Stal ze spuszczona glowa i zacisnietymi piesciami. Kiedy tu przychodzil, nigdy nic do niej nie mowil. Nie siadal i nie probowal medytowac ani nic takiego. Nie wspominal dobrych chwil ani jej usmiechu, urody czy cudownej obecnosci. Samochody z warkotem przejezdzaly droga. Na szkolnym podworku bylo cicho. Nie bawily sie na nim dzieci. Myron stal bez ruchu.

Nie przyszedl tu dlatego, ze wciaz ja oplakiwal. Przyszedl, poniewaz przestal to robic.

Juz prawie nie pamietal jej twarzy. Ten jeden pocalunek… kiedy przywolywal go z pamieci, wiedzial, ze to bardziej dzielo wyobrazni niz wspomnienie. W tym caly problem. Brenda Slaughter wymykala mu sie. Wkrotce bedzie tak, jakby nigdy nie istniala. Tak wiec Myron nie przyszedl tu szukac pociechy czy w dowod szacunku. Przyszedl, poniewaz chcial odczuwac bol, chcialby rany sie nie zagoily. Pragnal wciaz odczuwac gniew, poniewaz przejscie do porzadku dziennego i pogodzenie sie z tym, co jej sie przydarzylo, bylo zbyt okropne.

Zycie toczy sie dalej. To dobrze, prawda? Plomien gniewu opada i powoli przygasa. Rany sie goja. Kiedy jednak pozwalasz, zeby tak sie stalo, umiera tez czesc twojej duszy.

Dlatego Myron stal tam i zaciskal piesci, az zaczal drzec. Wspominal ten sloneczny dzien, kiedy ja chowali, i okropny sposob, w jaki ja pomscil. Przywolal dawny gniew. Ten spadl na niego jak cios. Pod Myronem ugiely sie kolana. Zachwial sie, ale nie upadl.

Pokpil sprawe Brendy. Chcial ja chronic. Za bardzo sie staral – i w rezultacie doprowadzil do jej smierci.

Spogladal na grob. Slonce wciaz mocno grzalo, lecz zimny dreszcz przebiegl mu po krzyzu. Zadal sobie pytanie, dlaczego wlasnie ten dzien wybral na wizyte, a potem pomyslal o Aimee, o tym, jak sie staral, jak za bardzo chcial ja chronic, i znow przeszedl go dreszcz, gdy pomyslal – z obawa – ze moze pozwolilby to sie powtorzylo.

Rozdzial 11

Claire Biel stala przy kuchennym zlewie i patrzyla na nieznajomego czlowieka, ktorego nazywala mezem. Erik ostroznie jadl kanapke, wetknawszy krawat za pasek spodni. Trzymal rowniutko zlozona gazete. Zul powoli. Mial spinki przy mankietach wykrochmalonej koszuli. Lubil wykrochmalone. Lubil miec wszystko wyprasowane. Jego garnitury w szafie wisialy w odleglosci dziesieciu centymetrow jeden od drugiego. Nie mierzyl tego. Robil to odruchowo. Jego buty, zawsze swiezo wypastowane, byly ustawione rowno jak na paradzie.

Kim byl?

Ich dwie najmlodsze corki, Jane i Lizzie, zajadaly sie chlebem z maslem orzechowym. Trajkotaly z pelnymi ustami. Halasowaly. Porozlewaly mleko po stole. Erik wciaz czytal. Jane zapytala, czy moga juz isc. Claire pozwolila. Obie smignely do drzwi.

– Stojcie – polecila Claire.

Stanely.

– Talerze do zlewu.

Westchnely i przewrocily oczami. Chociaz mialy dopiero dziewiec i dziesiec lat, nauczyly sie tego od mistrzyni – ich starszej siostry. Przyczlapal z powrotem jakby przez glebokie sniegi gor Adirondacks, podniosly ciezkie niczym glazy talerze i jakos zdolaly wspiac sie na stromy szczyt, do zlewu.

– Dziekuje – powiedziala Claire.

Wyszly. W kuchni zrobilo sie cicho. Erik zul bezglosnie.

– Jest jeszcze kawa? – zapytal.

Nalala mu troche. Zalozyl noge na noge, uwazajac, by nie pogniesc spodni. Byli malzenstwem od dziewietnastu lat, lecz namietnosc uleciala z wiatrem, nim minely dwa. Teraz dreptali w miejscu i to od tak dawna, ze przychodzilo im to bez trudu. Wyswiechtany frazes, ze czas nieublaganie uplywa, jest banalny, ale prawdziwy. Wydawalo sie, ze namietnosc nie minela tak dawno. Czasem, tak jak teraz, Claire patrzyla na niego i wspominala, jak niedawno sam widok meza zapieral jej dech.

Nadal nie podnoszac glowy, Erik zapytal:

– Mialas jakies wiesci od Aimee?

– Nie.

Wyprostowal reke, zeby podciagnac mankiet, spojrzal na zegarek, uniosl brew.

– Druga po poludniu.

– Pewnie dopiero wstala.

– Moze my zadzwonimy do niej.

Nie ruszyl sie.

– Mowiac „my” – powiedziala Claire – miales na mysli mnie?

– Zrobie to, jesli chcesz.

Siegnela po telefon i wybrala numer telefonu komorkowego corki. Kupili jej komorke w zeszlym roku. Aimee przyniosla im ogloszenie z informacja, ze moga wziac trzeci numer za jedyne dziesiec dolarow miesiecznie. Erika to nie ruszylo. Jednak Aimee jeczala, ze wszystkie jej kolezanki – wszystkie! – maja komorki. Ten argument zawsze prowokowal Erika do uwagi: „My to nie wszyscy, Aimee”.

Ona jednak byla na to przygotowana. Szybko zmienila taktyke i zaczela grac na rodzicielskich uczuciach: „Gdybym miala swoj telefon, zawsze mialabym z wami kontakt. Przez cala dobe, siedem dni w tygodniu. I gdyby kiedys cos sie stalo…”.

To przewazylo szale. Matki doskonale rozumieja ten podstawowy fakt: plec i opinia otoczenia to istotne argumenty, ale decydujacy jest lek.

Odezwala sie poczta glosowa. Entuzjastyczny glos Aimee- nagrala ten komunikat zaraz po tym, jak dostala telefon – powiedzial Claire, zeby, eee, zostawila wiadomosc. Glos corki, tak znajomy, sprawil Claire bol, chociaz nie wiedziala dlaczego. Zaczekala na sygnal, po czym powiedziala:

– Hej, kochanie, tu mama. Zadzwon do mnie, dobrze?

Rozlaczyla sie.

Erik wciaz czytal gazete.

– Nie odebrala?

– O rany, jak na to wpadles. Pewnie slyszac, jak prosza, zeby do mnie zadzwonila.

Zmarszczyl brwi, slyszac te sarkastyczna uwage.

– Pewnie wylaczyla jej sie komorka.

– Zapewne.

– Zawsze zapomina ja naladowac – rzekl, krecac glowa. – W czyim domu zostala na noc? U Steffi, tak?

– Stacy.

– No wlasnie. Moze powinnismy zadzwonic do Stacy.

– Dlaczego?

– Chce, zeby wrocila do domu. W czwartek ma oddac projekt.

– Jest niedziela. Dopiero zaczela college.

– Uwazasz, ze juz moze spoczac na laurach?

Claire wreczyla mu sluchawke.

– Ty zadzwon.

– Doskonale.

Podala mu numer. Wybral go i przylozyl sluchawke do ucha. W tle Claire slyszala chichot mlodszych corek. Potem ktoras z nich zawolala: „Nie zrobie tego!”. Kiedy ktos odebral telefon, Eryk odkaszlnal i powiedzial:

– Dzien dobry, tu Erik Biel. Jestem ojcem Aimee Biel. Chcialem spytac, czy jest teraz u panstwa.

Wyraz jego twarzy sie nie zmienil. Glos rowniez. Jednak Claire zauwazyla, ze zacisnal dlon na sluchawce, i poczula, jakby cos peklo jej w piersi.

Rozdzial 12

Myronem miotaly dwa sprzeczne uczucia. Pogoda w tym miejscu byla tak piekna, ze powinien sie tu

Вы читаете Obiecaj mi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату