tego nie gwarantowalo. Musiala miec pewnosc, ze Jack przegra. Tylko o taki okup jej chodzilo od poczatku. Tyle ze odrobine spoznila sie z zadaniem. Jack juz wyjechal na turniej. A telefon odebralas ty.
Linda skinela glowa.
– Rozumiem. Musiala dotrzec do Jacka bezposrednio.
– Otoz to, ona albo Tito. Dlatego zadzwonila do Jacka w Merion. Pamietasz ten drugi telefon, ktory Jack odebral po zakonczeniu rundy?
– Oczywiscie.
– Wlasnie wtedy zazadano okupu. Porywacz zagrozil mu wprost: jezeli nie zaczniesz przegrywac, twoj syn zginie.
– Chwileczke. Jack powiedzial, ze porywacze nie wysuneli zadnych zadan. Ze kazali mu przygotowac pieniadze i ze sie odezwa.
– Sklamal.
– Ale… – Urwala. – Dlaczego?
– Nie chcial, zebysmy znali prawde. A konkretnie ty.
Linda pokrecila glowa.
Myron wyjal kasete, ktora otrzymal od Victorii.
– Moze to nam wyjasni sprawe.
Wlozyl kasete do odtwarzacza i po kilku sekundach uslyszeli glos Jacka; brzmial jak zza grobu.
– Halo?
– Kim jest ta zolta dziwka?
– Nie wiem, o czym…
– W chuja ze mna grasz, glupi sukinsynu? Oj, bo zaczne ci przysylac twojego gowniarza w malych kawalkach!
– Prosze…
– Po co mi to puszczasz, Myron? – spytala z lekkim rozdraznieniem Linda.
– Jeszcze sekunde. Zaraz bedzie to, co mnie zainteresowalo.
– Nazywa sie Esme Fong. Pracuje w firmie odziezowej. Przyjechala tu ustalic z moja zona warunki kontraktu reklamowego.
– Sciemniasz.
– Naprawde, przysiegam!
– Nie wiem, Jack…
– Panu nie sklamalbym.
– Dobra, zobaczymy. Bedziemy kontrolowac.
– To znaczy?
– Sto tysiecy. Nazwijmy to grzywna.
– Za co?
Myron zatrzymal tasme.
– Slyszalas?
– Co?
– „Nazwijmy to grzywna”. Jasno i wyraznie.
– I co z tego?
– Nie zazadal okupu, tylko grzywny.
– Powiedzial to porywacz, Myron, ktory nie przejmuje sie znaczeniem slow.
– „Sto tysiecy. Nazwijmy to grzywna’ – zacytowal. – Tak jakby zazadal okupu wczesniej. A te sto tysiecy dolozyl przy sposobnosci. I co na to Jack? Porywacz zada stu tysiecy. Mozna by oczekiwac, ze zgodzi sie mu zaplacic. Ale on zamiast tego pyta: „Za co”?, bo to jest dodatek do tego, co kazano mu zrobic. Posluchaj dalej.
Myron wcisnal odtwarzanie.
– „Gowno ci do tego. Chcesz, zeby chlopak zyl? Bedzie cie to teraz kosztowac sto tysiecy. To do…
– Zaraz, chwileczke…
Myron zatrzymal tasme.
– „Bedzie cie to teraz kosztowac sto tysiecy” – zacytowal. – „Teraz”. Oto kluczowe slowo. Jakby chodzilo o cos nowego. Jakby wczesniej, przed tym telefonem, porywacz wysunal inne zadanie. Jack przerywa mu, wpada w slowo, gdy tamten mowi: „To do…”. Dlaczego? Bo nie chce, zeby dokonczyl zdanie. Wie, ze sluchamy. Ide o zaklad, ze nastepne slowo to „dodatek”. „To dodatek do naszego pierwszego zadania” albo „To dodatek do przegranej w turnieju”.
Linda wbila w niego wzrok.
– Nadal nie rozumiem – powiedziala. – Po co Jack mialby zataic przed nami, czego chca?
– Poniewaz nie mial zamiaru spelnic ich zadania. Linde zamurowalo.
– Slucham?
– Za bardzo chcial wygrac. Co wiecej, potrzebowal zwyciestwa. Musial zwyciezyc. Nawet gdybys poznala prawde, ty, ktora wygrywalas tak latwo i tak czesto, i tak bys jej nie pojela. Jack mial szanse sie zrehabilitowac. Powrocic po dwudziestu trzech latach na szczyt i nadac sens swojemu zyciu. Jak bardzo pragnal wygrac, Lindo? Powiedz. Co bylby gotow poswiecic?
– Na pewno nie syna – odparla. – Owszem, Jack pragnal zwyciestwa. Ale nie az tak, by poswiecic zycie syna.
– On jednak widzial to inaczej. Patrzyl przez wlasny rozowy pryzmat zadzy. Czlowiek widzi to, co chce, Lindo. To, co musi zrobic. Kiedy puscilem wam tasme z banku, zobaczyliscie co innego. Ty, nie chcac uwierzyc, ze syn bylby zdolny do takiej podlosci, szukalas wyjasnien odpierajacych ow dowod. Jack przeciwnie. Chetnie uznal, ze porwanie to wielka mistyfikacja, ze stoi za nia wasz syn. Dzieki temu mogl dalej dazyc z wszystkich sil do zwyciestwa. A gdyby sie pomylil, gdyby Chada rzeczywiscie porwano, kidnaperzy najprawdopodobniej blefowali. Uznal, ze nie spelnia swoich grozb. Innymi slowy zrobil to, co musial: zbagatelizowal zagrozenie.
– Sadzisz, ze zadza zwyciestwa tak bardzo zmacila mu rozum?
– A duzo do tego potrzeba? Po obejrzeniu tej tasmy wszyscy mielismy watpliwosci. Nawet ty. Czy tak trudno mu bylo posunac sie krok dalej?
Linda zaglebila sie w fotelu.
– Zgoda. W to moglabym uwierzyc. Tylko wciaz nie bardzo rozumiem, jak to sie ma do reszty.
– Okaz mi jeszcze troche cierpliwosci. Wrocmy do chwili, gdy pokazalem wam tasme z banku. Jestesmy w waszym domu. Ogladamy nagranie. Jack wypada z domu. Jest wprawdzie zdenerwowany, lecz nadal gra na tyle dobrze, ze utrzymuje przewage. To rozsierdza Esme. Kiedy Jack ignoruje jej grozbe, ona uswiadamia sobie, ze musi podwyzszyc stawke.
– Odcinajac palec Chadowi.
– Pewnie odcial go Tito, ale wazne jest co innego. Palec zostal uciety, a Esme chce go uzyc, zeby pokazac Jackowi, ze nie zartuje.
– Podrzuca go do mojego samochodu i go znajdujemy.
– Nie.
– Jak to?
– Najpierw znajduje go Jack.
– W moim samochodzie?
Myron pokrecil glowa.
– Pamietaj, ze na breloku Chada byly kluczyki twoje i meza. Esme chciala ostrzec Jacka, nie ciebie. Umiescila wiec palec w jego samochodzie. Znalazl go. Oczywiscie przezyl wstrzas, jednak za daleko zabrnal w klamstwo. Gdyby prawda wyszla na jaw, nigdy bys mu nie wybaczyla. Nigdy by mu nie wybaczyl Chad. A poza tym bylby to koniec jego kariery. Musial sie pozbyc palca. Wlozyl go do koperty i napisal tamte slowa. Pamietasz? „Ostrzegalem, nie szukajcie pomocy”. Rozumiesz? Rozegral to idealnie. Nie tylko odwrocil uwage od siebie, ale na dodatek pozbyl sie mnie.
Linda przygryzla warge.
– To wyjasnia sprawa koperty i dlugopisu – powiedziala. – Pewnie mial w teczce troche materialow pismiennych, ktore kupilam.