Rizzoli ruszyla za nim, oganiajac sie od much. Tierney zatrzymal sie trzydziesci stop dalej i wskazal palcem na szara kupke przy krawezniku.
– Kawalek mozgu – oznajmil.
– Nie mogla tego zrobic ciezarowka? – spytala Rizzoli.
– Nie.
Ani zaden samochod.
– Wiec skad sie wzial slad opony na koszuli ofiary?
Tierney sie wyprostowal.
Wodzil wzrokiem po ulicy, chodnikach, sasiednich domach.
– Czy nie zauwazylas niczego szczegolnego, pani detektyw?
– Oprocz martwego faceta, ktory tam lezy bez mozgu?
– Przyjrzyj sie miejscu uderzenia.
Tierney wskazal palcem miejsce, nad ktorym wczesniej sleczal.
– Czy widzisz ulozenie poszczegolnych czesci ciala?
– Tak.
Rozlecialy sie we wszystkie strony od punktu, w ktorym nastapil wypadek.
– Brawo!
– Na tej ulicy jest spory ruch – powiedziala Rizzoli. – Samochody wyjezdzaja zza zakretu z duza szybkoscia. Poza tym denat ma na koszuli slad opony.
– Obejrzyjmy sobie jeszcze raz ten slad.
Poszli w strone zwlok.
Po drodze dolaczyl do nich Frost, ktory w koncu wygramolil sie z wozu. Wygladal nietego i mial zawstydzona mine.
– O rany! – jeknal.
– Juz ci lepiej? – spytala.
– Myslisz, ze moge miec katar zoladka albo cos w tym rodzaju?
– Albo cos w tym rodzaju.
– Lubila Frosta, jego pogodny, nieskomplikowany charakter.
Bylo jej przykro, ze jego duma zostala tak nadszarpnieta. Poklepala go po ramieniu, obdarzajac przy tym matczynym usmiechem. Frost wyzwalal w kobietach opiekuncze gesty, nawet w tak zdecydowanie pozbawionych macierzynskich instynktow jak Rizzoli.
– Wiesz – powiedzial, kroczac z tylu za nia – ja naprawde mysle, ze to katar…
Doszli do zwlok.
Tierney, kucajac, steknal, jego stawy buntowaly sie przeciw wysilkowi.
Kiedy podniosl plachte, Frost zbladl i odsunal sie o krok. Rizzoli przemogla w sobie chec zrobienia tego samego. Tulow byl pekniety na dwie czesci na wysokosci pepka. Gorna polowa, odziana w bezowa, bawelniana koszulke, lezala usytuowana w kierunku ze wschodu na zachod. Dolna, w niebieskich dzinsach, lezala wzdluz osi polnoc-poludnie. Obie polowy laczylo tylko kilka nitek skory i miesni.
Organy wewnetrzne wyplynely i walaly sie obok tulowia w postaci mazistej pulpy. Tylna czesc czaszki zostala roztrzaskana uderzeniem, a mozg rozprysnal sie.
– Mlody mezczyzna, dobrze odzywiony, hiszpanskiego lub srodziemnomorskiego pochodzenia, wiek od dwudziestu do trzydziestu lat – stwierdzil Tierney.
– Widac odlamki zlamania kregow piersiowych, zeber, obojczykow i czaszki.
– Czy mogla to spowodowac ciezarowka? – zapytala ponownie.
– Ciezarowka mogla doprowadzic do tak rozleglych uszkodzen, jakie tu obserwujemy.
– Jego niebieskie oczy patrzyly wyzywajaco na Rizzoli.
– Ale, o ile wiem, nikt nie slyszal ani nie widzial zadnej ciezarowki.
– Na nieszczescie, nie – przyznala.
Wtracil sie Frost, ktory nareszcie sie pozbieral.
– Mysle, ze te slady na koszuli nie pochodza od opon.
Rizzoli przyjrzala sie baczniej czarnym smugom na koszuli denata. Dlonia w rekawiczce dotknela jednej z nich, a potem obejrzala palec, na ktorym pozostal czarny slad. Przez chwile go ogladala, zastanawiajac sie nad nowym odkryciem.
– Masz racje – stwierdzila.
– To nie jest slad opony.
To jest smar.
Wyprostowala sie i spojrzala na ulice.
Nie bylo widac sladow opon ani odlamkow szkla lub plastiku, ktore niewatpliwie powinny pozostac na jezdni po tak katastrofalnym zderzeniu z ludzkim cialem.
Zalegla cisza.
Patrzyli na siebie, myslac intensywnie, dopoki nie zaswitalo im jedyne wytlumaczenie. Jakby na potwierdzenie ich domyslu, uslyszeli ryk przelatujacego odrzutowca. Spojrzawszy w gore, Rizzoli ujrzala 747, ktory podchodzil do ladowania na miedzynarodowym lotnisku Logana, znajdujacym sie piec mil na polnocny wschod od miejsca, w ktorym teraz przebywali.
– Jezu – westchnal Frost, oslaniajac reka oczy przed sloncem.
– Spadac z takiej wysokosci.
Powiedzcie, ze byl martwy, nim sie roztrzaskal.
– Jest taka mozliwosc – odparl Tierney.
– Musial wypasc w momencie, kiedy luk podwozia otworzyl sie przed wyladowaniem.
Przypuszczam, ze lecial nielegalnie.
– Coz – powiedziala Rizzoli.
– Mnostwo pasazerow na gape probuje uciec ze swoich krajow.
Spojrzala na oliwkowa cere mezczyzny.
– Pewnie przylecial skads z Ameryki Poludniowej.
– A zatem lecial na wysokosci przynajmniej trzydziestu tysiecy stop – oswiadczyl Tierney.
– Luk podwozia nie jest zabezpieczony przed zmiana cisnienia.
Gapowicz jest narazony na nagla dekompresje i zmiane temperatury. Nawet w lecie temperatura na tej wysokosci jest taka jak w zamrazarce. Po paru godzinach spedzonych w takich warunkach delikwent, procz tego, ze znajdzie sie w stanie hipotermii, bedzie nieprzytomny z powodu braku tlenu… o ile nie zostal wczesniej zmiazdzony przez podwozie chowajace sie w luku po starcie samolotu. Dluzsze przebywanie w luku moglo usmiercic go wczesniej.
Dzwiek pagera Rizzoli przerwal wyklad w momencie, kiedy Tierney zaczal wchodzic w swoj profesorski ton.
Spojrzala na wyswietlacz, ale numer dzwoniacego nic jej nie mowil. Prefiks oznaczal Newton. Siegnela po swoj telefon komorkowy i wystukala ten numer.
– Detektyw Korsak – uslyszala meski glos.
– Nazywam sie Rizzoli.
Ma pan do mnie jakis interes?
– Telefonuje pani z komorki?
– Tak.
– Moze pani do mnie zadzwonic z linii kablowej?
– Nie w tej chwili.
– Nie wiedziala, kim jest detektyw Korsak, poza tym zalezalo jej, zeby rozmowa trwala jak najkrocej.