– Co sie dzieje, Larry?

– Tysiac czterysta osiemdziesiat siedem planet w dniu stworzenia, Myronie. Tysiac czterysta osiemdziesiat siedem. A ja nie zobaczylem ani pensa. Wiesz, o czym mowie?

Myron kiwnal glowa.

– Slysze.

Larry Kidwell podszedl, powloczac nogami. Dlugie, pozlepiane wlosy sterczaly mu spod kapelusza Indiany Jonesa. Mial blizny na twarzy. Znoszone niebieskie dzinsy opadly mu nisko, odslaniajac rowek miedzy posladkami, w ktorym mozna by zaparkowac motocykl.

Myron ruszyl do drzwi.

– Nie przejmuj sie, Lany.

– Ty tez, Myronie.

Wyciagnal reke, zeby uscisnac Myronowi dlon. Reszta grupy zastygla, skupiajac na Myronie spojrzenia szeroko otwartych i blyszczacych od lekow oczu. Myron wyciagnal reke i uscisnal dlon Larry’ego. Ten przytrzymal go i przyciagnal do siebie. Oczywiscie, mial nieswiezy oddech.

– Nastepna planeta – szepnal – moze byc twoja. Tylko twoja.

– Dobrze wiedziec, dzieki.

– Nie! – Wciaz szeptem, ale teraz ochryplym. – Ta planeta. Ona ma sierp ksiezyca. On chce cie dostac. Wiesz, o czym mowie?

– Tak sadze.

– Nie lekcewaz tego.

Puscil Myrona, patrzac szeroko otwartymi oczami. Myron cofnal sie o krok. Widzial, ze Larry jest pobudzony.

– W porzadku, Larry.

– Pamietaj o moim ostrzezeniu, czlowieku. On glaskal tam sierp ksiezyca. Rozumiesz? Nienawidzi cie tak bardzo, ze glaskal tam sierp ksiezyca.

Myron nie znal pozostalych czlonkow grupy, ale znal tragiczna historie Larry’ego. Larry Kidwell byl od niego dwa lata starszy, chodzili do tej samej szkoly. Byl bardzo lubiany. Niewiarygodnie dobrze gral na gitarze, mial powodzenie u dziewczat i w ostatniej klasie chodzil z Beth Finkelstein, najladniejsza dziewczyna w miasteczku. Reprezentowal swoja klase podczas Dni Livingston. Poszedl na Yale, uniwersytet bedacy alma mater jego ojca, i podobno ukonczyl pierwszy semestr z doskonalymi wynikami.

A potem wszystko diabli wzieli.

Najdziwniejsze i najstraszniejsze bylo to, w jaki sposob sie to stalo. W zyciu Larry’ego nie wydarzylo sie nic przerazajacego. Nie przezyl zadnej rodzinnej tragedii. Nie narkotyzowal sie, nie pil ani nie rzucila go dziewczyna.

Diagnoza lekarska: zaburzenia rownowagi chemicznej.

Kto wie, od czego dostaje sie raka? Tak samo bylo z Larrym. Po prostu byl chory psychicznie. Choroba z poczatku miala lagodny przebieg, potem objawy sie nasilily, a pozniej – mimo najlepszych checi – nikt nie mogl juz jej powstrzymac. Na drugim roku Larry zastawial pulapki na szczury, zeby je jesc. Mial omamy. Nie skonczyl Yale. Byly proby samobojcze, halucynacje i wszelkie inne problemy. Wlamal sie do czyjegos domu, poniewaz „Clyzeci z planety trzysta dwadziescia szesc” probowali uwic tam sobie gniazdko. Lokatorzy byli wowczas w domu.

Od tej pory Larry Kidwell co pewien czas przechodzil terapie. Podobno sa takie chwile, kiedy jest najzupelniej normalny. Wtedy uswiadamia sobie, kim sie stal, i cierpi tak bardzo, ze szarpie paznokciami swoja twarz – stad te blizny – i krzyczy tak okropnie, ze natychmiast podaja mu srodki uspokajajace.

– W porzadku – rzekl Myron. – Dzieki za ostrzezenie. Myron ruszyl do drzwi i opuscil bar. Wszedl do mieszczacej sie obok pralni chemicznej Changow. Maxine Chang stala za kontuarem. Jak zawsze wygladala na wyczerpana i przepracowana. Przy ladzie dwie kobiety w wieku Myrona rozmawialy o swoich dzieciach i uczelniach. Teraz wszyscy mowili tylko o tym. Co roku w kwietniu w Livingston glownym tematem rozmow byly przyjecia na uczelnie. Jesli posluchalo sie rodzicow, mozna bylo dojsc do wniosku, ze gra toczyla sie o najwyzsza stawke. Te tygodnie – te grube lub cienkie koperty znajdowane w skrzynkach na listy – decydowaly o szczesciu i sukcesie ich potomstwa w calym przyszlym zyciu.

– Ted wszedl na liste rezerwowa Penn, ale dostal sie na Leigh – powiedziala jedna.

– Uwierzysz, ze Chip Thompson dostal sie na Penn?

– Dzieki ojcu.

– Co? Och, czekaj, on konczyl te uczelnie, prawda?

– Dal im cwierc miliona dolarow.

– Powinnam sie domyslic. Chip mial nedzne wyniki.

– Slyszalam, ze zatrudnili kogos, zeby pisal mu prace.

– Powinnam byla zrobic to samo dla Cole ‘a.

I tak dalej. Bez konca.

Myron skinal glowa Maxine. Pani Chang zwykle witala go szerokim usmiechem. Nie dzis.

– Roger! -zawolala.

Roger wyszedl z zaplecza

– Czesc, Myron.

– Co sie dzieje, Roger?

– Chciales, zeby tym razem koszule zapakowac do pudelka, tak?

– Tak.

– Zaraz przyniose.

– Maxine – odezwala sie jedna z kobiet. – Czy Roger dostal juz odpowiedz z uczelni?

Maxine ledwie podniosla glowe.

– Dostal sie do college u Rutgers – powiedziala. – Na innych jest na listach rezerwowych.

– No to gratulacje.

– Dziekuje.

Jednak nie wygladala na zachwycona.

– Maxine, czy nie on pierwszy w waszej rodzinie pojdzie na studia? – zapytala druga kobieta. Jej glos brzmialby bardziej protekcjonalnie chyba tylko wtedy, kiedy zwracalaby sie do psa. – Z pewnoscia to dla ciebie swieto.

Maxine wypisala kwit.

– Gdzie jest na listach rezerwowych?

– W Princeton i Duke.

Slyszac nazwe swojej alma mater, Myron znow pomyslal o Aimee. Zaraz przypomnial mu sie Larry i jego zwariowana gadka o planetach. Myron nie wierzyl w zle znaki ani inne zabobony, ale nie lubil tez kusic losu. Zastanawial sie, czy zadzwonic jeszcze raz do Aimee, ale wlasciwie po co? Myslal o minionej nocy, odtwarzajac ja w myslach, zastanawiajac sie, co moglby zrobic inaczej.

Roger – Myron zapomnial, ze chlopak juz skonczyl szkole srednia – wrocil i wreczyl mu pudelko z koszulami. Myron wzial je, powiedzial Rogerowi, zeby zapisal naleznosc na jego rachunek, i poszedl do drzwi. Wciaz mial sporo czasu do odlotu.

Tak wiec pojechal na grob Brendy.

Z cmentarza wciaz bylo widac szkolne podworko. Nie mogl sie z tym pogodzic. Slonce mocno swiecilo, jak zawsze kiedy tu przychodzil, jakby drwiac z jego ponurego nastroju. Nie dostrzegal innych odwiedzajacych. W poblizu koparka kopala dol. Myron stal nieruchomo. Uniosl glowe i pozwolilby slonce swiecilo mu w twarz. Czul jego promienie na swej twarzy. Brenda, oczywiscie, nie czula. Juz nigdy nie poczuje.

Zwyczajna mysl, ale wlasnie o to chodzi.

Brenda Slaughter miala zaledwie dwadziescia szesc lat, gdy zginela. Gdyby zyla, za dwa tygodnie ukonczylaby trzydziesci cztery lata. Zastanawial sie, co by robila, gdyby dotrzymal slowa. Czy bylaby z nim.

Kiedy zginela, konczyla staz z pediatrii. Metr osiemdziesiat i oszalamiajaca uroda. Mulatka, modelka. Miala wlasnie zaczac zawodowo grac w koszykowke, a jej twarz i figure postanowiono wykorzystac jako reklame odnowionej kobiecej druzyny. Ktos jej grozil. Wlasciciel druzyny wynajal Myrona, zeby ja chronil.

Dobra robota, gwiazdo superligi.

Вы читаете Obiecaj mi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату