Wziela akta Boba Dodda z jego biura w „New Hampshire Post” i pojechala do szkoly. Teraz miala kilka minut czasu, wiec zostala w samochodzie i zaczela je przegladac. Nie miala pojecia, co chce znalezc. W pudelku bylo sporo biurowych drobiazgow: miniaturowa amerykanska flaga, kubek do kawy, pieczatka z adresem nadawcy, maly przycisk do papieru z przezroczystego plastiku. Dlugopisy, olowki, gumki, spinacze, korektory, pineski, karteczki, zszywacze.
Grace odgarnela te smieci, zeby przejrzec papiery, ale tych bylo niewiele. Widocznie Dodd uzywal komputera. Znalazla kilka nieopisanych dyskietek. Moze na jednej z nich odkryje jakis trop. Sprawdzi to, kiedy znow bedzie miala dostep do komputera.
Papiery okazaly sie wycinkami z gazet. Artykuly napisane przez Boba Dodda. Grace przejrzala je. Cora miala racje.
Zajmowal sie malo istotnymi sprawami. Ot, ktos napisal skarge, a Bob Dodd dociekal prawdy. Nie byly to historie, ktore mogly sklonic kogos do zabojstwa, ale kto wie? Czasem maly kamyk robi duze kregi.
Juz miala zrezygnowac, wlasciwie juz sie poddala, gdy zauwazyla znajdujaca sie na samym dnie fotografie. Ramka lezala zdjeciem do dolu. Grace odwrocila ja i spojrzala. Bylo to typowe zdjecie z wakacji. Bob Dodd i jego zona Jillian stali na plazy, usmiechali sie, pokazujac oslepiajaco biale zeby, oboje ubrani byli w hawajskie koszule. Jillian miala rude wlosy.
I szeroko rozstawione oczy. Grace nagle zrozumiala, co laczylo Boba Dodda z ta sprawa. Nie mialo to nic wspolnego z tym, ze byl reporterem.
Jego zona, Jillian Dodd, byla Sheila Lambert.
Grace zamknela oczy i potarla nasade nosa. Potem starannie powkladala wszystko do pudelka. Odlozyla je na tylne siedzenie i wysiadla z samochodu. Potrzebowala czasu, zeby to wszystko przemyslec i poskladac w sensowna calosc.
Czworo czlonkow zespolu Allaw – wszystko wiazalo sie z nimi. Sheila Lambert, czego wlasnie dowiedziala sie Grace, zostala w kraju. Zmienila nazwisko i wyszla za maz. Jack wyjechal do malej wioski we Francji. Shane Alworth byl martwy lub nie wiadomo gdzie. Byc moze, jak twierdzila jego matka, pomagal gdzies biednym w Meksyku. Gen Duncan zostala zamordowana.
Grace zerknela na zegarek. Za kilka minut dzieci wyjda ze szkoly. Zadzwonila jej przypieta do paska komorka.
– Halo?
– Pani Lawson, mowi kapitan Perlmutter.
– Tak, kapitanie, co moge dla pana zrobic?
– Musze zadac pani kilka pytan.
– Wlasnie odbieram dzieci ze szkoly.
– Czy moge przyjechac? Mozemy spotkac sie pod pani domem.
– Dzieci zaraz wyjda. Po drodze wpadne na posterunek.
Grace poczula ulge. Ten niedowarzony pomysl ucieczki do Pensylwanii to chyba przesada. Moze Perlmutter dowiedzial sie czegos? Moze teraz, kiedy poznala juz tyle szczegolow, bedzie sklonny jej uwierzyc?
– Odpowiada to panu?
– Jak najbardziej. Bede czekal.
Grace z trzaskiem zamknela aparat i nagle poczula, ze ktos polozyl dlon na jej ramieniu. Odwrocila sie. Dlon nalezala do mlodego Azjaty. Nachylil glowe do jej ucha.
– Mam twojego meza – szepnal.
42
– Charlaine? Co ci jest? – dopytywala sie gadatliwa mloda mama.
Charlaine zignorowala ja.
W porzadku, Charlaine, mysl.
Co zrobilaby glupia bohaterka filmu?, zastanawiala sie.
Tak robila dotychczas: wyobrazala sobie, jak na jej miejscu zachowalaby sie taka idiotka, i postepowala wrecz przeciwnie.
No dalej, dalej…
Charlaine probowala opanowac paralizujacy lek. Nie spodziewala sie, ze znowu ujrzy tego czlowieka. Eric Wu jest poszukiwany. Postrzelil Mike'a. Poturbowal i wiezil Freddy'ego Sykesa. Policja miala jego odciski palcow. Wiedzieli, kim jest.
Wsadza go z powrotem do wiezienia. Co wiec tu robi?
A kogo to obchodzi, Charlaine? Zrob cos.
Rozwiazanie nie wymagalo geniuszu: zadzwon na policje.
Siegnela do kieszeni i wyjela Motorole. Inne matki wciaz ujadaly jak stado pieskow. Charlaine otworzyla klapke telefonu.
Nie dzialal.
Normalne i latwe do wytlumaczenia. Korzystala z niego podczas poscigu. Przez caly czas byl wlaczony. Model sprzed dwoch lat. To cholerstwo wciaz trzeba bylo ladowac. Spojrzala na druga strone szkolnego podworka. Eric Wu mowil cos do Grace Lawson. Oboje zaczeli odchodzic.
Ta sama kobieta zapytala ponownie:
– Czy cos sie stalo, Charlaine?
– Musze skorzystac z twojego telefonu – powiedziala. Natychmiast.
Grace w milczeniu spogladala na mezczyzne.
– Jesli spokojnie ze mna pojedziesz, zabiore cie do meza.
Zobaczysz go. Za godzine tu wrocisz. Za minute zadzwoni dzwonek. Jesli nie pojdziesz ze mna, wyjme bron. Zastrzele twoje dzieci. I kilka innych. Rozumiesz?
Grace nie mogla wykrztusic slowa.
– Nie masz wiele czasu.
W koncu odzyskala glos.
– Pojade z toba.
– Ty prowadzisz. Teraz spokojnie idz ze mna. Nie popelnij bledu i nie probuj wezwac kogos na pomoc. Zabije kazdego”, kto sprobuje mi przeszkodzic. Rozumiesz?
– Tak.
– Pewnie zastanawiasz sie gdzie jest ten czlowiek, ktory mial cie ochraniac – ciagnal. – Zapewniam cie, ze on nie bedzie sie wtracal.
– Kim jestes:? – zapytala Grace.
– Zaraz zadzwoni dzwonek. – Spojrzal na dziedziniec i usmiechnal sie. – Chcesz, zebym tu byl, kiedy wyjda twoje dzieci?
Krzycz, pomyslala Grace. Krzycz jak wariatka i zacznij uciekac. Jednak widziala wypuklosc broni za jego paskiem.
I jego oczy. Nie blefuje. Mowi prawde. Zabilby dzieci.
A poza tym ma jej meza.
Poszli w kierunku jej samochodu, ramie w ramie, jak dwoje przyjaciol. Grace goraczkowo zerkala na boki. Zauwazyla Core.
Przyjaciolka spojrzala na nia pytajaco. Grace nie chciala ryzykowac. Odwrocila wzrok.
Poszla dalej. Doszli do jej samochodu. Otworzyla drzwi w chwili, gdy zadzwonil dzwonek.
Gadatliwa mamusia grzebala w torebce.
– Mamy wyjatkowo kiepski profil uzytkownika. Juz po pierwszym tygodniu konczy nam sie limit i potem musimy uwazac przez reszte miesiaca.
Charlaine popatrzyla na inne mamy. Nie chciala wywolac paniki, wiec zapytala spokojnie:
– Prosze, czy ktos moze mi pozyczyc telefon?