– Nie watpie, Brian. Do widzenia.
Win skonczyl rozmowe, zaglebil sie w fotelu, spojrzal na Myrona, a po jego skinieniu glowa przez interkom poinstruowal szofera, jak dojechac do sadu.
4
Do sadu w Hackensack dotarli tuz przed dwudziesta druga. Zgarbiona Wielka Cyndi – gdyz Myron uznal, ze to ona – siedziala, moknac w deszczu. Z oddali wygladala jak volkswagen garbus zaparkowany na schodach. Wysiadl z samochodu i podszedl.
– Wielka Cyndi?
Ciemny kopiec wydal cichy pomruk lwicy, ktora ostrzega nizej od niej stojace w hierarchii, zablakane zwierze.
– To ja, Myron.
Pomruk wzmogl sie. Deszcz przylepil Cyndi do czaszki uczesane w szpikulce wlosy, przemieniajac je w nierowna fryzure na tytusa. Trudno bylo rozpoznac ich dzisiejszy kolor, ale nie wygladal na odcien spotykany w naturze. Wielka Cyndi lubila zmieniac plukanki, a niekiedy laczyc farby losowo, by zobaczyc, co z tego wyjdzie. Domagala sie rowniez, by nazywac ja Wielka Cyndi. Nie Cyndi – Wielka Cyndi! Posunela sie nawet do legalnej zmiany drugiego imienia. W urzedowych dokumentach brzmialo ono Wielka.
– Nie mozesz tu siedziec cala noc – powiedzial.
– Pan jedzie do domu – odparla wreszcie.
– Co sie stalo?
– Pan uciekl – dodala tonem zagubionego dziecka.
– Tak.
– Zostawil nas.
– Bardzo mi przykro. Ale wrocilem. Zaryzykowal nastepny krok. Gdybyz tylko mial ze soba cos, co by ja udobruchalo – pol wiaderka lodow Haagen – Dazs. Albo kozla ofiarnego.
Wielka Cyndi rozplakala sie. Podszedl wolno, wyciagajac przed siebie reke na wypadek, gdyby chciala ja obwachac. Lecz pomruki zastapilo juz szlochanie. Myron polozyl dlon na jej ramieniu, twardym jak kula do kregli.
– Co sie stalo? – spytal ponownie.
Pociagnela nosem. Glosno. Halas o maly wlos nie wgniotl zderzaka w limuzynie.
– Nie powiem.
– Dlaczego?
– Zakazala.
– Esperanza?
Wielka Cyndi skinela glowa.
– Bedzie jej potrzebna pomoc – rzekl Myron.
– Nie chce panskiej pomocy.
Bolesne slowa. Wciaz lalo. Usiadl na schodach obok Cyndi.
– Gniewa sie na mnie, ze wyjechalem?
– Nic panu nie powiem, panie Bolitar. Przykro mi.
– Dlaczego?
– Nie kazala.
– Esperanza sama sobie z tym nie poradzi. Potrzebuje adwokata.
– Juz ma.
– Kogo?
– Hester Crimstein.
Wielka Cyndi sapnela, jakby zdala sobie sprawe, ze powiedziala za duzo, lecz byc moze wymknelo sie to jej celowo.
– Jak ja wynajela? – spytal.
– Pan sie na mnie nie gniewa, panie Bolitar, ale nic wiecej nie powiem.
– Ja sie nie gniewam, po prostu sie martwie.
Na widok jej usmiechu z trudem powstrzymal krzyk.
– Milo, ze pan wrocil – powiedziala.
– Dziekuje.
Polozyla mu glowe na ramieniu, tak ciezka, ze sie zachwial, ale zdolal jakos utrzymac pion.
– Wiesz, co do niej czuje – rzekl.
– Tak. Kocha ja pan. A ona pana.
– Wiec pozwol mi pomoc.
Wielka Cyndi podniosla glowe. Krew w jego ramieniu znow zaczela krazyc.
– Nic tu teraz po panu. Myron wstal.
– Chodz. Podwieziemy cie do domu.
– Zostaje.
– Pada i jest pozno. Ktos moze cie napasc. Tu nie jest bezpiecznie.
– Poradze sobie – odparla.
Zrezygnowal z wyjasnienia, ze nie jest tu bezpiecznie dla napastnikow.
– Nie mozesz spedzic tutaj calej nocy.
– Nie zostawie Esperanzy samej.
– Alez ona nawet nie wie, ze tu jestes.
Wielka Cyndi otarla z twarzy deszcz dlonia wielka jak opona samochodu.
– Wie.
Myron obejrzal sie na limuzyne. Oparty w pozie Gene'a Kelly'ego o jej drzwiczki Win – z rekami skrzyzowanymi na piersi i parasolem na ramieniu – skinal mu glowa.
– Jestes pewna?
– Tak, panie Bolitar. Aha, jutro spoznie sie do pracy. Mam nadzieje, ze pan rozumie. Potwierdzil skinieniem glowy. Patrzyli na siebie, a po twarzach sciekal im deszcz. Na ryk smiechu oboje obrocili sie w prawo i spojrzeli na przypominajacy twierdze gmach, w ktorym w aresztanckiej celi osadzono osobe im obojgu najblizsza. Myron ruszyl do limuzyny, ale po chwili sie odwrocil.
– Esperanza nikogo by nie zabila – powiedzial i zaczekal.
Lecz Wielka Cyndi, zamiast potwierdzic to lub przynajmniej skinac glowa, znowu sie zgarbila i zamknela w sobie.
Myron wsunal sie do samochodu. Win, ktory poszedl w jego slady, podal mu recznik. Kierowca ruszyl.
– Jej adwokatka jest Hester Crimstein – poinformowal Myron.
– Telewizyjna pani sedzia?
– We wlasnej osobie.
– Aha – rzekl Win. – Przypomnij, jak sie nazywa jej program.
– Kryminaly Crimstein. Win zmarszczyl brwi.
– Uroczo.
– Wydala ksiazke pod tym samym tytulem. Dziwne. – Myron pokrecil glowa. – Hester Crimstein rzadko podejmuje sie obrony. Jak sklonila ja do tego Esperanza?
– Nie jestem pewien – Win postukal palcem wskazujacym w podbrodek – ale pare miesiecy temu chyba miala z nia romans.
– Zartujesz.
– A jakze, juz taki ze mnie filut. Dzis to moj najlepszy wic.
Impertynent. Ale mowil do rzeczy. Esperanza byla idealna biseksualistka – idealna, gdyz podobala sie kazdemu, niezaleznie od plci i preferencji seksualnych. Kto sie udziela na prawo i lewo, posiada uniwersalny seksapil, no nie?