Steinberg przekazal jej wiecej szczegolow. Sluchala, usilujac sie skupic. To byla duza sprawa, bez watpienia. Podwojne morderstwo. Byc moze najglosniejsze w ostatnich latach na tym terenie. Uwielbiala takie sprawy. Ta miala zajac ja calkowicie. Ponadto Loren dobrze wiedziala, co mowia fakty. Aimee Biel podjela gotowke, zanim zadzwonila do Myrona. To oznaczalo, ze nie zostala porwana i zapewne nic jej nie grozilo – tak wiec Loren Muse naprawde nie musiala dluzej sie tym zajmowac.
Powiadaja, ze zmartwienia i troski dodaja lat, ale z Claire stalo sie wprost przeciwnie. Twarz miala tak sciagnieta, jakby nie pozostala w niej ani kropla krwi. Wszystkie zmarszczki zniknely. Byla blada jak trup.
Pamiec podsunela Myronowi wspomnienie z dalekiej przeszlosci. Sala wykladowa, na ostatnim roku. Siedzieli i rozmawiali. Rozsmieszyl ja. Claire zwykle byla cicha, czasem nawet zamknieta w sobie. Rzadko podnosila glos. Kiedy ja jednak rozbawil, przypominajac ulubione momenty z glupich filmow, zasmiewala sie do lez. Myron nie przestawal. Uwielbial, jak sie smiala. Uwielbial, kiedy w ten sposob dawala upust radosci.
Teraz Claire patrzyla na niego. Od czasu do czasu probujesz wracac myslami do takich chwil, kiedy wszystko bylo dobre. Probujesz sobie przypomniec i zrozumiec, jak to sie zaczelo, od kiedy wszystko potoczylo sie tak, a nie inaczej, czy byl taki moment, do ktorego – gdyby to bylo mozliwe – moglbys cofnac sie w czasie i zmienic wszystko na lepsze.
– Opowiedz mi – zazadala Claire.
Zrobil to. Zaczal od przyjecia w jego domu, podsluchanej w suterenie rozmowy miedzy Aimee i Erin, obietnicy, telefonu pozna noca. Opowiedzial jej wszystko. O tym, jak zatrzymali sie na stacji benzynowej. Powiedzial jej nawet o tym, ze wedlug Aimee sprawy miedzy jej rodzicami zle sie ukladaja.
Claire stala sztywno wyprostowana. Nic nie mowila. Dostrzegl, ze lekko drga jej miesien w poblizu ust. Od czasu do czasu zamykala oczy. Krzywila sie lekko, jakby widziala spadajacy cios, ale nie potrafila sie przed nim obronic.
Kiedy skonczyl, milczeli oboje. Claire nie zadala zadnych dodatkowych pytan. Po prostu stala tam i wygladala tak krucho. Myron zrobil krok ku niej, ale zaraz zrozumial, ze to nie byloby madre.
– Wiesz, ze nigdy bym jej nie skrzywdzil.
Nie odpowiedziala.
– Claire?
– Pamietasz, jak kiedys spotkalismy sie w ogrodku jordanowskim przy rondzie?
Myron odczekal chwile.
– Czesto sie tam spotykalismy, Claire.
– Na placu zabaw. Aimee miala trzy latka. Nadjechala furgonetka ze slodyczami. Kupiles jej rozek z prazonymi migdalami.
– Ktory bardzo jej nie smakowal.
Claire usmiechnela sie.
– Pamietasz?
– Tak.
– Pamietasz, jaka wtedy bylam?
Zastanowil sie.
– Nie wiem, do czego, zmierzasz.
– Aimee nie uznawala zadnych ograniczen. Chciala sprobowac wszystkiego. Chciala zjechac z tej duzej zjezdzalni. Wchodzilo sie na nia po drabinie. Aimee byla na to za mala. A przynajmniej ja tak myslalam. Byla moim pierwszym dzieckiem. Balam sie o nia caly czas. Jednak nie moglam jej powstrzymac. Tak wiec pozwolilam jej wejsc po tej drabinie, ale stalam tuz za nia, pamietasz? Zartowales sobie z tego.
Skinal glowa.
– Zanim sie urodzila, obiecalam sobie, ze nie bede jedna z tych nadopiekunczych matek. Przysieglam sobie. Kiedy jednak Aimee wchodzila po drabinie, ja bylam tuz za nia, trzymalam dlonie tuz pod jej pupa. Na wszelki wypadek. Na wypadek gdyby sie poslizgnela; poniewaz rodzice, gdziekolwiek sa, nawet w tak bezpiecznym miejscu jak plac zabaw, zawsze wyobrazaja sobie najgorsze. Wciaz widzialam oczami wyobrazni, jak stopka nie trafia na szczebel. Widzialam, jak jej paluszki zeslizguja sie z poreczy, jak spada i uderza o ziemie, jak lezy z glowka odchylona pod dziwnym katem…
Umilkla.
– Dlatego stalam tuz za nia. I bylam przygotowana na wszystko.
Claire przestala mowic i patrzyla na niego.
– Nigdy bym jej nie skrzywdzil – powtorzyl Myron.
– Wiem – powiedziala cicho.
Powinien poczuc ulge. Nie poczul. Bylo cos w tonie jej glosu, co mu na to nie pozwalalo.
– Wiem, ze nie zrobilbys jej krzywdy. – Jej oczy rozblysly. – Jednak nie jestes bez winy.
Nie mial pojecia, co na to odpowiedziec.
– Dlaczego sie nie ozeniles? – zapytala.
– A co to, do diabla, ma z tym wszystkim wspolnego?
– Jestes jednym z najlepszych, najmilszych ludzi, jakich znam. Kochasz dzieci. Jestes normalny. Dlaczego wiec sie nie ozeniles?
Myron powstrzymal gniewna riposte. Ona jest w szoku, powiedzial sobie. Jej corka zaginela. Claire zadaje ciosy na oslep.
– Uwazam, ze powodem jest to, ze sprowadzasz nieszczescie. Gdziekolwiek jestes, komus dzieje sie krzywda. Mysle, ze dlatego nigdy sie nie ozeniles.
– Uwazasz, ze co? Jestem przeklety?
– Nie, nic takiego. Jednak moje dziecko zniknelo. – Teraz mowila z namyslem, wazac kazde slowo. – Ty widziales ja ostatni. Obiecales, ze bedziesz ja chronil.
Stal i nic nie mowil.
– Mogles mi powiedziec – rzucila.
– Obiecalem…
– Nie – przerwala mu, podnoszac dlon. – To zadne usprawiedliwienie. Aimee nic by nie wiedziala. Mogles odciagnac mnie na bok i powiedziec: „Posluchaj, obiecalem Aimee, ze moze zadzwonic do mnie, gdyby miala jakies klopoty”. Zrozumialabym to. Nawet spodobaloby mi sie to, gdyz wtedy wciaz bylabym przy niej, tak jak wtedy na drabinie. Moglabym ja chronic, gdyz od tego sa rodzice. Rodzice, Myronie, nie przyjaciel rodziny.
Chcial sie bronic, ale brakowalo mu argumentow.
– Jednak nie zrobiles tego – ciagnela, nie dopuszczajac go do glosu. – Zamiast tego obiecales, ze nic nie powiesz jej rodzicom. Potem podwiozles ja gdzies i zostawiles, ale nie pilnowales tak, jak ja bym to zrobila. Rozumiesz? Nie dopilnowales mojego dziecka. A teraz jej nie ma.
Nic nie powiedzial.
– I co zamierzasz z tym zrobic? – zapytala.
– Co?
– Spytalam, co zamierzasz z tym zrobic. Otworzyl usta, zamknal je i sprobowal ponownie.
– Nie wiem.
– Tak, wiesz. – Nagle Claire spojrzala na niego trzezwo i rozsadnie. – Policja wybierze jedna z dwoch mozliwosci.
Juz to widze. Wycofuja sie. Aimee podjela pieniadze z bankomatu, zanim do ciebie zadzwonila. Tak wiec uznaja, ze uciekla z domu, albo pomysla, ze miales cos wspolnego z jej ucieczka. Albo jedno i drugie. Moze byles jej facetem. Tak czy inaczej ona ma juz osiemnascie lat. Nie beda szukac. Nie znajda jej. Beda mieli wazniejsze sprawy.
– Czego ode mnie oczekujesz?
– Znajdz ja.
– Ja nie ratuje ludzi. Sama to powiedzialas.
– A wiec zacznij to robic. Moja corka zniknela przez ciebie. Ty za to odpowiadasz.
Myron potrzasnal glowa. Nie przyjmowala odmowy.
– Wymogles na niej obietnice. Tutaj, w tym domu. Kazales jej przyrzec. Teraz ty to zrob, do diabla. Obiecaj, ze znajdziesz moje dziecko. Obiecaj, ze sprowadzisz ja do domu.