go zwalniano, jeden z wieziennych prawnikow wyglosil mu standardowy wyklad, ze teraz czeka go nowe zycie albo paskudny koniec, co zalezy wylacznie od niego. Ten prawnik mial racje. Dzisiaj albo uwolni sie od tego, albo umrze. Wade watpil, czy mozliwe jest jakies posrednie rozwiazanie.
Ujrzal przed soba czarna limuzyne. Rozpoznal opartego o samochod czlowieka z zalozonymi na piersiach rekami. Nie mozna zapomniec takich ust, takich stloczonych zebow. To on jako pierwszy pobil przed laty Larue. Chcial wiedziec, co sie zdarzylo tamtej nocy. Larue powiedzial mu prawde: nie mial pojecia.
Teraz juz mial.
– Czesc, Wade.
– Cram.
Cram otworzyl drzwi. Wade Larue usiadl z tylu. Piec minut pozniej jechali West Side Highway. Zblizal sie koniec gry.
41
Eric Wu patrzyl, jak limuzyna podjezdza do domu Lawsonow.
Poteznie zbudowany mezczyzna, bynajmniej nie wygladajacy na szofera, wysiadl z samochodu, obciagnal mocno opieta marynarke i otworzyl tylne drzwiczki. Grace Lawson wysiadla.
Poszla w kierunku frontowych drzwi, nie mowiac do widzenia i nie ogladajac sie za siebie. Postawny kierowca zaczekal, az podniesie paczke i wejdzie do srodka. Potem wsiadl do samochodu i odjechal.
Wu zastanawial sie nad obecnoscia tego czlowieka. Powiedziano mu, ze Grace Lawson moze miec teraz obstawe. Grozono jej. Grozono jej dzieciom. Ten ogromny szofer nie byl policjantem. Wu byl tego pewien. I na pewno nie byl zwyklym szoferem.
Lepiej zachowac ostroznosc.
Trzymajac sie w bezpiecznej odleglosci, Wu zaczal obchodzic dom. Dzien byl pogodny, a drzewa i krzewy pokryly sie zielonymi liscmi. Ten teren zapewnial wystarczajaca oslone.
Wu nie mial lornetki, ktora znacznie ulatwilaby mu zadanie, ale to bez znaczenia. Juz po kilku minutach zauwazyl pierwszego wartownika. Mezczyzna usadowil sie za garazem. Wu podkradl sie blizej. Mezczyzna rozmawial przez radiotelefon.
Wu sluchal. Pochwycil tylko urywki rozmowy, ale to mu wystarczylo. W domu tez ktos byl. Zapewne po drugiej stronie ulicy tez ustawiono ochroniarza.
Niedobrze.
Mimo to Wu mogl sobie poradzic. Zdawal sobie z tego sprawe. Musialby jednak uderzyc blyskawicznie. Najpierw zlokalizowac drugiego wartownika na zewnatrz. Jednego zalatwic golymi rekami, a drugiego zastrzelic. Potem dostac sie do domu. Duzo trupow. Mezczyzna w domu czekalby na niego.
Jednak Wu moglby to zrobic.
Spojrzal na zegarek. Za dwadziescia trzecia.
Juz mial zamiar ruszyc w kierunku ulicy, gdy otworzyly sie tylne drzwi. Wyszla z nich Grace. W reku miala walizke. Wu przystanal i czekal. Wlozyla walizke do bagaznika. Wrocila do domu. Po chwili wyszla z druga walizka i jakas paczka chyba ta sama, ktora zabrala sprzed frontowych drzwi.
Wu pospieszyl do samochodu, ktorym tu przyjechal. Ironia losu sprawila, ze byl to ford windstar Lawsonow, tyle ze zmienil tablice rejestracyjne w Palisades Mall i przylepil kilka nalepek, majacych odwracac uwage. Ludzie predzej zapamietaja takie nalepki niz numery rejestracyjne czy marke wozu.
Jedna oznajmiala wszem wobec, ze jest dumnym ojcem najlepszego ucznia. Druga, lubiana przez kibicow