Harlan Coben
Blekitna krew
Podziekowania
Kiedy autor pisze o czyms, co uwielbia tak, jak wsuwanie jezyka w wentylator (mowa o golfie), potrzebuje nie lada pomocy. W zwiazku z tym pragne podziekowac nastepujacym osobom: Jamesowi Bradbeerowi Mlodszemu, Peterowi Roismanowi, Maggie Griffin, Craigowi Cobenowi, Larry’emu Cobenowi, Jacobowi Hqye’owi, Lisie Erbach Vance, Frankowi Snyderowi, zarzadowi rec.sports.golf, Knitwit, Sparkle Hayter, Anicie Meyer, licznym golfistom, ktorzy uraczyli mnie blyskotliwymi opowiesciami (flaki z olejem), i oczywiscie Dave’owi Boltowi. Choc Otwarte Mistrzostwa Stanow w golfie sa autentycznym turniejem, a Merion prawdziwym klubem golfowym, ksiazka ta jest fikcja literacka. Pozwolilem sobie polaczyc w niej rozne miejsca, turnieje et cetera. Jak zwykle wszelkie bledy – rzeczowe i pozostale – sa sprawka wyzej wymienionych. Autor jest bez winy.
Rozdzial 1
Przez kartonowy peryskop Myron Bolitar patrzyl na gesta cizbe pociesznie ubranych widzow. Kiedy po raz ostatni korzystal z tej zabawki? Przypomnial sobie, jak wysylal pieczecie z pudelek po chrupkach sniadaniowych Cap’n Crunch. Wspomnienie to stanelo mu przed oczami niczym czarne plamki od patrzenia w slonce, po ktorych boli glowa.
Obserwowal w lusterku mezczyzn w pumpach – w pumpach, litosci! – stojacych nad mala biala kulka. Maniacy w pociesznych strojach mamrotali podekscytowani. Myron stlumil ziewniecie. Mezczyzna w pumpach przykucnal. Po krotkiej przepychance wsrod smiesznie odzianego mrowia zalegla niesamowita cisza. Wszystko zamarlo, tak jakby nawet drzewa, krzewy i starannie przystrzyzone zdzbla trawy wstrzymaly pospolu oddech.
A potem ten w pumpach walnal w biala kulke kijem.
Tlum zaszemral sylabami niezrozumialymi jak przekomarzanki dochodzace zza sceny w teatrze. Pileczka wzbila sie w powietrze, pomruki sie natezyly. Mozna juz bylo rozroznic slowa, a zaraz potem zdania: „Wyborne zagranie”, „Super uderzenie”, „Przepieknie strzelil”, „Kapitalnie kropnal”.
– Panie Bolitar?
Myron odjal peryskop od oczu. Z checia zawolalby „Peryskop w gore!”, gdyby nie obawa, ze w snobistycznym dostojnym Klubie Golfowym Merion uznaja to za dziecinade. Szczegolnie podczas Otwartych Mistrzostw Stanow. Spojrzal na rumianego jegomoscia kolo siedemdziesiatki.
– Panskie spodnie – powiedzial.
– Slucham?
– Boi sie pan wpasc pod wozek golfowy? Pomaranczowo-zolte portki mialy odcien o ton jaskrawszy od wybuchajacej supernowej, ale ich wlasciciel bynajmniej nie wyroznial sie strojem. Wiekszosc widzow obudzila sie widac z dylematem, w co sie odziac, by pasowalo do otoczenia jak piesc do nosa. Wielu wybralo oranze i zielenie, jakimi swieca najtandetniejsze neony. Duzym powodzeniem cieszyl sie tez kolor zolty oraz dziwne odcienie fioletu, najczesciej w zestawieniach odrzuconych przez wszystkie pomponiarki ze szkol srednich na Srodkowym Zachodzie. Czyzby kogos tak zaklulo w oczy stworzone przez Boga naturalne piekno, ze postanowil je zeszpecic? A moze zadzialal tu inny mechanizm? Moze owa papuzia konfekcja miala bardziej praktyczne zrodlo? Moze w czasach, gdy zwierzeta biegaly wolno, golfisci odstraszali ciuchami dzika faune? Niezla teoria.
– Musimy porozmawiac – szepnal starszy pan. – W pilnej sprawie.
Jowialna kraglosc jego policzkow przeczyla blagalnemu spojrzeniu.
– Prosze – dodal, chwytajac Myrona za reke.
– O co chodzi?
Nieznajomy poruszyl szyja, jakby uwieral go ciasny kolnierzyk.
– Jest pan agentem sportowym, prawda?
– Tak.
– Jest pan tu, zeby zdobyc klientow.
Myron zmruzyl oczy.
– Skad pan wie, ze nie podziwiam fascynujacego spektaklu, jakim sa spacerujacy dorosli?
Starszy pan nie usmiechnal sie, ale przeciez golfiarze nie slyna z poczucia humoru. Znow poruszyl szyja i przysunal sie blizej.
– Mowi panu cos nazwisko Coldren? – spytal schryplym szeptem.
– Oczywiscie – odparl Myron.
Gdyby zadano mu to pytanie wczoraj, nie wiedzialby, o kim mowa. Golfem interesowal sie srednio, a przez minione dwadziescia lat Jack Coldren byl graczem co najwyzej przecietnym. Jednak po pierwszym dniu Otwartych Mistrzostw Stanow, na pare dolkow przed koncem drugiej rundy, nieoczekiwanie wyprzedzal stawke o imponujace osiem punktow.
– A czy wie pan, kim jest Linda Coldren?
To pytanie bylo latwiejsze. Linda, zona Jacka Coldrena, od dziesieciu lat dominowala w swiatowym golfie kobiecym.
– Tak.
Nieznajomy pochylil sie i znow poruszyl szyja. Nie dosc ze irytujaco, to zarazliwie. Myron musial walczyc z pokusa, zeby go zmalpowac.
– Sa w powaznych klopotach – szepnal mezczyzna. – Jezeli im pan pomoze, zyska nowych klientow.
– Jakich klopotach?
Starszy pan rozejrzal sie.
– Tu jest za duzo ludzi – rzekl. – Prosze ze mna. Czemu nie.
Myron wzruszyl ramionami.
Odkad zaciagnal go tu przyjaciel i partner w interesach, Windsor Horne Lockwood Trzeci, w skrocie Win, ten staruszek byl pierwsza osoba, z ktora nawiazal kontakt. Poniewaz turniej rozgrywano w Merion – macierzystym polu golfowym rodu Lockwoodow od jakiegos miliarda lat – Win uznal, ze to swietna okazja do zdobycia kilku doborowych klientow. Myron mial w tej mierze nieco inne zdanie. Od hord agentow sportowych, rojacych sie na zielonych lakach klubu golfowego na podobienstwo szaranczy, odrozniala go, jak sadzil, jawna niechec do golfa, co nie stanowilo najlepszej reklamy w oczach wyznawcow tego sportu. Myron Bolitar prowadzil, mieszczaca sie przy Park Avenue w Nowym Jorku, agencje RepSport MB. Jej powierzchnie dzierzawil od dawnego wspollokatora z akademika, Wina, wielkiego bankiera inwestycyjnego, bialego bogacza z dziada pradziada, do ktorego rodziny nalezala, majaca siedzibe na tejze Park Avenue, firma Lock-Horne Securities. Myron negocjowal umowy ze sportowcami, Win, jeden z najbardziej szanowanych maklerow w kraju, zawiadywal ich finansami i inwestowal pieniadze, reszta zas zajmowal sie trzeci filar zespolu MB, Esperanza Diaz. Szli wiec – coz za patriotyzm – za chwalebnym przykladem trojpodzialu demokratycznej amerykanskiej wladzy.
Slogan reklamowy: Wybierz RepSport MB – konkurenci to kryptokomuszki.
Kiedy starszy pan prowadzil Myrona wsrod tlumu, kilku mezczyzn w zielonych marynarkach – modnych glownie na polach golfowych (jako stroj maskujacy na tle trawy?) – pozdrowilo go szeptami: „Moje uszanowanie, Bucky”, „Swietnie wygladasz, Buckster”, „Doskonala pogoda na golfa, Buckaroo”. Ich wymowa zdradzala, ze