– Grover to moja ulubiona postac z
– Sledzilismy pana, Myron!
Granitowy wreczyl mu kilka zdjec o rozmiarach 20 x 25 centymetrow. Myron przejrzal je. Na pierwszym pukal do drzwi domu Gibbsa. Na drugim Gibbs wystawial przez nie glowe. Na trzecim wchodzili do srodka.
– I co pan na to?
Myron zmarszczyl czolo.
– Nie ubieram sie zbyt gustownie.
– Wiemy, ze pracuje pan dla Stana Gibbsa.
– W jakim charakterze?
– Juz powiedzialam. Bawi sie pan w detektywa. A skoro ustalilismy, czym sie pan kieruje, prosze wymienic swoja cene.
– Nie wiem, o czym pani mowi.
– Powiem wprost: ile zada pan za skonczenie z ta zabawa? Chce pan zmusic nas, zebysmy zniszczyli rowniez pana?
Rowniez?!
Myron odnotowal to w pamieci.
– Chcialbym pana o cos spytac, Bronwyn – zwrocil sie do milczacego brata Susan Lex. – Pan i Dennis chodziliscie razem do przedszkola. W pewnej chwili znikneliscie. A po dwoch tygodniach wrocil tam tylko pan. Dlaczego? Co sie stalo z bratem?
Bronwyn otworzyl i zamknal usta niczym marionetka. Spojrzeniem poszukal pomocy u siostry.
– Dennis zapadl sie wtedy pod ziemie. Na trzydziesci lat zniknal bez sladu. A teraz, na to wyglada, z jakiegos powodu powrocil. Zmienil nazwisko, otworzyl skromne konto bankowe, przekazal probke krwi do banku szpiku kostnego. Co sie dzieje, Bron? Domysla sie pan?
– To kompletny absurd! – odparl Bronwyn.
Siostra uciszyla go spojrzeniem. Ale Myron wyczul cos w powietrzu. Przetrawil to sobie i naszla go nowa mysl: A jezeli Leksowie tez nie znali odpowiedzi? Jezeli rowniez poszukiwali Dennisa?
Kiedy sie nad tym zastanawial, oberwal cios w zoladek. Piesc Granitowego wbila sie tak gleboko, ze kto wie, czy jej klykcie nie dotknely obicia kanapy. Myron zlozyl sie, zduszony, wpol i walczac o oddech, zwalil sie na podloge. W glowie, ktora opadla mu na kolana, mial tylko jedna mysl: powietrza! Potrzebowal powietrza!
– Stan Gibbs zna prawde – zadudnil mu w uszach glos Susan Lex. – Jego ojciec jest podlym klamca, a oskarzenia pozbawione sa wszelkich podstaw. Musze jednak bronic swojej rodziny, panie Bolitar. Dlatego prosze przekazac panu Gibbsowi, ze jeszcze nie poznal cierpienia. To, co go dotad spotkalo, jest niczym w porownaniu z tym, co zrobie jemu… i panu… jezeli sie nie odczepi. Zrozumial pan?
Powietrza! Kilku lykow powietrza! Myronowi udalo sie nie zwymiotowac. Odczekal, podniosl oczy i napotkal jej wzrok.
– Ani troche – odparl.
– Wytlumacz panu, Grover – powiedziala Susan Lex i opuscila pokoj.
Jej brat po raz ostatni spojrzal na Myrona i wyszedl.
Myron po trochu odzyskiwal oddech.
– Niezly cios z zaskoczenia, Grover – powiedzial.
Grover wzruszyl ramionami.
– Uderzylem delikatnie.
– Nastepnym razem, twardzielu, uderz delikatnie, kiedy patrze.
– To nic nie zmieni.
– Zobaczymy. – Myron usiadl. – O czym ona, do diabla, mowila?
– Pani Lex wyrazila sie bardzo jasno. Ale ty, jak sie zdaje, masz cokolwiek pusto miedzy uszami, dlatego przypomne ci jej stanowisko. Nie lubi, jak ktos wtraca sie do jej spraw. Stan Gibbs, przykladowo, sie wtracil. I sam widzisz, co go spotkalo. Zrobiles to samo. Wiec zaraz sie przekonasz, co spotka ciebie.
Myron podzwignal sie na nogi. Duet w granatowych marynarkach pozostal przy drzwiach. Granitowy znow zaczal strzelac stawami.
– Posluchaj uwaznie – powiedzial. – Zlamie ci noge. A potem wywleczesz stad swoja zalosna dupe i ostrzezesz Gibbsa, ze jezeli znow zacznie weszyc, zalatwie was obu. Sa pytania?
– Tylko jedno. Czy lamanie nog nie traci banalem?
Grover usmiechnal sie.
– Nie w moim wykonaniu.
Myron rozejrzal sie po pokoju.
– Stad nie ma ucieczki, przyjacielu.
– A kto ucieka? – odparl Myron i znienacka pochwycil ciezka krysztalowa rzezbe.
Granatowe Marynarki siegnely po pistolety, a Granitowy zrobil unik. Ale Myron nie mial zamiaru z nimi walczyc. Podniosl rzezbe, obrocil sie jak dyskobol i cisnal marmurowa podstawa w tafle okna. Szyba rozprysla sie z hukiem.
W tej samej chwili padly strzaly.
– Na podloge! – krzyknal.
Granatowe Marynarki posluchaly go. Zanurkowal. Pociski swistaly dalej. Snajperski ogien. Jedna stracila gorne oswietlenie. Druga trafila w lampe.
„Wina to ucieszy” – pomyslal.
– Chcecie zyc, nie wstawajcie! – zawolal.
Strzaly ustaly. Jeden z ochroniarzy zaczal sie podnosic. W tej samej chwili zaspiewala kula, o maly wlos nie robiac mu przedzialka. Padl jak dlugi, rozplaszczajac sie na puszystym dywanie.
– Wstaje – powiedzial Myron. – Wychodze. Radze wam pozostac na podlodze. Grover?
– Tak?
– Przekaz przez radio tym na dole, zeby mnie przepuscili. Jezeli przetrzymaja mnie za dlugo, moj przyjaciel pewnie wrzuci tu granaty.
Granitowy zadzwonil. Nikt sie nie poruszyl. Myron wstal. Malo brakowalo, zeby wychodzac, zagwizdal.
26
Gdy zapukal do drzwi domu Stana Gibbsa, bila polnoc.
– Przejdzmy sie – powiedzial.
Gibbs rzucil papierosa na ziemie i zgasil go butem.
– Lepiej sie przejedzmy – odparl. – Federalni maja wzmacniacze dalekiego zasiegu.
Wsiedli do forda taurusa Myrona, alias laskowozu. Stan Gibbs wlaczyl radio i zaczal wedrowac po stacjach. Zatrzymal sie na reklamie heinekena. Czy kogos obchodzilo, ze to piwo sprowadza Van Munchin and Company?
– Ma pan podsluch, Myron?
– Nie.
– Ale FBI rozmawialo z panem. Kiedy pan ode mnie wyszedl.
– Skad pan wie?
– Sledza mnie. – Gibbs wzruszyl ramionami. – Stad logiczny wniosek, ze powinni pana przesluchac.
– Co pana laczy z Dennisem Leksem? – spytal Myron.
– Juz panu powiedzialem. Nic.
– Dzis wieczorem przyjechal po mnie wielki byk nazwiskiem Grover. On i Susan Lex udzielili mi bardzo powaznego ostrzezenia, zebym przestal sie z panem zadawac. Byl z nimi Bronwyn.
Stan Gibbs zamknal oczy i potarl je.
– Wiedzieli, ze pan mnie odwiedzil.
– Mieli duze zdjecia.