Vespa doskoczyl do niego. Krew ciekla z ust Larue, ale lezal i wciaz sie smial.
To nie z jego oczu plynely lzy.
– Z czego sie smiejesz?
– Bylem taki jak ty. Zadny zemsty.
– Za co?
– Za zamkniecie w celi.
– To byla twoja wina.
Larue usiadl.
– Tak i nie.
Vespa cofnal sie o krok. Spojrzal przez ramie. Cram stal spokojnie i patrzyl.
– Mowiles, ze chcesz porozmawiac.
– Zaczekam, az skonczy mnie pan bic.
– Powiedz, dlaczego dzwoniles.
Wade Larue usiadl i dotknal warg, sprawdzajac, czy plynie z nich krew. Wygladal na prawie uszczesliwionego, kiedy ja zobaczyl.
– Pragnalem zemsty. Nie potrafie powiedziec, jak bardzo.
Jednak dzis, kiedy wyszedlem, gdy nagle jestem wolny… Juz jej nie chce. Spedzilem pietnascie lat w wiezieniu. Odsiedzialem kare. Twoja kara… no coz, prawda wyglada tak, ze twoja kara nigdy sie nie skonczy, czyz nie, panie Vespa?
– Czego chcesz?
Larue wstal. Podszedl do Vespy.
– Tak bardzo pan cierpi – powiedzial lagodnie, prawie czule. – Chce, zebys dowiedzial sie wszystkiego, panie Vespa.
Chce, zebys poznal prawde. To musi sie skonczyc. Dzisiaj.
Tak czy inaczej. Chce normalnie zyc. Nie chce wciaz ogladac sie przez ramie. Dlatego zamierzam powiedziec wszystko, co wiem. Zamierzam powiedziec wszystko. A wtedy bedziesz mogl zdecydowac, co trzeba zrobic.
– Zdaje sie, ze powiedziales, ze oddales te strzaly.
Larue zignorowal te uwage.
– Pamietasz porucznika Gordona Mackenzie?
To pytanie zaskoczylo Vespe.
– Tego ochroniarza. Oczywiscie.
– Odwiedzil mnie w wiezieniu.
– Kiedy?
– Trzy miesiace temu.
– Dlaczego?
Larue usmiechnal sie.
– Tez chcial zachowac ten stan rownowagi. Naprawic zlo.
Nazywasz to yin i yang. Mackenzie nazywal to Bogiem.
– Nie rozumiem.
– Gordon Mackenzie umieral. – Larue polozyl dlon na ramieniu Vespy. – I przed smiercia chcial wyznac swoje grzechy.
44
Pistolet tkwil w kaburze na kostce.
Grace siedziala za kierownica. Azjata obok niej.
– Jedz prosto, a potem skrec w lewo.
Oczywiscie byla przestraszona, ale jednoczesnie dziwnie spokojna. To pewnie cos podobnego do oka cyklonu, pomyslala.
Cos sie stalo. Moze teraz znajdzie odpowiedzi na kilka pytan.
Probowala poukladac je wedlug hierarchii waznosci.
Po pierwsze: zabrac go jak najdalej od dzieci.
To najwazniejsze. Ermna i Max beda bezpieczni. Nauczyciele zostaja na podworku, dopoki rodzice nie odbiora wszystkich dzieci. Kiedy ona sie nie zjawi, zaprowadza je do sekretariatu wzdychajac ze zniecierpliwieniem. Ta stara sekutnica, pani Dinsmont, zacmoka z uciechy nad nieodpowiedzialna matka i kaze dzieciom zaczekac. Mniej wiecej tak bylo pol roku temu, kiedy Grace trafila na roboty drogowe i spoznila sie do szkoly. Dreczona wyrzutami sumienia, wyobrazala sobie Maxa czekajacego w scenerii zywcem wzietej z Olivera Twista, ale kiedy przyjechala, siedzial w sekretariacie nad kolorowanka z dinozaurem. Wcale nie chcial jechac do domu.
Szkola znikla im z oczu.
– Skrec w prawo.
Grace posluchala.
Jej porywacz, jesli tak go nazwac, powiedzial, ze zabierze ja do Jacka. Nie wiedziala, czy mowil prawde, czy nie, ale nie wiadomo czemu podejrzewala, ze tak. Oczywiscie byla pewna, ze nie robi tego z dobrego serca. Ostrzegano ja. Dotarla za blisko. Ten czlowiek jest niebezpieczny. Nie musiala widziec broni za paskiem jego spodni, zeby to zrozumiec. Powietrze wokol niego wydawalo sie iskrzyc i wiedzialo sie, po prostu wiedzialo, ze ten czlowiek zawsze zostawia po sobie ruiny i zgliszcza.
Jednak Grace rozpaczliwie chciala dowiedziec sie prawdy.
Miala bron w kaburze na kostce. Jesli bedzie sprytna, jezeli bedzie rozsadna, moze zdola zdobyc nad nim przewage wynikajaca z zaskoczenia. To juz cos. Dlatego na razie bedzie posluszna. Poza tym nie ma innego wyjscia.
Niepokoila ja sprawa broni i kabury. Czy pistolet wysunie sie z niej bez oporu? Czy bron wypali, kiedy nacisnie spust?
Czy naprawde wystarczy wymierzyc i strzelic? Nawet gdyby zdolala znienacka wyciagnac bron, w co watpila, widzac, jak ten facet czujnie ja obserwuje, co powinna zrobic? Wycelowac w niego i zazadac, zeby zawiozl ja do Jacka?
Nie wyobrazala sobie, zeby to moglo sie udac.
A przeciez nie moze go zastrzelic. Pomijajac juz etyczne dylematy oraz skrupuly, czy znajdzie w sobie dosc odwagi, zeby nacisnac spust? On, ten czlowiek, moze byc jedynym sladem wiodacym do Jacka. Jesli go zabije, co jej zostanie? Zniszczy jedyny slad i moze przekresli ostatnia szanse odnalezienia Jacka.
Lepiej zaczekac i zobaczyc, co bedzie. Poza tym i tak nie ma innego wyjscia.
– Kim jestes?
Kamienna twarz. Wzial jej torebke i wysypal na kolana zawartosc. Przejrzal drobiazgi, rzucajac je na tylne siedzenie.
Znalazl komorke, wyjal z niej baterie i tez tam rzucil.
Grace zasypywala go gradem pytan: gdzie jest moj maz?, czego od nas chcesz?, ale nie zwracal na to uwagi. Kiedy zatrzymali sie na swiatlach, zrobil cos, czego sie nie spodziewala.
Polozyl dlon na jej chromym kolanie.
– Utykasz na te noge – stwierdzil.
Grace nie wiedziala, jak zareagowac. Dotkniecie bylo lekkie, niemal jak musniecie piorkiem. A potem nagle zacisnal palce jak stalowe szpony. Doslownie wbil je w cialo. Grace wygiela sie z bolu. Czubki jego palcow zaglebily sie tam, gdzie kolano styka sie z piszczela. Bol byl tak niespodziewany i potworny, ze Grace nawet nie zdolala krzyknac. Probowala rozgiac jego palce, oderwac je od swojego kolana, ale nie zdolala. Jego dlon byla jak z betonu.
Powiedzial szeptem:
– Gdybym zacisnal troche mocniej i pociagnal…
Krecilo jej sie w glowie. Byla bliska utraty przytomnosci.
– …moglbym wyrwac ci rzepke.