– Kto to jest?
– Polecila mi go Cissy – odparl Bucky.
– Jaka Cissy? – spytal Myron.
– Matka Wina.
– Aha, rzeczywiscie.
– Co on tutaj robi? Pozbadz sie go.
– Lindo, posluchaj! Potrzebujemy pomocy.
– Nie od niego.
– Pan i Win maja doswiadczenie w takich sprawach.
– Win to psychol – wycedzila.
– O, a wiec pani dobrze go zna – wtracil Myron.
Linda Coldren wreszcie go zauwazyla.
– Nie zamienilam z nim slowa, odkad skonczyl osiem lat – odparla, mierzac go piwnymi, gleboko osadzonymi oczami. – Ale nie trzeba skakac do piekla, zeby wiedziec, ze jest tam goraco.
– Ladne porownanie – pochwalil Myron.
Pokrecila glowa i zwrocila sie do ojca.
– Powiedzialam wyraznie: zadnej policji. Spelnimy ich zadania.
– Ale pan nie jest z policji.
– Nie powinienes mowic nikomu.
– Powiedzialem tylko siostrze – zaprotestowal Bucky. – A ona nic nie powie.
Myron znow poczul, jak sztywnieje.
– Chwileczke – rzekl do Bucky’ego. – Panska siostra jest matka Wina?
– Tak.
– Pan jest wujem Wina, a pani jego wujeczna siostra?
Linda Coldren obrzucila go takim spojrzeniem, jakby nasikal na podloge.
– Co za inteligencja – zadrwila. – Dobrze, ze jest pan po naszej stronie.
Swiat roi sie od kpiarzy.
– Gdyby to nie rozwialo panskich watpliwosci, moge wyrysowac nasze drzewo genealogiczne.
– Byle w zywych kolorach. Bardzo je lubie. Skrzywila sie i odwrocila do telewizora. Jack Coldren ustawil sie do konczacego strzalu z odleglosci trzech i pol metra. Uderzyl. Pileczka zatoczyla luk i wpadla do dolka. Widownia nagrodzila to brawkami. Gracz wyjal dwoma palcami pilke i uchylil kapelusza. Na ekranie pojawila sie tablica IBM. Jack prowadzil ogromna przewaga dziewieciu punktow.
– Biedak.
Linda Coldren pokrecila glowa. Myron nie odezwal sie. Bucky rowniez.
– Czekal na to dwadziescia trzy lata – dodala. – Wreszcie sobie odbija.
Myron popatrzyl na Bucky’ego. Bucky odpowiedzial mu spojrzeniem i potrzasnal glowa.
Linda, ktora wpatrywala sie w ekran, dopoki jej maz nie zszedl z pola, wziela gleboki oddech i odwrocila sie do Myrona.
– Jack jeszcze nie wygral zawodowego turnieju, panie Bolitar. Najblizej zwyciestwa byl jako dziewietnastolatek, w swoim pierwszym sezonie w gronie zawodowcow. Wlasnie wtedy po raz ostatni rozegrano w Merion Otwarte Mistrzostwa Stanow. Moze pamieta pan naglowki.
Znal w skrocie te historie. Odgrzaly ja poranne gazety.
– Stracil prowadzenie, tak?
Linda Coldren prychnela kpiaco.
– Lagodnie mowiac – odparla. – Od tej chwili zaczelo mu isc jak po grudzie. Zdarzaly sie lata, ze nie zalapywal sie do turniejow.
– Wybral swietny moment, zeby sie odkuc. Otwarte Mistrzostwa Stanow.
Popatrzyla na niego jakos dziwnie i splotla rece pod piersiami.
– Gdzies slyszalam panskie nazwisko. Czy nie gral pan w koszykowke?
– Owszem.
– W akademickiej lidze Wybrzeza Wschodniego. W druzynie uniwersytetu Karoliny Polnocnej?
– Uniwersytetu Duke’a – sprostowal.
– Tak, Duke’a. Juz pamietam. Po naborze do NBA rozwalil pan kolano.
Myron wolno skinal glowa.
– To byl koniec panskiej kariery, prawda?
Ponownie skinal glowa.
– Ciezko pan to przezyl.
Nie odpowiedzial. Machnela reka.
– To, co pana spotkalo, ma sie nijak do losu Jacka.
– To znaczy?
– Odniosl pan kontuzje. Na pewno duzo przezyl, ale nie z wlasnej winy. A Jack na osiem dolkow przed zakonczeniem turnieju mial szesc punktow przewagi. Zdaje pan sobie sprawe, co to znaczy? To tak, jakby na minute przed koncem decydujacego meczu o mistrzostwo NBA prowadzic dziesiecioma punktami. To tak, jakby w ostatnich sekundach spotkania zepsuc stuprocentowy wsad decydujacy o mistrzostwie. Jack kompletnie sie zmienil. Juz sie nie pozbieral. Reszte zycia spedzil, czekajac na okazje do zmazania tej plamy.
Spojrzala na ekran. Znow pokazano tablice wynikow. Jack Coldren zachowal dziewieciopunktowa przewage.
– Jezeli znowu przegra…
Nie dokonczyla zdania. Stali w milczeniu. Linda wpatrywala sie w telewizor. Bucky, bliski lez, wyciagal szyje, drzala mu twarz, oczy mial wilgotne.
– Co sie stalo, Lindo? – spytal Myron.
– Nasz syn… Ktos porwal naszego syna.
Rozdzial 2
– Nie powinnam panu o tym mowic – powiedziala Linda Coldren. – Zagrozil, ze go zabije.
– Kto?
Linda Coldren wziela kilka glebokich oddechow, jak dziecko przed skokiem z trampoliny. Myron czekal. „Skoczyla” po kilku dobrych chwilach.
– Zadzwonil dzis rano – zaczela, wedrujac wielkimi, chabrowymi, szeroko rozwartymi oczami po calym pokoju i nie zatrzymujac ich nigdzie dluzej niz na sekunde. – Oswiadczyl, ze ma mojego syna. Ostrzegl, ze jezeli zawiadomie policje, zabije go.
– Powiedzial cos wiecej?
– Tylko tyle, ze nastepnym razem poda instrukcje.
– To wszystko?
Skinela glowa.
– O ktorej byl ten telefon?
– Dziewiata, wpol do dziesiatej.
Myron podszedl do telewizora i wzial fotografie w ramkach.
– Czy to aktualne zdjecie syna? – spytal.
– Tak.
– Ile ma lat?
– Szesnascie. A na imie Chad.
Myron przyjrzal sie zdjeciu. Pucolowaty jak jego ojciec, usmiechniety nastolatek w baseballowce z daszkiem wywinietym zgodnie z mlodziezowa moda mruzyl oczy, jakby patrzyl pod slonce, a na ramieniu – dumnie niczym karabin z bagnetem – opieral kij golfowy. Myron wpatrywal sie w jego rysy. Szukal w nich wskazowki, nietuzinkowego wyjasnienia? Nie znalazl.