– Pan w to naprawde wierzy?

– Dlaczego Susan Lex wspomniala o panskim ojcu?

Gibbs nie odpowiedzial.

– Gdzie on jest? – spytal Myron.

– Otoz to.

– Co?

Gibbs spojrzal na niego.

– Zniknal – odparl. – Osiem lat temu.

Zniknal! Znowu to slowo.

– Wiem, o czym pan mysli, ale myli sie pan. Z moim ojcem nie bylo w porzadku. Pol zycia spedzil w zakladach dla nerwowo chorych. Uznalismy, ze uciekl z kliniki.

– Nie dal znaku zycia?

– Nie.

– Znika Dennis Lex. Znika panski ojciec…

– Te fakty dzieli ponad dwadziescia lat – przerwal Gibbs. – Nic ich nie laczy.

– Wciaz nie bardzo rozumiem. Co panski ojciec lub jego znikniecie ma wspolnego z Leksami?

– Sadza, ze to z jego powodu chcialem o nich napisac. Myla sie.

– Sadza tak dlaczego?

– Ojciec byl studentem Raymonda Leksa. Zanim ukazaly sie Wyznania o polnocy.

– No i?

– Twierdzil, ze to on napisal te powiesc. Oskarzyl Leksa, ze mu ja ukradl.

– Cos takiego!

– Nikt mu nie uwierzyl – dodal szybko Gibbs. – Jak wspomnialem, nie mial po kolei w glowie.

– A jednak raptem postanowil pan zbadac przeszlosc tej rodziny?

– Tak.

– Chce mi pan wmowic, ze calkiem przypadkowo? Bez zadnego zwiazku z oskarzeniami ojca?

Gibbs oparl sie czolem o szybe jak chlopczyk teskniacy za domem.

– Nikt mu nie uwierzyl. Ja rowniez. Chorowal. Mial urojenia.

– I?

– Koniec koncow byl moim ojcem. Byc moze, jako syn, powinienem rozstrzygnac watpliwosci na jego korzysc.

– Pana zdaniem, Raymond Lex ukradl mu powiesc?

– Nie.

– Sadzi pan, ze ojciec zyje?

– Nie wiem.

– Z pewnoscia cos laczy te sprawy. Panskie artykuly, rodzine Leksow, oskarzenia panskiego ojca…

Gibbs zamknal oczy.

– Wystarczy – powiedzial.

Myron zmienil temat.

– W jaki sposob skontaktowal sie z panem porywacz Siej Ziarno? – spytal.

– Nie ujawniam zrodel informacji.

– Alez, Stan!

– Wykluczone. Wiele stracilem, ale tego nie zrobie. Nie zdradze, kto mnie informowal.

– Pan wie, kim jest porywacz.

– Prosze mnie odwiezc do domu.

– Czy to Dennis Lex? A moze ten sam lajdak, ktory go porwal?

Gibbs skrzyzowal race na piersi.

– Do domu – powtorzyl i zamknal sie w sobie.

Bylo jasne, ze nic wiecej nie powie. Myron skrecil w prawo i zawrocil. Milczeli przez cala droge.

– Mowi pan prawde? O tym dawcy szpiku? – spytal Gibbs, gdy samochod zatrzymal sie przed domem.

– Tak.

– Ten chlopiec jest panu bliski?

– Tak – potwierdzil Myron, sciskajac kierownice.

– I nie da pan za wygrana?

– Mowy nie ma.

Gibbs skinal glowa, jakby sam sobie potakiwal.

– Zrobie, co bede mogl – powiedzial. – Ale musi mi pan zaufac.

– To znaczy?

– Potrzebuje kilku dni.

– Na co?

– Na jakis czas znikne. Ale prosze nie tracic wiary.

– O czym pan mowi?

– Pan zrobi swoje. A ja swoje.

Stan Gibbs wysiadl z samochodu i zniknal w ciemnosciach.

27

Wczesnym rankiem Myrona obudzil telefon od Grega Downinga.

– Nathan Mostoni wyjechal – oznajmil. – Dlatego wrocilem do Nowego Jorku. Po poludniu zabiora syna.

„Ty szczesciarzu” – pomyslal Myron, ale nic nie powiedzial.

– Jada do Ymki na Dziewiecdziesiata Pierwsza, porzucac do kosza Wpadniesz?

– Nie.

– Mimo wszystko przyjedz. O dziesiatej.

– Spoznie sie.

Myron rozlaczyl sia, wstal z lozka, sprawdzil poczte elektroniczna i odkryl, ze przeslano mu zamowiony przez Esperanze wizerunek w formacie JPEG. Otworzyl plik i na ekranie wylonilo sie powoli wirtualne oblicze trzydziestokilkuletniego Dennisa Leksa. Niesamowite. Przyjrzal sie mu. Nie kojarzyl go sobie z nikim. Swietny program to postarzanie. Twarz wygladala jak zywa. Oprocz oczu. Oczy, jak zwykle w takich wypadkach, wygladaly martwo.

Kliknal ikone drukarki i hewlett-packard ozyl. Sprawdzil godzine w prawym dolnym rogu ekranu. Byl wczesny ranek, ale nie chcial z tym czekac.

Zadzwonil do ojca Meliny Garston.

George Garston zgodzil sie go przyjac w swoim apartamencie na ostatnim pietrze domu przy Piatej Alei, rog Siedemdziesiatej Osmej, z widokiem na Central Park. Drzwi otworzyla brunetka. Przedstawila sie jako Sandra i w milczeniu poprowadzila go korytarzem. Myron wyjrzal przez okno. W oddali, na drugim koncu parku, dostrzegl gotycka sylwete Dakoty. Jak gdzies kiedys wyczytal, mieszkajacy po jego przeciwnych stronach Woody i Mia machali do siebie recznikami. W szczesliwszych dniach, oczywiscie.

– Nie rozumiem, co pan ma wspolnego z moja corka – rzekl George Garston.

Wyzierajacy mu spod rozchylonej niebieskiej koszuli tors az po biala szyje porastal gaszcz siwych wlosow, gestych jak czupryna trolla. Jego niemal idealnie kulista lysa glowa wcisnieta byla miedzy ramiona podobne do glazow. Mial posture krzepkiego, dumnego imigranta, ktory dorobil sie w Ameryce, ale mocno oberwal od losu. Stad owa pochylosc ramion, przygarbienie czlowieka przytloczonego nieutulonym zalem. Myron znal takie reakcje. Taki zal przetraca ci kregoslup. Zyjesz dalej, ale juz sie nie prostujesz. Usmiechasz sie, ale nigdy oczami.

– Chyba nic – odparl. – Probuje kogos odszukac. Osobe, ktora moze miec zwiazek ze smiercia panskiej corki.

Urzadzony w tonacji bardzo ciemnej wisni gabinet z zasunietymi zaslonami oswietlal watly zolty poblask

Вы читаете Najczarniejszy strach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату