Przejezdzali przez jakies nieznane Grace miasteczko. Bylo tu wiecej drzew niz w Kasselton. Domy wygladaly na starsze, dluzej zamieszkane, bardziej zadbane.
– Trzeci dom po lewej. Wjedz na podjazd.
Grace mocno sciskala kierownice. Wjechala na podjazd.
Kazal jej zatrzymac woz przed domem.
Zrobila gleboki wdech i czekala, az otworzy drzwiczki i wysiadzie.
Perlmutter jeszcze nigdy nie widzial czegos takiego.
Facet w furgonetce, mezczyzna ze spora nadwaga w standardowym kreszowym dresie mafiosa, byl martwy. I ostatnie chwile jego zycia z pewnoscia nie byly przyjemne. Jego gruba szyja byla splaszczona, zupelnie splaszczona, jakby jakims cudem przejechal po niej walec, pozostawiajac nietknieta glowe i klatke piersiowa.
Daley, ktory nigdy nie zapominal jezyka w gebie, mruknal:
– Duza rzecz. – A potem dodal: – Wyglada znajomo.
– Richie Jovan – powiedzial Perlmutter. – Podrzedny gangster, pracujacy dla Carla Vespy.
– Vespy? – powtorzyl Daley. – To on jest w to zamieszany?
Perlmutter wzruszyl ramionami.
– To z pewnoscia robota Wu.
Scott Duncan zbladl.
– Co tu sie dzieje, do diabla?
– To proste, panie Duncan. – Perlmutter odwrocil sie twarza do niego. – Rocky Conwell pracowal dla Indiry Khariwalli, prywatnego detektywa, ktorego pan wynajal. Ten sam czlowiek, Eric Wu, zamordowal Conwella, zabil tego biednego pajaca i ostatnio widziano go odjezdzajacego spod tej szkoly razem z Grace Lawson. – Perlmutter przysunal sie do niego. – Moze chce nam pan wyjasnic, o co tu chodzi?
Nadjechal nastepny radiowoz i zatrzymal sie z piskiem Opon.
Wyskoczyla z niego Veronique Baltrus.
– Mam!
– Co?
– Erica Wu na yenta.com. Poslugiwal sie nazwiskiem Stephen Fleisher. – Podbiegla do nich, z kruczoczarnymi wlosami upietymi w ciasny kok. – Ta witryna kojarzy zydowskie wdowy i wdowcow. Wu flirtowal w sieci z trzema kobietami jednoczesnie. Jedna jest z Waszyngtonu. Druga mieszka w Wheeling w zachodniej Wirginii. A ostatnia, Beatrice Smith, zamieszkuje w Armonk w stanie Nowy Jork.
Perlmutter rzucil sie do samochodu. Nie ma zadnych watpliwosci, pomyslal. To tam pojechal Eric Wu. Scott Duncan biegl tuz za kapitanem. Dojada do Armonk w niecale dwadziescia minut.
– Dzwon na posterunek w Armonk! – zawolal do Baltrus. – Powiedz im, zeby natychmiast wyslali tam wszystkie jednostki!
45
Grace czekala, az mezczyzna wysiadzie.
Wokol rosly drzewa, ktore prawie zupelnie zaslanialy dom.
Grace dostrzegla smukle wiezyczki i duzy taras. Zauwazyla stary grill. A takze szereg lamp ogrodowych, starych i zniszczonych. Z tylu domu stala zardzewiala ogrodowa hustawka, niczym ruiny z minionej epoki. Kiedys odbywaly sie tu przyjecia. Mieszkala rodzina. Ludzie lubiacy podejmowac przyjaciol.
Teraz ten dom przypominal wymarle miasteczko. Niemal spodziewala sie, ze zaraz zobaczy gnane wiatrem, wyschniete zielsko.
– Wylacz silnik.
Grace ponownie powtorzyla w myslach kolejnosc czynnosci.
Otworzyc drzwi. Wystawic nogi. Wyjac pistolet. Wycelowac…
I co potem? Kazac mu podniesc rece do gory? Strzelic mu w piers? Co?
Wylaczyla. silnik i czekala, az mezczyzna wysiadzie pierwszy. Chwycil za klamke. Przygotowala sie. Spogladal na frontowe drzwi domu. Nieznacznie opuscila reke.
Czy powinna zrobic to teraz?
Nie. Czekaj, az zacznie wysiadac. Nie wahaj sie. Moment Wahania i stracisz przewage.
Mezczyzna pochylil sie, trzymajac reke na klamce. Nagle obrocil sie, zacisnal piesc i mocno uderzyl Grace w bok. Miala wrazenie, ze wgniotl jej klatke piersiowa, robiac w niej ptasie gniazdo. Uslyszala gluche stukniecie i trzask.
Jej bok przeszyl potworny bol.
Miala wrazenie, ze umiera. Mezczyzna jedna reka zlapal ja za glowe. Druga przesunal w dol, po zebrach. Wskazujacym palcem dotknal miejsca, w ktore wlasnie uderzyl, u dolu klatki piersiowej.
Powiedzial lagodnie:
– Powiedz mi, skad masz to zdjecie.
Otworzyla usta, ale nie wydobyl sie z nich zaden dzwiek.
Kiwnal glowa, jakby sie tego spodziewal. Puscil ja. Otworzyl drzwiczki i wysiadl. Grace byla polprzytomna z bolu.
Bron, pomyslala. Wyjmij te przekleta bron!
Jednak Azjata juz byl po jej stronie samochodu. Otworzyl drzwiczki. Wielkim lapskiem chwycil ja za kark. Zaczal zaciskac palce i ciagnac. Grace sprobowala sie podniesc. Znow poczula przeszywajacy bol w boku. Jakby ktos wbil jej srubokret miedzy zebra i poruszal nim w gore i w dol.
Wywlokl ja z samochodu. Kazdy krok sprawial jej potworny bol. Starala sie nie oddychac. Nawet minimalny ruch zeber przy oddychaniu wydawal sie na nowo rozrywac sciegna. Azjata wlokl ja w kierunku domu. Frontowe drzwi nie byly zamkniete.
Przekrecil klamke, pchnal je i wrzucil Grace do srodka. Upadla na podloge i prawie stracila przytomnosc.
– Prosze, powiedz mi, skad masz to zdjecie.
Powoli ruszyl w jej strone. Strach otrzezwil Grace. Powiedziala szybko:
– Odebralam zdjecia z Photomatu… – zaczela.
Kiwnal glowa jak czlowiek, ktory nie slucha, co sie do niego mowi. Podchodzil do niej. Grace nie przestawala mowic, probujac sie odczolgac. Mial twarz bez wyrazu, jak czlowiek wykonujacy jakas codzienna czynnosc, na przyklad pracujacy w ogrodku, wbijajacy gwozdzie, skladajacy zamowienie lub strugajacy patyk.
Doszedl do niej. Usilowala stawiac opor, ale byl potwornie silny. Uniosl ja i obrocil na brzuch. Uderzyla zebrami o podloge.
Poczula inny, przeszywajacy bol. Widziala wszystko jak przez mgle. Wciaz znajdowali sie w holu. Azjata usiadl na niej.
Probowala go kopnac, ale nie miala sily. Przycisnal ja do podlogi.
Grace nie mogla sie ruszyc.
– Prosze, powiedz mi, skad masz to zdjecie.
Lzy cisnely jej sie do oczu, ale powstrzymywala placz.
Glupota. Meska brawura. Mimo to nie chciala plakac. Powtorzyla, ze poszla do Photomatu i odebrala zdjecia. W ciaz siedzac jej na plecach, kolanami opierajac sie o podloge na wysokosci jej bioder, dotknal palcem wskazujacym obolalych zeber. Grace probowala go zrzucic. Znalazl miejsce, ktore bolalo ja najbardziej i przylozyl tam czubek palca. Przez chwile tylko go trzymal. Grace szamotala sie, podrygujac na podlodze.
Zaczekal chwile. I jeszcze troche.
A potem wbil palec miedzy dwa zlamane zebra.
Grace wrzasnela.
Tym sam monotonnym glosem powiedzial:
– Prosze, powiedz mi, skad masz to zdjecie.
Teraz lzy poplynely jej z oczu. Czekal. Znow zaczela mu tlumaczyc, zmieniajac slowa w nadziei, ze zabrzmia bardziej wiarygodnie, bardziej przekonujaco. Nie odzywal sie.