Chytre spojrzenie doktora i szepczacy glos sprawialy, ze w jego towarzystwie czula sie zaatakowana i bezbronna. Poniewaz byl jednym z nielicznych, ktorzy potrafili zrozumiec w calej rozciaglosci Warrena Hoyta, istniala mozliwosc, ze uda mu sie wniknac w psychike jego nasladowcy.

– Procz zlozenia koszuli sa jeszcze inne podobienstwa – powiedziala Rizzoli.

– Na przyklad uzycie tasmy klejacej do skrepowania ofiar.

– To nie przesadza sprawy.

Ogladalas w telewizji program MacGyvera?

Pokazal tysiac jeden sposobow wykorzystania tasmy klejacej.

– Wejscie noca przez okno.

Zaskoczenie ofiar w lozku…

– Wtedy, gdy sa najbardziej bezbronne. To logiczne, ze wybral taka pore.

– Poderzniecie gardla jednym cieciem.

Zucker wzruszyl ramionami.

– Dyskretny, efektywny sposob usmiercenia.

– Ale zbierzmy to wszystko razem: zlozona koszula, tasma klejaca, sposob wejscia do domu, laskawe dobicie…

– Co w sumie wskazuje na sprawce, ktory uzywa znanych metod.

Nawet filizanka na kolanach ofiary jest odmiana sztuczki stosowanej przez seryjnych gwalcicieli.

Klada talerz albo inne naczynie na mezu ofiary. Jesli sie poruszy, spadajaca porcelana zaalarmuje napastnika. Takich metod uzywa sie powszechnie, bo sa sprawdzone.

Zawiedziona Rizzoli polozyla na jego biurku zdjecia z miejsca zbrodni w Newton.

– Staramy sie odnalezc kobiete, doktorze.

Do tej pory nie trafilismy na zaden slad. Nie chce nawet myslec o tym, co ona przechodzi jesli jeszcze zyje. Przyjrzyj sie tym zdjeciom. Scharakteryzuj sprawce. Powiedz, jak go odnalezc. Jak ja odnalezc.

Doktor Zucker nalozyl okulary i wzial do reki pierwsza fotografie. Chwile na nia patrzyl, nic nie mowiac, po czym siegnal po nastepna. Wsrod panujacej ciszy slychac bylo jedynie skrzypienie obitego skora krzesla i chwilami pomruki zainteresowania.

Za oknami pokoju Rizzoli widziala kampus uniwersytetu Northeastern, w tym goracym dniu niemal zupelnie wyludniony. Tylko kilkoro studentow wylegiwalo sie na trawie wsrod porozrzucanych ksiazek i plecakow. Poczula zazdrosc.

Zazdroscila im beztroskiego spedzania czasu, niewinnosci, slepej wiary w przyszlosc. Zazdroscila im, ze w nocy nie drecza ich koszmary.

– Powiedzialas, ze znalezliscie nasienie – odezwal sie doktor Zucker.

Niechetnie oderwala wzrok od opalajacych sie studentow i spojrzala na niego.

– Tak.

Na owalnym dywanie, ktory widac na tym zdjeciu. Laboratorium stwierdzilo inna grupe krwi niz u meza ofiary. DNA zostalo przeslane do bazy danych CODIS.

– Mam watpliwosci, czy sprawca jest na tyle nieostrozny, zeby pozwolic sie zidentyfikowac za pomoca narodowej bazy danych. Zaloze sie, ze jego DNA nie ma w CODIS.

Zucker podniosl wzrok znad fotografii.

– Zaloze sie rowniez, ze nie pozostawil odciskow palcow.

– Nie znalezlismy zadnych, ktore figurowalyby w AFIS.

Na nieszczescie Veagerowie mieli przynajmniej piecdziesieciu gosci po pogrzebie matki pani Veager, co oznacza, ze napotkalismy mnostwo niezidentyfikowanych odciskow.

Zucker spojrzal na zdjecie doktora Veagera, opartego o spryskana krwia sciane.

– To morderstwo zdarzylo sie w Newton.

– Tak.

– A zatem nie powinnas brac udzialu w tym sledztwie. Dlaczego sie wlaczylas?

– Patrzyl jej przenikliwie w oczy.

– Poprosil mnie o to detektyw Korsak…

– Ktory nominalnie nim kieruje, prawda?

– Tak, ale…

– Czy w Bostonie jest tak malo zabojstw, ze sie nudzisz? Skad ta potrzeba wlaczenia sie?

Patrzac mu w oczy, czula, ze wslizguje sie do jej mozgu, szuka jakiegos wrazliwego punktu, zeby sprawic jej bol.

– Juz ci powiedzialam – odparla.

– Ta kobieta. Moze jeszcze zyje.

– A ty chcesz ja uratowac.

– Ty bys nie probowal? – odciela sie.

– Jestem tylko ciekaw – odparl Zucker, nieporuszony jej wybuchem.

– Rozmawialas z kims na temat Hoyta, a dokladniej o tym, jaki wywarl na ciebie wplyw?

– Powiedz jasniej.

– Czy otrzymalas jakas pomoc?

– Masz na mysli pomoc psychologiczna?

– Przeszlas w tamtej piwnicy ciezkie chwile.

Warren Hoyt robil z toba rzeczy, ktore zalamalyby kazdego gliniarza. Zostawil ci blizny na ciele i na duszy. Wiekszosc ludzi mialaby staly uraz psychiczny. Cierpieliby na depresje, gnebilyby ich wspomnienia i koszmary senne.

– Nie mam najprzyjemniejszych wspomnien, ale daje sobie z nimi rade. – „Bede twarda, nigdy sie nie poskarze”.

Czy to jest twoja dewiza?

– Skarze sie na rozne rzeczy, jak wszyscy inni.

– Ale nigdy na rzeczy, ktore wskazywalyby, ze jestes slaba lub bezbronna.

– Nie lubie malkontentow.

Nie chce byc jednym z nich.

– Nie mowie o malkontenctwie.

Mowie, ze powinnas byc na tyle uczciwa, zeby przyznac sie do tego, ze masz problem.

– Jaki problem?

– To ty mi powiedz.

– Nie.

– Ty musisz mi powiedziec, bo chyba myslisz, ze uwazam sie za totalna partaczke.

– Tego nie powiedzialem.

– Ale tak ci sie zdaje.

– To ty uzylas okreslenia partaczka.

– Czy tak sie czujesz?

– Sluchaj, jestem tutaj w tej sprawie.

– Wskazala na zdjecia zbrodni w domu Veagerow.

– Czemu mowimy o mnie?

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату