Kiedy zapalilo sie zielone swiatlo, puscil ja. Grace o malo nie zemdlala z ulgi. Caly ten incydent nie trwal nawet pieciu sekund. Mezczyzna patrzyl na nia. Kaciki jego ust uniosly sie w niklym usmiechu.
– Chce, zebys przestala gadac, dobrze?
Grace skinela glowa.
Spojrzal przed siebie.
– Jedz.
Perlmutter zadzwonil do APB. Charlaine Swain miala dosc zdrowego rozsadku, zeby zapamietac marke i numery rejestracyjne samochodu. Woz nalezal do Grace Lawson. Zadna niespodzianka. Teraz Perlmutter nieoznakowanym samochodem jechal do szkoly. Towarzyszyl mu Scott Duncan.
– Kim jest ten Eric Wu? – zapytal.
Perlmutter zastanowil sie, czy mu powiedziec, ale nie widzial zadnego powodu, aby to ukrywac.
– Na razie wiemy, ze wdarl sie do pewnego domu, pobil wlasciciela, powodujac czasowy paraliz, postrzelil innego czlowieka i moim zdaniem zabil Rocky'ego Conwella, ktory sledzil Lawsona.
Duncan nie znalazl na to odpowiedzi.
Dwa inne policyjne wozy juz byly na miejscu zdarzenia.
Perlmutterowi nie podobalo sie to: radiowozy na szkolnym podworku. Dobrze przynajmniej, ze mieli tyle rozsadku, zeby nie wlaczac syren. To juz cos. Reakcje rodzicow, ktorzy odbierali swoje dzieci, mozna bylo podzielic na dwa rodzaje.
Jedni pospiesznie pakowali pociechy do samochodow, trzymajac je blisko siebie, jakby oslaniajac przed kulami. Inni dawali sie poniesc ciekawosci. Podchodzili, nie zdajac sobie sprawy lub nie mogac uwierzyc w to, ze w tak niewinnej scenerii moze grozic im jakies niebezpieczenstwo.
Charlaine Swain byla tam. Perlmutter i Duncan pospieszyli w jej strone. Mlody umundurowany policjant, niejaki Dempsey, zadawal jej pytania i robil notatki. Perlmutter przegonil go i zapytal:
– Co sie stalo?
Charlaine opowiedziala mu, jak przyszla pod szkole i patrzyla na Grace Lawson z powodu tego, co on, Perlmutter, jej mowil.
Powiedziala, ze widziala Erica Wu z Grace.
– Czy grozil jej? – zapytal Perlmutter.
– Nie – odparla Charlaine.
– Moze poszla z nim dobrowolnie?
Charlaine Swain zerknela na Duncana, a potem znow spojrzala na Perlmuttera.
– Nie. Nie poszla dobrowolnie.
– Skad pani wie?
– Poniewaz Grace przyjechala tu sama po dzieci – odpowiedziala.
– Co z tego?
– To, ze nie zostawilaby ich tak sobie. Niech pan poslucha, nie moglam wezwac was od razu, jak tylko go zobaczylam.
Wystarczylo, ze spojrzal na mnie z drugiej strony podworka, a skamienialam ze strachu.
– Nie wiem, czy rozumiem – mruknal Perlmutter.
– Jesli Wu tak dzialal na mnie z daleka – powiedziala Charlaine – to niech pan sobie wyobrazi, jak sie czula Grace, kiedy stanal tuz za nia i szepnal jej cos do ucha.
Nastepny umundurowany policjant, Jackson, podbiegl do Perlmuttera. Mial szeroko otwarte oczy i Perlmutter widzial, ze ze wszystkich sil stara sie opanowac wzburzenie. Rodzice tez to spostrzegli. Cofneli sie.
– Znalezlismy cos – wysapal Jackson.
– Co?
Policjant nachylil sie blizej, zeby nikt go nie uslyszal.
– W furgonetce zaparkowanej dwie przecznice stad. Mysle, ze powinien pan to zobaczyc.
Powinna od razu uzyc broni.
Kolano Grace bolesnie pulsowalo. Czula sie, jakby ktos odpalil w nim bombe. Oczy piekly ja od powstrzymywanych lez. Zastanawiala sie, czy bedzie w stanie isc, kiedy wysiada z samochodu.
Co chwile zerkala na czlowieka, ktory sprawil jej taki bol.
Ilekroc spojrzala, patrzyl na nia z rozbawiona mina. Probowala sie skupic, ale wciaz myslala o jego dloni na swoim kolanie.
Tak beznamietnie zadal jej tyle bolu. Co innego, gdyby zrobil to pod wplywem takich czy innych emocji, okazujac podniecenie czy odraze, ale niczego takiego nie zauwazyla.
Zadawal bol, jakby przewracal papierki. Mimochodem, obojetnie. Jego przechwalka, jesli za taka ja uznac, nie byla czcza: jesli zechce, wykreci jej rzepke jak zakretke butelki.
Przekroczyli granice stanu i teraz znalezli sie w Nowym Jorku. Jechali miedzystanowa dwiescie osiemdziesiat siedem w kierunku mostu Tappan Zee. Grace nie smiala sie odezwac.
Myslami, co zupelnie naturalne, wciaz wracala do dzieci. Emma i Max na pewno juz wyszli ze szkoly. Beda jej szukali. Czy zaprowadza je do sekretariatu? Cora widziala ja na podworku.
Grace byla pewna, ze kilka innych matek tez. Czy cos powiedza lub zrobia?
Wszystko to bylo nieistotne, a co wiecej, odwracalo uwage od najwazniejszego. Przeciez nic nie moze na to poradzic.
Czas skupic sie na tym, co powinna zrobic.
Mysl o pistolecie.
Grace probowala uporzadkowac w myslach kolejne czynnosci. Siegnie obiema rekami. Lewa podciagnie nogawke, a prawa chwyci bron. W jaki sposob jest przypiety pistolet? Usilowala to sobie przypomniec. Zdaje sie, ze na gorze jest jeden pasek? Sama go zapiela. Przytrzymuje bron od gory, zeby nie wypadla.
Bedzie musiala go odpiac. Gdyby po prostu probowala wyrwac bron z kabury, mogloby sie to nie udac.
Dobrze, w porzadku. Pamietaj: najpierw odpia6 Potem wyciagnac.
Zastanawiala sie, kiedy to zrobic. Ten czlowiek jest niewiarygodnie silny. Przekonala sie o tym. I zapewne przyzwyczajony do stosowania przemocy. Bedzie musiala zaczekac na odpowiednia chwile. Po pierwsze, co oczywiste, nie moze tego zrobic, prowadzac samochod. Powinna zaczekac, az zatrzymaja sie na swiatlach, zaparkuja, albo… albo jeszcze lepiej, az wysiada z samochodu. Wtedy moze sie jej uda.
Po drugie, trzeba odwrocic jego uwage. Wciaz ja obserwuje.
Tez jest uzbrojony. Ma bron za paskiem spodni. Moze ja wyciagnac znacznie szybciej niz Grace. Tak wiec musi zaczekac na moment, gdy nie bedzie na nia patrzyl, gdy cos odwroci jego uwage.
– Zjedz z autostrady.
Tablica zapowiadala Armonk. Przejechali po dwiescie osiemdziesiatej siodmej najwyzej piec lub szesc kilometrow. Jednak nie pojada przez most Tappan Zee. Grace myslala, ze na moscie tez moze nadarzyc sie okazja do dzialania. Sa tam kasy. Moglaby sprobowac uciec albo dac jakis znak kasjerowi, chociaz nie sadzila, by to cos dalo. Azjata z pewnoscia pilnowalby jej podczas przejazdu przez punkt kontrolny. Byla gotowa sie zalozyc, ze znow polozylby reke na jej kolanie.
Skrecila w prawo i w gore. Znow zaczela ukladac wszystko w myslach. Kiedy dobrze sie nad tym zastanowic, powinna zaczekac, az dotra do celu podrozy. Przede wszystkim, jesli naprawde jada do Jacka, to coz, przeciez Jack tam bedzie, prawda? To ma sens.
Co wiecej, kiedy zatrzyma samochod, oboje beda musieli wysiasc. To oczywiste, owszem, ale wtedy bedzie miala okazje.
On wysiadzie po swojej stronie. Ona po swojej.
Wtedy bedzie miala szanse.
Ponownie zaczela powtarzac w myslach kolejne czynnosci.
Otworzy drzwi. Wystawiajac nogi z kabiny, podciagnie nogawke. Samochod na moment zasloni jej nogi. On nie bedzie ich widzial. Jesli dobrze to wyliczy w czasie, Azjata w tym momencie wysiadzie z samochodu po swojej stronie. Odwroci sie plecami. Wtedy bedzie mogla wyciagnac bron z kabury.
– Na nastepnym skrzyzowaniu w prawo – rzucil. A potem w lewo.