– Kiedy pani spostrzegla, ze syn zniknal? – spytal.

Linda Coldren zerknela szybko na ojca i wyprostowala sie, z glowa uniesiona wysoko, jakby szykowala sie na przyjecie ciosu.

– Chada nie ma od dwoch dni – odparla wolno.

– Od dwoch dni? – zdziwil sie Myron.

– Tak.

– Jak mam rozumiec „nie ma”?

– Doslownie. Nie widzialam go od srody.

– Ale porywacz zadzwonil dzisiaj?

– Tak.

Juz mial cos powiedziec, lecz urwal i zlagodzil ton. Traktuj ja w rekawiczkach, Myron. W rekawiczkach, przykazal sobie.

– Wiedziala pani, gdzie jest syn?

– Sadzilam, ze u kolegi, u Matthew – odparla Linda Coldren.

Skinal glowa raz i drugi, jakby jej odpowiedz byla porazajaco wnikliwa.

– Tak pani powiedzial Chad?

– Nie.

– A wiec – rzekl niby od niechcenia – przez dwa dni nie wiedziala pani, gdzie jest syn.

– Juz mowilam: bylam pewna, ze jest u Matthew.

– Nie powiadomila pani policji.

– Skadze.

Myron juz mial zadac kolejne pytanie, ale jej postawa kazala mu je przemyslec. Wykorzystujac jego niezdecydowanie, wyprostowana jak struna Linda z plynna gracja ruszyla w strone kuchni. Podazyl za nia. A za nimi Bucky, ktory pewnie ocknal sie z transu.

– Chce sie upewnic, czy dobrze zrozumialem – sprobowal z innej strony Myron. – Chad zniknal przed turniejem?

– Tak – potwierdzila Linda. – Mistrzostwa rozpoczely sie w czwartek. – Pociagnela za uchwyt na lodowce. Drzwiczki otworzyly sie z cmoknieciem. – A dlaczego pan pyta? Czy to wazne?

– Wyklucza pewien motyw.

– Jaki?

– Chec wplyniecia na wynik turnieju. Gdyby Chad zniknal dzisiaj, to przy tak wielkiej przewadze pani meza nad konkurentami mozna by podejrzewac, ze ktos chce mu przeszkodzic w wygranej. Jednak dwa dni temu, przed rozpoczeciem mistrzostw…

– Nikt nie dalby Jackowi cienia szans – dokonczyla za niego Linda. – Bukmacherzy oceniali je w najlepszym razie jak jeden do pieciu tysiecy. – Skinela glowa, zgadzajac sie z ta ocena. – Napije sie pan lemoniady?

– Nie, dziekuje.

– Tato?

Bucky odmowil, krecac glowa. Linda Coldren zajrzala do lodowki.

– No, dobrze. – Myron klasnal w dlonie, silac sie na swobodny ton. – Wykluczylismy jedna mozliwosc. Sprawdzmy inna.

Linda Coldren znieruchomiala, utkwiwszy w nim baczne spojrzenie. W rece bez wysilku trzymala czterolitrowy szklany dzbanek z lemoniada. Myron zastanawial sie, jak to rozegrac. Zadanie nie bylo latwe.

– Czy syn bylby zdolny do takiej intrygi? – spytal.

– Slucham?

– W tych okolicznosciach to oczywiste pytanie. Postawila dzbanek na drewnianej podstawce.

– Co pan sugeruje?! Ze Chad sam sie porwal?

– Tego nie powiedzialem. Chcialem sprawdzic, czy to mozliwe.

– Prosze wyjsc.

– Choc nie bylo go dwa dni, nie zawiadomila pani policji. Mozna z tego wnioskowac, ze w domu doszlo do konfliktu. I ze nie jest to pierwsza ucieczka Chada.

– Albo tez dojsc do wniosku – Linda Coldren zacisnela dlonie w piesci – ze obdarzylismy syna zaufaniem, zapewniajac mu swobode zgodna z jego dojrzaloscia i odpowiedzialnoscia.

Myron zerknal na Bucky’ego. Ten glowe mial spuszczona. – Skoro tak sie sprawy maja…

– Tak sie maja! – uciela.

– A czy odpowiedzialne dzieci nie informuja rodzicow, dokad ida? Zeby sie nie martwili?

Linda Coldren wziela szklanke. Z przesadnym pietyzmem postawila ja na blacie i powoli napelnila lemoniada.

– Chad nauczyl sie samodzielnosci – powiedziala. – Jego ojciec i ja gramy zawodowo w golfa. Co, szczerze mowiac, oznacza, ze oboje rzadko bywamy w domu.

– I wasza nieobecnosc nie doprowadzila do konfliktu?

– To bez sensu.

Linda Coldren pokrecila glowa.

– Ja tylko…

– Panie Bolitar, Chad sam sie nie porwal. Owszem, jest nastolatkiem. Nie jest idealem, podobnie jak jego rodzice. Ale nie sfingowal porwania. Zalozmy jednak teoretycznie, ze to zrobil, chociaz wiem, ze nie. Jesli tak, to jest bezpieczny i panska pomoc nie jest nam potrzebna. Wkrotce sie dowiemy, czy to okrutny zart. Jesli jednak mojemu synowi cos grozi, szkoda mi czasu na panskie domysly.

Myron skinal glowa. Miala racje.

– Rozumiem – rzekl.

– To dobrze.

– Czy po telefonie porywacza zadzwonila pani do kolegi syna? Tego, u ktorego mogl przebywac?

– Do Matthew Squiresa. Tak.

– Nie domyslal sie, gdzie jest Chad?

– Nie mial pojecia.

– Przyjaznia sie, czy tak?

– Tak.

– Bardzo blisko?

Zmarszczyla brwi.

– Tak.

– Matthew czesto do niego dzwoni?

– Tak. Kontaktuja sie tez przez Internet.

– Jaki jest numer jego telefonu?

– Powiedzialam przeciez, ze z nim rozmawialam.

– Mimo to prosze o podanie – odparl. – Cofnijmy sie jednak na moment. Kiedy ostatni raz widziala pani syna?

– W dniu znikniecia.

– Co sie stalo?

– Jak to, co sie stalo? – Ponownie zmarszczyla brwi. – Pojechal na letnia szkole. Wiecej go nie widzialam.

Myron przyjrzal sie jej. Milczala, przygladajac sie mu nazbyt uporczywie. Cos sie tu nie zgadzalo.

– Zadzwonila pani do szkoly i sprawdzila, czy dojechal?

– Nie pomyslalam o tym.

Myron zerkal na zegarek. Piata po poludniu. Piatek.

– Watpie, czy kogos tam zastane, ale sprobuje. W domu jest wiecej telefonow?

– Tak.

– Niech pani nie korzysta z tego, na ktory zadzwonil porywacz. Niech ta linia bedzie stale wolna.

Skinela glowa.

– Dobrze.

– Czy syn ma karty kredytowe, bankomatowe lub podobne?

Вы читаете Blekitna krew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×